Krew, pot i dobra taktyka
prowadzi do zwycięstwa, do prawdziwej glorii i chwały. Francuski
zespół o nazwie Elvenstorm od 2008 roku solidnie pracował na
swój sukces, na te znakomite wyniki. Debiut z 2011r „Of Rage
And War” namieszał troszkę w heavy metalowym światku. Zespół
od razu zyskał popularność i wyróżnili się tym, że są
jednym z tych nielicznych heavy metalowych zespołów, gdzie
funkcję wokalisty pełni kobieta. W latach 80 było to na porządku
dziennym, co potwierdzały takie kapele jak Hellion, Chastain, czy
Warlock. Dzisiaj już trudno o takie kapele, ale jak się dobrze
poszuka to można znaleźć kilka jakże znakomitych zespołów.
Elvenstorm jest jednym z nich. Wrócili z nowym albumem
zatytułowanym „ Blood Leads to Glory”i lepiej nie można było
dobrać tytułu. Tak krew i wysiłek całego zespołu doprowadził do
sukcesu.
O nowym albumie można
mówić jako hołd dla starych kapel z lat 80, mieszankę
heavy/speed/power metalu utrzymanego w stylu Stormwarrior, Running
Wild, Lonewolf, czy White Skull. Choć często spotkamy się z
etykietą drugiego Crystal Viper. Jakbyśmy nie nazwali nowego
albumu, to trzeba jedno przyznać, jest to jeden z najlepszych
albumów z taką muzyką jaki ukazał się w tym roku.
Soczyste, wręcz perfekcyjne brzmienie osadzone w niemieckim klimacie
i w sumie to nas nie powinno dziwić, w końcu tym zajęli się Piet
Sielck i Lars Ramcke. To już zapewnia jakiś poziom muzyczny tego
wydawnictwa. Co ciekawe, płyta nie brzmi jak Iron Savior, co jest
plusem zwłaszcza w przypadku charakterystycznego ustawienia
brzmienia przez Pieta. Tym razem udało się uniknąć tego.
Brzmienie można porównać do dwóch pierwszych płyt
Stormwarrior. W sumie ta cecha dotyczy się riffów, solówek,
konstrukcji utworów. Sporo w tym starego Stormwarrior, co z
pewnością ucieszy tych co się zawiedli „Thunder &
steele”.Kolejnym zespołem który mocna przemawia w muzyce
Elvenstorm to oczywiście Crystal Viper. Nic też dziwnego, że nawet
gościnnie pojawiła się Marta Gabriel. Jej wkład w „Mistress
from Hell” jest słyszalny i to też składa się na to, że
jest to jeden z najlepszych utworów na płycie. To wszystko
sprowadza się do tego, że mamy też wpływy Running Wild. Francuzi
się z tym wcale nie kryją i sprawia im to wielką frajdę.
Znakomicie to podkreślają w szybszym „Black Hordes”
, w „Fallen One”, który jest osadzony w
„Port Royal” czy „Death or Glory” czy w klimatycznym „Sirens
of Death”. Album brzmi klasycznie i bardzo w stylu lat 80.
Otwarcie instrumentalnym intrem w postaci „Sanguis ad
gloriam” to tylko potwierdza. Styl i układ melodyjny to
taki miks Crystal Viper i Running Wild. Wraz z wejściem „Reign
in Glory” wszystko staje się jasne i od razu można
wytoczyć inną tezę. Zespół jest tutaj bardziej dojrzały,
bardziej doświadczony i wie jak podejść do tematu żeby nie robić
jakiś głupich błędów. Jest energia, radość z grania,
jest hołd dla lat 80 i wielkich kapel. Z tego wszystkiego
najbardziej zachwyca wykonanie, sposób w jaki zespół
gra, no i sama pomysłowość. Gdyby nie ten ostatni czynnik, to z
pewnością album by się nużył i nie byłby taki energiczny i
zapadający w pamięci. „Werewolves of the East”
brzmi jak kawałek wyjęty z płyty Lonewolf, ale to też potwierdza
w jakiej formie jest Elvenstorm. Właściwie muzycy są tutaj bez
błędni. Najbardziej imponuje gitarzysta Michael, który w
każdym utworze daje popis swoich umiejętności i jest czym się
zachwycać. Złożone solówki, ostre, żywiołowe riffy i
sporo szaleństwa. To musi się podobać. Fani Crystal Viper powinni
szczególną uwagę zwrócić, na stonowany i bardzo
melodyjny „Temple of the Sun”. Elvenstorm na pewno
nie przebija Crystal Viper wokalnie, bo Laura to nie Marta i nie ma
takiego ostrego głosu. Jej wokal jest czysty, techniczny i na swój
sposób specyficzny. Może być to nawet przeszkoda dla
niektórych. Dalej mamy „Ruler of the Night”,
który wybija się na tle innych znakomitą solówką i
ciekawym motywem w środkowej części. Oczywiście piękna okładka
przesiąknięta rycerskim klimatem i epickim charakterem została
tutaj zastosowana nie bez powodu. Znakomicie odzwierciedla to co mamy
w marszowym „Where Angels Dare to Die” , który
nawiązuje do muzyki Manowar. Elvenstorm znakomicie odnajduje się w
graniu heavy/speed/power metalu, zwłaszcza w tym osadzonym w latach
80 i nic dziwnego że postanowili jakoś to udowodnić na koniec
płyty. Dobrym rozwiązaniem okazało się wstawienie covera Savage
Grace, który przecież jest kultowym zespołem obracających
się w rejonach speed metalu. „Into The Storm” to
znakomity kawałek, który potwierdza geniusz zespołu.
Cel osiągnięty.
Elvenstorm nagrał perfekcyjny album, który oddaje piękno
heavy/speed/power metalu i muzyki lat 80. Każdy kto gustuje w
Crystal Viper, Running Wild, Hellion, Warlock, Lonewolf, czy
Stormwarrior będzie zachwycony tym albumem. Właśnie narodziła nam
się nowa gwiazda heavy/speed metalu. Czekamy na więcej.
Ocena: 10/10
2 albumy i 2 razy na wysokim poziomie.Brawo metalowa Francja. ;]
OdpowiedzUsuńKapitalny album ! Wreszcie go dorwałem :) Pochwalę się, że razem z mega plakatem, zdjęciami bandu i kostkami gitarowymi. Ostatnia sztuka specjalnego fanowskiego zestawu, cieszę się jak małe dziecko :)
OdpowiedzUsuń