środa, 6 lutego 2013

AXEL RUDI PELL - Magic (1997)

Czym, że jest magia? Każdy z nas ma swoje definicje, jedni mówią o czarach, siłach nadprzyrodzonych, a inni nazywają tak moc, która pozwala czynić cuda, robić coś z niczego. W naszym rzeczywistym świecie można dostrzec cuda, jednak czy są magią? Każdy interpretuje owe zjawiska na swój sposób, jednak czy można mówić o magii w przypadku muzyki, zwłaszcza metalowej? Wyobraźcie sobie muzyka, gitarzystę i kompozytora, który wykreował swój styl grania na tym instrumencie wykreował jeszcze w zespole STEELER, który potem już pod własnym szyldem tworzył muzykę, która można zakwalifikować do gatunku melodyjnego metalu. Muzyk, który od 1989 właściwie tworzył mniej więcej to samo, na pierwszych płytach było to jeszcze nieoszlifowany styl, w którym pełno było zacięcia heavy metalowego, które można było skojarzyć z STEELER, czy RUNNING WILD. Potem już od albumu „Between The walls” stworzył magiczny swój świat, gdzie każda melodia jest czymś pięknym i wyjątkowym, gdzie każdy utwór to inna przygoda i nie dało się oprzeć temu magicznemu światu, który potrafił oczarować dźwiękami, melodiami, klimatem, solówkami i całą grą owego muzyka. Najlepsze jest to, że kolejne albumy dalej były w podobnym stylu i nie spadały poniżej pewnego poziomu jeśli już chodzi o samą muzykę. O kim mowa? Kto jest tym czarodziejem, który potrafi przenieść słuchacza do świata magii i czarów? Kto jest tym muzykiem, który nie ma różdżki jak Harry Potter tylko gitarę? Kto jest tym magikiem, który nie rzuca czarów, a mimo to potrafi oczarować słuchacza, który potrafi wytworzyć coś pięknego z niczego, z prostego motywu? Kto jest tym czarodziejem, który nie ma problemu z utrzymaniem magicznego stylu, który od lat gra w kółko to samo? Tym czarodziejem jest nie kto inny jak maestro AXEL RUDI PELL, który w kategorii melodyjnego metalu jest królem i po dzień dzisiejszy ten stan rzeczy się nie zmienił. W muzyce Axela śmiało można wyłapać inspirację takimi gitarzystami jak Ritchie Blackmore, czy Yngwie Malmsteen i słychać wpływy tych gitarzystów i ich zespołów, jednak mimo wyraźnych i słyszalnych inspiracji Axel wykreował swój własny styl, który jest nie do podrobienia. Klimat, melodyjność, energiczne solówki, pełne finezji, emocji, mocna sekcja rytmiczna, nawiązujące do RAINBOW czy DEEP PURPLE klawisze, piękny, podniosły i melodyjny wokal, który prowadzi dialog z owym instrumentem Axela, to są nieodzowne elementy jego stylu, które przewijają się na każdej płycie. AXEL RUDI PELL jak wspomniałem trzyma wysoki poziom i właściwie nie ma na koncie słabego i niedopracowanego albumy, to też ciężko wybrać ten najlepszy. Z pewnością czołowe miejsce zajmuje „Between The Walls” no i „Magic”.

Recenzję „Between The Walls” mam już za sobą, to też chciałbym wam co nieco napisać o „Magic”, który w rzeczy samej jest płytą magiczną, która oczarowuje swoimi dźwiękami, klimatem, melodiami, solówkami, finezją i lekkością Axela, którego śmiało można zaliczyć do najlepszych gitarzystów na scenie metalowej. „Magic” to album utrzymany w tym charakterystycznym stylu co można było usłyszeć na „Between The Walls” czy „Black Moon Pyramid” i to jest nie lada sztuka grać niby to samo, a jednak wciąż trzymać wysoki poziom. Tutaj jest już prawdziwa perfekcja i przypomina się genialny „Between The Walls”, a niżeli przebojowy „Black Moon Pyramid” w którym pojawiło się kilka eksperymentów, przez co album nie był bez skaz. „Magic” niczym „Between The Walls” potrafi zauroczyć i dostarczyć sporo emocji, gdzie każdy utwór to inna przygoda. Mimo tego samego stylu, jaki serwuje Axel od roku 1989, to jednak trzeba przyznać, że „Magic” jest cięższym albumem aniżeli dwa poprzednie albumy. Słychać, że w wielu miejscach muzyka ociera się o heavy/power metal w takiej melodyjnej odmianie i dowodem tego jest „Nightmare” , który jest takim rasowym szybkim kawałkiem Axela, będący wariacją na temat heavy/power metalu. Konstrukcja utworu, czy też refren przypomina bardzo poprzedni album „Black Moon Pyramid”, czy też heavy metalowe początki Axela w STEELER czy też pierwszy album „Wild Obsession”, jednak tutaj mamy bardziej złożone solówki, które powalają precyzją i finezją, do tego ta nieprzewidywalność i zaskoczenie. Kolejny dowód na to, że Axel jest wyjątkowym gitarzystą, który śmiało podąża ścieżką wyznaczoną przez Ritchiego Blackmore'a. W podobnej konwencji utrzymany jest „Playing With Fire” który ma w sobie coś z hard rocka, co słychać w lekkim otwarciu. W tym utworze znakomicie prezentuje swoje umiejętności perkusista Jorg Micheal, który gra znacznie ciekawej, z większym rozmachem i pomysłem aniżeli na płytach RUNNING WILD. Do grona zadziornych kawałków, w których można wyłapać spore ilości heavy/power metalu w melodyjnej formie należy zaliczyć również „Turned To Stone”, „Prisoners of The sea” czy też przebojowy, rozpędzony „Light in the Sky”. Jak można zauważyć ponad połowę albumu zapełniają szybkie, heavy/power metalowe kompozycje, które sprawiają że album jest naprawdę dynamiczny i ostry. Pod tym względem jest to jeden z ostrzejszych albumów, jeżeli nie najostrzejszy. Jednak magia Axela polega na tym, że każdy album jest bardzo zróżnicowany, tak więc i tutaj pojawiają się kompozycje o innym charakterze. Standardowo musi pojawić się na albumie Axela utwór instrumentalny, tak też jest i na „Magic”, choć tutaj ten element został ograniczony wyłącznie do 2 minutowego intra w postaci „Swamp Castle Overture”, który zachwyca klimatem oraz jakże wspaniałą grą klawiszowca Christiana Wolfa, który jest odpowiedzialny za lekkość i klimat, tą całą aurę melodyjnego świata. Jednak w tym utworze, go tak nie słychać jak w kolosach, które są kolejnym nieodzownym elementem płyt Axela i tutaj mamy dwa nieśmiertelne utwory, który zapisały się w historii twórczości Axela. Pierwszym z nich jest tytułowy „Magic”, czyli utwór który opiera się na stonowanym tempie, mocnym basie i wolniejszej perkusji i mocnym wokalu. Zapewne nie jednemu słuchaczowi utwór się skojarzy z BLACK SABBATH z ery Martina i jest to właściwie skojarzenie. Drugą rozbudowaną kompozycją, która liczy sobie ponad 12 minut jest „The Clown Is dead” i to jest utwór melancholijny, wzruszający, nieco klimatem przypominający QUEEN zwłaszcza z początku, jednak ta kompozycja ma swój własny styl. Można ją traktować właściwie jako balladę i jest to najdłuższa ballada z jaką miałem do czynienia i zarazem jedna z tych najpiękniejszych. Świetnie zaaranżowane klawisze, które zapewniają lekkość i odpowiedni klimat kompozycji i do tego znakomity wokal Jeffa Scotta Sotto, który śpiewa tutaj wręcz z nutką teatralności. Utwór po prostu piękny i ponad czasowy. Sotto to znakomity wokalista, prawdziwa czołówka o czym udowadnia po raz kolejny na płycie Axela i czuje się znakomicie w szybkich kompozycjach, tych bardziej rozbudowanych, a także w balladach i w „The Eyes Of the Lost” znów o tym przekonuje słuchacza. Jeff na tym albumie zaśpiewał po prostu perfekcyjnie, z mocą, z całym sercem i zaangażowaniem, a co do owej wspomnianej ballady, to trzeba przyznać, że owa skromność i lekkość, łagodność, romantyczny wydźwięk i dialog między wokalem i gitarą Axela jest atrakcyjny i zapiera dech w klatce piersiowej.


Nie trzeba wierzyć w cuda, czary i magię, jednak jak inaczej określić muzykę zawartą na „Magic”, jak nazwać zjawisko, że od debiutanckiego albumu Axel wciąż trzyma się swojego stylu, nie kombinuje, nie eksperymentuje, że wciąż siedzi na swoim tronie melodyjnego metalu, nagrywając w bardzo regularnym odstępie czasowym tj rok czy dwa lata kolejne albumy, który wciąż zachwycają, oczarowują słuchaczy? Jak inaczej nazwać sposób wygrywania przez Axela solówek, czy riffów, tworzenia klimatu na swoich płytach, pięknych melodii? Jakie inne słowo tutaj pasuje niż magia? „Magic” to najlepszy przykład tej magii w wykonaniu Axela i choć od premiery minęło sporo czasu, bo album został wydany w 1997 roku, to jednak wciąż ma w sobie tą magię, wciąż zachwyca i przenosi do krainy magii. Perfekcyjne wykonanie, znakomite kompozycje, zróżnicowanie materiału, piękne melodie, magiczny klimat i wszystko czego wymaga dusza. Axel nagrał wiele świetnych albumów, ale „Magic” to czołówka i obok „Between The Walls” najwspanialsze dzieło, który umocniło pozycję Axela w gatunku melodyjnego metalu. Nie ma on sobie równych i miło jest widzieć, jak ktoś idzie śladami Rithciego Blackmore'a. Klasyka melodyjnego metalu, którą wstyd nie znać. Czy wierzycie w czary i magię? Jeśli nie, to może najwyższy czas dać się oczarować muzyce Axela i przeniknąć do jego świata magii?

P.s Dziękuje kochanie za piękny prezent w postaci tej płyty, która wzbogaciła moją kolekcję tego muzyka i stała się inspiracją dla tej recenzji:*

Ocena: 10/10

1 komentarz: