wtorek, 2 czerwca 2015

WITCHBOUND - Tarots Legacy (2015)

W tym roku powrócił do świata żywych kultowy band z lat 80, a mianowicie Stormwitch. Ta kapela dorobiła się kilku naprawdę mocnych albumów, ale tegoroczny „Seasons of The Witch” to ogromne rozczarowanie. Zespół zawiódł pod każdym możliwym względem i w sumie nie ma się co dziwić, skoro obecnie bardziej to przypomina projekt muzyczny Andiego i Jurgena. Na szczęście powstała bardzo dobra alternatywa dla fanów Stormwitch. Jest nią Witchbound. Już na przestrzeni lat 2006/2007 powstawały pomysły na album i Harald Spangler zdążył jeszcze przed swoją śmiercią opracować sporo kompozycji. Stefan Kaufmann postanowił dalej ciągnąć ten band i tak Witchbound w 2013 zmobilizował się jeszcze bardziej. W zespole pojawili się dawni muzycy Stormwitch tj: Ronny Gleisberg, Peter Langer i Martin Winkler, a skład uzupełnił Thorsten Lichtner . Projekt muzyczny szybko przerodził się w prawdziwy band, który chce wypełnić lukę po nieudanym powrocie Stormwitch. „Tarot's Legacy” to hołd dla Lee Tarota i starego Stormwitch.

Okładka i nazwa to taki miły gest dla fanów Stormwitch. Nawiązanie do tradycji i do legendy jaką jest Stormwitch. Jednak w przeciwieństwie do ekpipy Andiego i Jurgena Witchbound naprawdę przyłożył się do swojego albumu. Jeśli szukacie solidnego heavy/power metalu utrzymanego w tradycyjnym klimacie, nasyconego niemiecką manierą i przebojowością to dobrze trafiliście. Witchbound nie dość że nawiązuje do twórczości Stormwitch i to tego najlepszego okresu, to jeszcze stara się nas zaskoczyć i stworzyć swój własny styl. Nie ma w tym kiczu, a zespół stawia na energiczne tempo, dużą dawkę przebojowości. Jest to szczere i przemawia do słuchacza. Zespół nie marnował czasu i nagrał aż 14 utworów. Mamy niezły rozrzut i każdy znajdzie coś dla siebie. Zaczyna się od „Dance into The Fire”, który promował ten album. Jest klimat lat 80, mieszanka heavy metalu i hard rocka, a wszystko zagrane z pomysłem. To dobrze rokuje i zachęca do zapoznania się zresztą. „Mauritania” to też bardziej melodyjny kawałek o zabarwieniu hard rockowy, ale pokazuje że w kapeli jest potencjał. Przykładem mocnego, rasowego heavy metalu w stylu lat 80 jest choćby taki żywszy „Jesters day”. Bardzo podoba mi się „To search for the Grail”, który ma riff na miarę twórczości Dio i to jest mocny atut tego kawałka. Nie zabrakło też przyspieszenia i typowego heavy/power metalu w niemieckiej odsłonie i taki Holy Ground” to dobry przykład tego. Oscar Dronjak z Hammerfall pojawia się gościnnie w „Keep The Pyre Burning” i to kolejny dobry powód dla którego warto sięgnąć po debiutancki album Witchbound. Po kilku przerywnikach pojawia się kolejna petarda w postaci „Die sword in Hand”. Kto lubi true heavy metal i Accept ten powinien wsłuchać się w mocarny „Sands of Time”. Całość zamyka romantyczna ballada w postaci „Trail of Stars”.

To co się nie udało Stormwtich udało się wykonać Witchbound na debiutanckim albumie. Jest heavy/power metal na wysokim poziomie, jest pomysł na kompozycje, jest tradycja, doświadczenie, a przede wszystkim zespół oddaje hołd Stormwitch. Miło, że dawni muzycy nie poddali się i stworzyli coś własnego, co wypełni lukę po nieudanym powrocie Stormwitch. Dla fanów heavy/power metalu jest to pozycja obowiązkowa, że o fanach Stormwitch nie wspomnę.

Ocena: 8/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz