piątek, 18 maja 2012

WHITE SKULL - Under This Flag (2012)


Jeśli chodzi o włoski power metal to zawsze miałem respekt przed WHITE SKULL, który w najlepszym swoim okresie grał znakomicie. Stawiał na przebojowość, dynamikę, wyrafinowanie, przemyślane melodie, który porywały słuchacza pomysłowością i przystępną formą, która sprawiała że kompozycje łatwo zapadały w pamięci. To co charakteryzowało ten włoski zespół który został założony w 1988 roku to również niezwykła agresja, własny wykreowany styl, umiejętność tworzenia przebojów niczym zespoły z wieloletnim stażem, które są pionierami w tej muzyce. Nie da się ukryć że kluczową rolę w tym złotym okresie czyli 1991 – 2000 odgrywała wokalistka Federica De Boni, która w przeciwieństwie do innych panienek stawiała na zadziorność, chrypę, taki można rzec bardziej zalatujący pod męski wokal. To właśnie z ta wokalistką zespół nagrał najlepsze albumy i mam tu na myśli zwłaszcza „Public Glory, secret agony” czy też „Tales From The North”, wraz z odejściem wokalistki poziom muzyczny zespołu nie co spadł i właściwie zespół zaczął brzmieć nieco inaczej. Choć trzeba przyznać, że okres gdzie główną rolę odgrywał wokalista Gustavo Gubarro, który był dobrym w tym co robił, jednakże to już był inny zespół który prezentował nieco inny styl. Również i ten etap nie trwał długo i tak przyszedł czas najgorsze dzieło w historii grupy, czyli „Forever Fight” gdzie pojawiła się nowa wokalistka, a mianowicie Elisa de Palma, której technika i sam styl śpiewania pozostawiała wiele do życzenia. Niestety stylistycznie i pod względem samej zawartości też było słabiutko i zespół właściwie sięgnął dna. Postawiłem na nich krzyżyk i nadzieją na powrót do glorii chwały mogła dać kolejna zmiana personalna na pozycji wokalista Jak już kogoś zatrudnić to sprawdzonego, a już najlepiej kogoś z kim odnosiło się sukcesu, kogoś z kim uformowało się pozycję, styl, osobę z którą jest identyfikowany WHITE SKULL i bez której nie funkcjonuje tak jak powinien. Tak, do składu zwerbowano w 2010 roku Federicę De Boni i to z nią nagrano już nowy album „Under This flag” i to jest album na jaki warto było czekać, to jest wydawnictwo które oczywiście nawiązuje do najlepszych albumów tego zespołu. Co ciekawe jest tutaj ta ich charakterystyczna przebojowość, agresja, zadziorność, niezwykła melodyjność i to jest ten WHITE SKULL, który większość z nas pokochała, za którym większość się stęskniła. Forma wokalna De Boni nie podlega wątpliwości, można co najwyżej gdybać czy to nie jest najlepszy album pod względem jej umiejętności. Dalej ma to coś co elektryzuje słuchacza, co sprawia że słucha się tego z wielkim zapałem i entuzjazmem. Ze starego składu mamy też perkusistę Alexa Mantier, który ma zadanie zapewnić moc utworom, zapewnić zróżnicowanie i dynamikę. To że sobie wywiązuje się ze swoich obowiązków, świetnie dowodzi taki ostry, dynamiczny, melodyjny „Prisoners Of war” dowodzący że zespół wrócił o to w takiej formie w jakiej był, kiedy zespół opuszczała De Boni. Drugim muzykiem, który tkwi w zespole od samego początku to gitarzysta Tony Fonto, który nie zapomniał jak się gra porywające, rozpędzone, melodyjne partie gitarowe i jest to wszystko co liczy się dla mnie w power metalu. Jest szczypta szaleństwa, finezyjności i jest precyzja i niezwykła technika co świetnie słychać w melodyjnym „Nightamres” gdzie znakomicie to upiększają partie klawiszowe w tle.Trzeba przyznać, że tworzy zgrany duet z Danillo Barem, choć szkoda że nie zwerbowano też Nicka Savio. Mamy też taką znajomą oprawę graficzną, no i dopieszczone brzmienie, które zawsze stanowiło mocną stronę wydawnictw WHITE SKULL.

Albumy z wokalistką De Boni zawsze się charakteryzowały równością, przebojowością, mający cechy zróżnicowania i niezwykłej melodyjności. Do tej receptury powrócono i na tym albumie. Choć między tamtymi krążkami a tym jest 12 lat przerwy to jednak czuć tą kontynuację. Już samo otwarcie albumu w postaci „Hunted Down” sprawiło że przeszły mnie ciarki i jest to jeden z najlepszych tegorocznych otwieraczy. Dynamit, zadziorność, średnie tempo, rycerski klimat, chwytliwy refren, który zagrzewa do walki i mocny, ostry riff, który przypomina nieco heavy metalowe granie w stylu JUDAS PRIEST. Można też przytoczyć taki HELSTAR. Mimo skojarzeń jest to ten power metalowy WHITE SKULL, którego mi brakowało. No i ta praca gitarowa jest ciekawsze niż na ostatnich albumach, wystarczy posłuchać jak skonstruowana jest tutaj solówka, jaka jest lekkość, swoboda, melodyjność i szaleństwo. Taki power w tym roku prezentował póki co DRAGONFORCE. Riffy, motywy główne moi drodzy to coś co zapewnia że album nie nudzi, że cały czas się coś dzieje. Już w przypadku „Bottled Mind” pojawia się nieco heavy metalowego zacięcia, ale dalej towarzyszy nam przebojowy charakter kompozycji i niezwykła melodyjność. Jest znakomita forma wokalna De Boni, który idealnie się wpasowuje w tą ostrą, zadziorną ścianę dźwięków. Tak doskonałej pracy gitarowej w wykonaniu zespołu WHITE SKULL już dawno nie słyszałem i „Red devil” to kolejny przebój, to kolejna petarda i miód dla uszu jeśli chodzi o gitary. Świetnie zespół wyczuł tutaj wtrącanie wolnych patentów i kawałek trwa zaledwie 5 minut i dzieje się sporo. Pierwsze skojarzenie to BLOODBOUND i jeśli ktoś kocha ten band to pokocha i to co gra WHITESKULL na tym albumie. Fajnie wypada wtrącenie epickich chórków, heavy metalowe zacięcie w zadziornym „Lost Alone”, który jest kolejnym pretendentem do przeboju roku. Natomiast jeśli chodzi o najostrzejszy kawałek na płycie to dla mnie jest nim tytułowy „Under This Flag” , czy też ostry „You Choose” które mają coś z thrash metalu w głównym motywie i tutaj można również się przekonać co to znaczy mieć znakomitego perkusistę. Do takiej konwencji świetnie pasuje bez wątpienia wokal De Boni, gdzie jest współpraca ostrego riffu z zadziornym wokalem. No i znów przebojowy charakter kompozycji o czym znakomicie dowodzi zapadający w głowie refren. Drugim skrajnym kawałkiem będzie „AOD” gdzie zespół serwuje wolne tempo, spokojny, klimatyczny motyw i nie powiem jest to miła dla ucha ballada, która ma interesującą melodykę. Coś z IRON MAIDEN słychać w melodyjnym, dynamicznym „War After war” gdzie de Boni śpiewa momentami jak sam Dio. Nie można też pominąć rytmicznego „Freedoms Not here” jak i rozpędzonego „Redemption” który znakomicie oddaje to co zespół gra oraz jaki brzmi ich styl, co się na niego składa. Kolejny sztandarowy hicior.

Liczyłem na udanym powrocie, ale nie aż tak wielki. Moi drodzy WHITE SKULL wrócił silny jak niegdyś w swoim najlepszym okresie. Dowodem tego jest ten album. Tak jak ironi nie są sobą bez Bruca, judasi bez Roba, tak WHITE SKULL nie jest sobą bez De Boni. Znakomity powrót w glorii chwały. Ci którzy lubili albumy z De boni to polubią i ten, bo jest to wszystko co było tam. Jest przebojowość, zadziorność, perfekcja wykonania, rozbudowane aranżację i wykorzystany potencjał. Warto było czekać. Jedno z największych zaskoczeń tegorocznych.

Ocena: 10/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz