piątek, 29 maja 2020

ALESTORM - Curse of the crystal cocount (2020)

Alestorm znów wypłynął na szerokie wody i tym razem ta podróż nie była tak owocna, jak te w poprzednich latach. Brytyjska formacja choć może pochwalić się doświadczeniem i własnym stylem, to nie potrafili tego wykorzystać na nowym albumie zatytułowanym "Curse of the crystal Coconut". Odnoszę wrażenie, że ten album jest parodią heavy metalu i tutaj panowie starają się postawić na dobry humor. Zespół zatracił swoją tożsamość, zaczęli eksperymentować i niestety tym razem poszli na dno.

Plusy? Ta wyprawa przyniosło piękną okładkę i kilka dobry utworów, ale tak ogólnie to album porażka i to jest w sumie kpina że Alestorm wydał taki słaby i nijaki album. Lider Christopher Bowes ma pomysł na Gloryhammer, ale Alestorm to już band który dla mnie stracił wartość. Już otwieracz "Treasure Chest" brzmi jak mieszanka metalu, popu i jakiegoś dance. Co to u diabła jest? Czy można mówić o przebojowości w przypadku "Fannybaws"? Refren lekki przyjemny, ale jakieś to wszystko komercyjne i irytujące. Kiedy wkracza" Tortuga", to ma się ochotę wyłączyć ten cały album. Elementy jakiegoś rapu totalnie psują odsłuch i to już nie jest to czego oczekuję od tej kapeli. Na wyróżnienie zasługuje jak dla mnie rozpędzony "Call of the Waves", który przypomina stary dobry Alestorm.

Kiedyś Alestorm potrafił nagrać dojrzały i mocny album oddający to co najlepsze w folk/power metalu. Nowe dzieło to parodia tego gatunku i lepiej jakby ten album nigdy się nie ukazał. To wydawnictwo nie zasługuje na uwagę, nawet jeśli jest się wielkim fanem tego zespołu.

Ocena: 2/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz