To już 12 lat
działalności szwedzkiego Astral Doors. Przez te wszystkie lata
szybko się przekonaliśmy, że można kontynuować twórczość
świętej pamięci Ronniego James Dio. Nagrali już w sumie 7 albumów
i każdy z nich jest utrzymany w tym charakterystycznym stylu.
Mroczny, zadziorny wokal Nilsa który brzmi jak klon Dio,
klimatyczne klawisze Jocke Roberga no i przesiąknięte latami 80
zagrywki gitarowe Joachima Nordlunda. To jest właśnie Astral Doors.
Wierny pewnym schematom, patentom i rozwiązaniom, ale też nikt nic
innego od nich nie oczekuje. Mają po prostu dopisywać dalsze
rozdziały muzyki Dio. Na nowy album przyszło po czekać 3 lata, ale
to akurat miało dobry wpływ na” Notes from the Shadows”.
Dlaczego?
Przede wszystkim jest
bardziej przemyślana, bardziej spójna i bardziej przypomina
pierwsze albumy. Nie brakuje motywów wyjętych z płyt Dio,
ale nie brakuje też świeżości i ciekawych pomysłów. Płyta
nie powstała pod pływem emocji czy też pod presją i naciskiem
wytwórni. Może i „Notes from the Shadows” nie jest tak
energiczny co „Evil is Forever” ani tak przebojowy co „Requim
of Time”, ale z pewnością jest bardziej udanym wydawnictwem niż
„Jerusalem”. Co ciekawe styl pozostał bez zmian, nie ma też
zmian personalnych ani innych eksperymentów. Widocznie Astral
Doors po prostu potrzebował więcej czasu na stworzenie dobrego
materiału. Imponuje od pierwszych dźwięków z pewnością
ostre brzmienie, które przenosi nas do lat 80, a także bardzo
dobra forma Nilsa, który nic nie stracił ze swojej
zadziorności i techniki. Na nim opiera się cały album, ale to też
nic nowego. Schematyczny jest otwieracz w postaci „The Last
Temptation of Christ”. Chociaż nie jest tak energiczny jak
większość kawałków otwierających jakie stworzył na
przestrzeni lat Astral Doors. Solidny kompozycja utrzymana w tonacji
melodyjnego heavy metalu. Nieco bardziej hard rockowy „Disciples
of Dragonlord” też jest chwytliwy i potrafi ująć swoim
klimatem. Szybciej, agresywniej. Może i nawet bardziej power
metalowo Astral Doors gra w „Wailling Well” i znów
można mówić o bardzo udanej kompozycji. Niby kompozycje nie
są czymś wyjątkowym, ani czymś nowym, ale trzeba przyznać, że
potrafią zapaść w pamięci. Może brakuje nieco ognia, trochę
mocniejszego uderzenia, ale i bez tego ten album się broni. W
„Shadowchaser” słyszę nawet coś z Deep Purple,
co jest kolejnym atutem. Kawałek ma sporo bluesowego feelingu, co
też pozwala dostrzec urozmaicenie na nowej płycie. Dawno też
Astral Doors nie wybierał się w bardziej progresywne rejony i „Die
Alone” imponuje swoją rozbudowaną formą i ponurym
nastrojem. Mocny kawałek, który pokazuje że Astral Doors to
nie tylko maszynka do tworzenia hitów. Nie ladą gratką dla
fanów Deep Purple, Rainbow czy Dio będzie instrumentalny
„Hoodoo Ceremony”, który jest swoistym
popisem umiejętności Jocke'a Roberga. Z drugiej połowy płyty
warto zwrócić uwagę na lekki i przyjemny „Desert
Nights”, ostrzejszy „in The Name of Rock”,
który brzmi nieco jak „Blood River”, czy też energiczny
„Confessions”. Jest jeszcze znakomity bonus, który
ukazuje jaki profesjonalizm ta kapela prezentuję. Bardzo miłe
zaskoczenie.
Może jeszcze nie wróciły
w pełni czasy „Evil is Forever” czy „Astralism”, ale z
pewnością „Notes from the Shadows” to kierunek w dobrą stronę.
Płyta bardziej dopieszczona i spójna, zrezygnowano z komercji
i nudnych pomysłów, wrócili do korzeni. To dobrze
rokuje na przyszłość i tego się trzymajmy.
Ocena: 8/10
Solidny materiał,dobrze się słucha.
OdpowiedzUsuńDisciples Of The Dragonlord!
OdpowiedzUsuńCała płyta jest świetna ale Wailing Wall ma najlepszy riff \m/.
OdpowiedzUsuńKurde, tak łatwo Wam wybrać najlepszy kawałek?:D Ja bym chyba wybrał Confession albo znakomity bonus:D Szkoda że ten motyw nie został bardziej rozwinięty:D
OdpowiedzUsuńDie Alone!
OdpowiedzUsuń