W szybkim tempie Astral
Doors stanowił dla wielu słuchaczy kalkę muzyki Dio, Rainbow czy
Black Sabbath z ery Tony Martina. Nic dziwnego, Szwedzi w końcu z
wielką determinacją pracowali na ten status. Dobór
odpowiednich motywów, riffów, układu kompozycji, czy
wokalisty w postaci Nilsa Patricka Johanssona były tylko
potwierdzeniem tego co robili. Po znakomitym „Evil is Forever”
Astral Doors postanowił pokazać, że stać ich też na pójście
nieco w hard rockowe granie, że potrafią też dać coś od siebie,
nie patrząc na twórczość Dio. To wszystko zostało
zarejestrowane na trzecim krążku zatytułowanym „Astrialism”.
Mimo pewnych drobnych
zmian, wszystko zostało po staremu. Nils oczywiście wierny szkole
Dio śpiewał mrocznie i głęboko, pokazując swoją moc i charyzmę.
Co do partii gitarowych to też nie wiele się zmieniło, bowiem
dalej obecne były riffy i melodyjność wyjęta z lat 80, z
twórczości Dio czy Black Sabbath. Jednak można było po raz
pierwszy uświadczyć troszkę bardziej autorski materiał, troszkę
więcej pomysłów skonstruowanych przez Astral Doors, a nie
Dio. Ciekawym rozwiązaniem okazało się wtrącenie hard rockowych
patentów rodem z Rainbow. Taki styl podzielił fanów i
jednym to się podobało, a innym nie. Bez względu na poglądy
trzeba przyznać, że materiał stał się bardziej zaskakujący i
urozmaicony. Energiczny otwieracz „Evp” nie daje
nam poczuć tych zmian, bowiem jest to szybki, nieco power metalowy
kawałek przypominający „Bride of Christ”. Właśnie w takiej
formule Astral Doors brzmi perfekcyjnie i bezbłędnie. Miło jest
usłyszeć, że ktoś kontynuuje twórczość Rainbow i Dio.
Ostrzejszy riff, bardziej stonowane tempo i klimat albumu „Last In
Line” Dio daje się we znaki w „Black Rain”.
Jeszcze dobitniej zespół pokazuje swoje odejście w stronę
hard rocka, w stronę jakby łagodniejszego grania w „London
Caves” . Nie zabrakło na płycie marszowego kawałka, z
bardziej epickim klimatem i dowodem tego jest „From Satan
with Love”. Znów szybciej, znów bardziej z
czasów Rainbow jest w „Fire in our House” i
to jest to co lubię w tym zespole, szkoda że cała płyta nie jest
naszpikowana takimi kawałkami. Jest też i Black Sabbath z czasów
„Tyr” i najlepiej to oddaje ponury, epicki „Isreal”.
Moim faworytem dość szybko został „Tears from a Titan”.
Nieco inny utwór niż to co do tej pory nagrywali, nieco inny
od dokonań Dio. Bardziej wyeksponowane organy, bardziej epicki
charakter i bardziej wysublimowany styl, gdzie zespół ucieka
do własnych pomysłów, własnej interpretacji twórczości
Dio. Podobnie można rozpisać się o przebojowym „Vendetta”,
który zachwyca szybszym tempem i wyrafinowanym refrenem, który
podkreśla to wszystko co wyróżnia Astra Doors. Całość
zamyka kolos w postaci „Apocalypse Revealed”, który
pokazuje zespół z nieco innej strony. Utwór
rozbudowany i pełen różnych zmian i przetasowań. Spodoba
się z pewnością fanom Black Sabbath z lat 80.
„Astralism” to bardzo
istotny album w dorobku Astral Doors. Umocnił ich pozycję i
pokazał, że mają styl, pomysł na granie i potwierdzają to tym
albumem. Nie eksperymentują i nie porzucają tego co tak ciężko
wypracowali. Jednak ten album po raz pierwszy pokazał, że muzycy
też chcą dać coś od siebie, a nie tylko jechać na patentach
wypracowanych przez Dio w latach 80. Takie podejście zawsze się
ceni. Minusem może być tutaj produkcja, która nie jest tak
przyrządzona jak ta na „Evil is Forever”, no i jest bardziej
hard rockowo. Mimo to jest to jeden z najlepszych płyt szwedów.
Polecam.
Ocena: 9/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz