niedziela, 24 kwietnia 2022

LIVEWIRE - Under Attack (2022)

Na scenie heavy/speed metalowej pojawił się nowy zawodnik. Australijski Livewire powstał w 2019r na gruzach Fenir i w tym roku band wydał swój debiutancki album zatytułowany "Under Attack". Udostępnione materiały promocyjne, wszelkie próbki zawartości sprawiły, że band wzbudził moje zainteresowanie i z ciekawością wypatrywałem całości. Trzeba przyznać, że "Under Attack" to bardzo przemyślany i dojrzały album, który zasługuje na wyróżnienie i zapisanie do grona najlepszych płyt roku 2022.

Niby nie znajdziemy tutaj nic nowego, ale forma w jakiej panowie podają oklepane motywy jest wysokiej próby. Album cechuje się niezwykłą dynamiką i melodyjnością. Znajdziemy tu zadziorne riffy, pełne emocji solówki, dużą dawkę pozytywnej speed metalowej energii, wyrazisty i charyzmatyczny wokal i sporo chwytliwych melodii. To wszystko przedkłada się na jakość zawartej muzyki. Anthony i Christopher na pewno spełniają się w roli gitarzystów i panowie naprawdę dobrze czują ten instrument. Wygrywają ciekawe rzeczy i przez to nie ma mowy o nudzie.  Mocnym punktem Livewire jest bez wątpienia uzdolniony wokalista Nick Wilks. To za jego sprawą album jest zadziorny, melodyjny i ma klimat lat 80. Owy klimat lat 80 jest również uchwycony w kolorystycznej okładce czy nieco surowym brzmieniu. Wszystko jest tak jak być powinno.

Band zalicza mocne otwarcie, bo "Attack,Attack, Attack" oddaje w pełni talent Livewire i pokazuje ich potencjał. Jest energia, jest klimat lat 80 i chwytliwy riff. Dobrze się tego słucha i chce się więcej. Oczarował mnie na pewno szybszy i bardziej melodyjny "A cold day in hell". Wyszedł z tego rasowy killer i ten wokal Nicka. No jest moc! Imponujące są partie basu w przebojowym "Conqueror", który w dalszym ciągu ukazuje przebojowe oblicze zespołu. Nieco chwili wytchnienia mamy w początkowej fazie "Midnight Sun". Nieco wolniejszy kawałek, ale też pełen odesłań do heavy metalu lat 80. Więcej emocji dostarczają z pewnością speed metalowe kąski jak "Solace in Escape", czy świetny "Lockjaw Deathroll". Ten ostatni utwór to jeden z najlepszych utworów na płycie i momentami ociera się o thrash metal. Killer!  Pozostała część płyty to na nowo zagrane kawałki z poprzednich dem.

Livewire znakomicie prezentuje się na swoim debiutanckim krążku. Mają chłopaki energię i pomysł do grania, a zawartość tej płyty jest naprawdę atrakcyjna. Jest potencjał i pewnie usłyszymy jeszcze nie jeden świetny album tej grupy. Jestem na tak i chcę więcej speed metalu od Livewire. Gorąco polecam!

Ocena: 8.5/10
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz