wtorek, 5 kwietnia 2022

CAINS DINASTY - The witch & the martyr (2022)


 Po słabszym albumie "Eva" nie skreśliłem hiszpańskiego Cains Dinasty. To jedna z tych kapel, która ma swój własny styl i pomysł na siebie. Nie na co dzień ma się do czynienia z tematyka o wampirach w stylistyce power metalu. Pierwsze albumy, z naciskiem na debiut i "Hollow Earth" to płyty z górnej półki i często do nich wracam. W końcu po 4 latach kapela wraca z nowym materiałem i "The Witch & the martyr" to znów płyta bardziej dopracowana i bardziej atrakcyjna dla słuchacza. Tak band powraca do swoich najlepszych płyt.

Co z tego że okładka może nie porywa klimatem czy jakością, jak w znakomicie oddaje styl grupy i tego co nas czeka po odpaleniu płyty. Oczywiście kto tematykę związana z wampirami ten poczuje się jak w domu. Jaquin i Alejandro  tworzą udany duet gitarowy, który potrafi urozmaicić swoją grę i nie boją się wyzwań. Nie brakuje tutaj wciągających melodii czy mocniejszych riffów.  Gwiazdą tego zespołu jest nie kto inny jak wokalista Ruben Picazo, który ma ciekawą barwę głosu, która pozwala dodać trochę magii do muzyki Cains Dinasty. Właściwy człowiek na właściwym miejscu i bez niego nie byłoby Cains Dinasty.

Płyta ma ciekawy, tajemniczy, nieco mroczny klimat i intro "The rising" jest tego niezbitym dowodem. Otwieracz ma szokować, doprowadzać do euforii i rozrywać słuchacza na strzępy. "Wanderer" to killer i to bez dwóch zdań. Jest energia, jest podniosłość, przebojowość i wszystko to co kocham w power metalu. Jeden z najlepszych utworów Cains Dinasty to na pewno. Zwalniamy w "Two graves", który jest bardziej marszowy, nieco stonowany i momentami czuje się jakbym słuchał Kinga Diamonda. Obłędne są partie wokalne Rubena w zadziornym "Pure Evil". Nieco pokręcony kawałek, ale potrafi dostarczyć emocji słuchaczowi. Kolejna dawka solidnego power metalu pojawia się w melodyjnym "Red Moon" czy rozpędzonym "Blood For Blood", który ma dość intrygujące solówki. Całość wieńczy nieco bardziej rozbudowany i nieco progresywny "strong Again". Mocne uderzenie na koniec z niezwykle przebojowym refrenem.

Cains Dinasty to band, który ma swoje grono słuchaczy i potrafi grać na solidnym poziomie. Tutaj pełnej ekscytacji zabrakło pomysłów na cały album. Momentami wdziera się rutyna i monotonność. Jest kilka perełek, jest zgrany band i niesamowity gardłowy, który napędza ten zespół. Wartościowy album, który trafi nie tylko do fanów zespołu, ale i maniaków power metalu. Nie jest to może płyta roku, ani też najlepszy krążek tej formacji, ale jest to ważny album w ich dorobku, który nie przynosi im wstydu. Ostatecznie pozytywne zaskoczenie względem "Eva".

Ocena: 7/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz