sobota, 13 września 2014

STALLION - Rise And Ride (2014)

Lubimy wyczekiwać premier znanych bandów. Bardziej interesuje nas jak będzie brzmieć nowy Accept czy Grave Digger aniżeli wyczekiwanie płyt mało znanych, czasami stworzonych przez młode, niedoświadczone kapele. Taka jest nasza natura i dziś wciąż wiele osób przeżywa ostatni album niemieckiej potęgi, jaką jest Accept, ale na nich heavy metal się nie kończy. Poza tym są ciekawsze i znacznie bardziej klasyczne albumy, które oddają znakomicie hołd dla lat 80. Najlepszym przykładem jest inny niemiecki band, a mianowicie Stallion. Zespół znikąd właściwie bo nikt o nich nie mówił, a szkoda bo zasługują na rozgłos. Działają od 2013 r i teraz promują debiutancki krążek „Rise and Ride”. To jest moi drodzy najważniejsze wydarzenie metalowe roku 2014.

Wiele kapel dzisiaj stara się nam przywrócić lata 80, to nieco przybrudzone brzmienie, tą przebojowość i lekkość. Nie powiem wielu zespołom ta sztuka się udaje co potwierdzają ostatnie wydawnictwa Striker, Accept, czy Bullet. Jednak bym nie przepuszczał, że da się być jeszcze bardziej autentycznym, szczerym. Stallion nie jest zespołem który próbuje brzmieć, on po prostu brzmi jak kapela z lat 80, jakby konkurowali z Gravestone, Accept, Running Wild i innymi tuzami w złotym okresie heavy/speed metalu. To jest dla mnie prawdziwy fenomen. Sekret Stallion kryje się w tym, że wokalista Paul brzmi jak frontman Lions Breed czy Gravestone. Ma ten zadzior, pazur co wielu wokalistów z tamtej ery. Nie liczy się technika, tylko moc, siła przekazu i miłość do metalu. To słychać właśnie u Paula. Co ciekawe sukces tego zespołu i samej płyty nie wynika tylko z niesamowitego głosu Paula. To coś znacznie więcej. Gitarzyści grają z polotem, z przekonaniem i słychać, że wychowali się na takich klasykach jak Accept, Gravestone, Lions Breed czy Running Wild. Pomijam techniczne wyszkolenie, chemię i w ogóle, ale ta energia, ta pomysłowość, te aranżacje na miarę klasyka z lat 80 jest tutaj godna podziwu. Pomówmy o samym materiale, który jest po prostu idealny. Płytę otwiera „Rise and Ride” i jest znany riff zaczerpnięty z „Port royal”, jest też nutka Iron Maiden, ale tutaj zespół zabiera nas w rejony starej szkoły niemieckiego metalu. Aż nasuwają się na myśl Lions Breed i Gravestone. W ogóle nie słychać, że to debiutanci i w dodatku, że płyta jest z tego roku. Nieco więcej agresji, speed metalu mamy w rozpędzonym „Wild Stallions” i tutaj nawet można doszukać się Helloween z „Walls of Jericho”. Trudno się oprzeć dynamice, temu chwytliwemu refrenowi, popisom gitarowym i tej energii. Mieszanka Judas Priest i Running Wild w „Streets of Sin” jest tak świetna, że aż przerażająca. Brzmi to klasycznie i to jest w tym piękne. Odpowiednie brzmienie i nastrojenie instrumentów sprawiło, że jest to takie klimatyczne i perfekcyjne. Nawet znalazło się miejsce na odrobinę thrash metalu co zespół potwierdza w agresywnym „Stigmatized”. Utwór bardziej urozmaicony i pojawiają się liczne zmiany tempa, wtrącenia różnych motywów. Kolejny hit odnotowany. Niby zespół gra na każdy utworze podobnie, to jednak jest urozmaicenie i co ciekawe nawet nie potrzebowali wtrącać tutaj ballady, która by popsuła cały urok tej płyty. „Canadian Steel” brzmi jakby ktoś ukradł ten kawałek Gravestone i teraz po tylu latach postanowił ukazać go światu. Kolejny szybki hit w bardzo melodyjnej oprawie. Nie zapomnijcie się w słuchać w te szalone solówki, które przyprawią was o dreszcze. „Bill to Pay” nieco bardziej hard rockowy, może nawet bardziej w stylu Accept, ale to wciąż muzyka najwyższych lotów. „Watch out” bardziej rytmiczny, dość skoczny i radośniejszy, ale motoryka wciąż nie ulega zmianie, co bardzo cieszy. Mieszanka Accept i Judas Priest wybrzmiewa z „The Right One” i to kolejny hicior. Najwolniejszy jest „The devil Never Sleeps” i tutaj zespół postawił przede wszystkim na klimat, co też wyszło korzystnie. Taki album trzeba również zamknąć z wielkim hukiem i „Wooden Horse” jest takim właśnie wielkim uderzeniem i znakomitym podsumowaniem całej płyty.

Teraz będzie o Stallion głośno. Nagrali perfekcyjny album, który brzmi jakby został nagrany w latach 80, kiedy sukces odnosił Gravestone, Lions Breed, Running Wild i inni wielcy. Muzyka zawarta na „Rise and Ride” jest autentyczna i energiczna. To 10 hitów utrzymanych w heavy/speed metalu na najwyższym poziomie. Jedyną wadą jest to że album jest taki krótki i tak szybko kończy się muzyka. Może teraz każdy pojmie, że nowy Accept jest niczym w porównaniu do tej perełki. Rozgłaszajmy światu że speed metal ma nowego szeryfa, a jest nim Stallion.

Ocena: 10/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz