Jedną z najważniejszych
osób australijskiego heavy metalu jest bez wątpienia Tim
„Lord” Grose, który znany jest pewnie większości fanom
melodyjnego grania z DUNGEON czy ILLUM. Jest on jedną z
najważniejszych postaci tamtejszej sceny metalowej. Ostatnim czasy
jednak powinien być kojarzony z zespołu o nazwie LORD, który
został założony w 2003 r jako boczny projekt Tima, a w momencie
zamknięcie działu DUNGEON stał się zespołem z prawdziwego
zdarzenia. Zespół ma na swoim koncie obecnie 4 albumy, a na
nowy album, który został zatytułowany „Digital Lies”
trzeba było czekać 4 laty. Czy warto było? Czy nowy album bliżej
ma do znakomitego „Ascendence” z 2007 r czy do nieco słabszego
„Set In Stone”?
Tim Grose, który
jest odpowiedzialny za partie wokalne i gitarowe przyzwyczaił nas,
że muzyka prezentowana na płytach LORD ma dwa oblicza. Z jednej
strony jest heavy metalowo, a z drugiej szybki, melodyjny power
metal. Tak było i tak jest na nowym albumie, choć trzeba
podkreślić, że na tych dwóch gatunkach się nie kończy.
Pojawia się podniosłość, epicki wydźwięk niczym z prawdziwego
epic heavy metalu, pojawiają się elementy symfonicznego metalu, a
także progresywnego metalu. „Digital Lies” pod względem
dźwiękowym, technicznym, kompozycyjnym przypomina „Set In Stone”.
Podobna tutaj konstrukcja i przebojowość.
Gdyby sklasyfikować styl
LORD to byłby to heavy/power metal, jednak gdy się odpali płytę
to można dostrzec elementy innych gatunków, co zapewnia
urozmaicenie i element zaskoczenia nowemu albumowi. Nie ma tutaj mowy
o trzymaniu się kurczowo jednego riffu, o prostolinijnym graniu na
jedno kopyto. Jest mocny heavy/power metal z elementami
symfonicznymi, z nutką tajemniczości i epickości - „Betrayel
Blind”. Tematyka dotycząca technologi i taki futurystyczny
klimat, wsparty syntezatorami oraz innymi smaczkami świetnie się
komponuje i sprawia, że album zyskuje na atrakcyjności i na
świeżości. Już takie smaczki można usłyszeć w nieco hard
rockowym „Digital Lies”. Nie brakuje oczywiście
mocnego,szybkiego,energicznego i melodyjnego power metalu i pierwszym
utworem w takiej konwencji na płycie jest „Point Of View”
i słychać wyraźne wpływy GAMMA RAY czy BLIND GUARDIAN. W takiej
konwencji zespół moim zdaniem najlepiej wypada, bo pokazuje
że można grać żywiołowo, z werwą, pomysłem, że można
podkręcić tempo sekcji rytmicznej, która i bez tego przykuwa
uwagę słuchacza. Z jednej strony ciężko nie zauważyć jej
dynamiki, zróżnicowania, a z drugiej nadaje całemu albumowi
mocnego kopa, który na dobrym albumie heavy metalowym jest
wręcz niezbędny. W podobnej power metalowej formule utrzymany jest
rytmiczny „2d Person in 3d world”, czy rozpędzony „Final
Seconds”. Pojawiają się elementy progresywnego metalu w „Walk
Away”, który jest najspokojniejszą kompozycją, a
także w nieco bardziej rozbudowanym „The Last Encore”.
Progresywny power metal w stylu SYMPHONY X, czy QUEENSRYCHE
uświadczymy w „The Chalkboard Prophet”, a także w
„Battle Of Venarium”, który przemyca również
sporo patentów epic heavy metalu oraz symfonicznego.
Minęły 4 lata czekania
na nowy album LORD i w sumie nie ma wielkiego zniszczenia. Po raz
kolejny dostajemy do ręki solidny heavy/power metal, który
potrafi zauroczyć mocnym, dobrze wyważonym brzmieniem, talentem
muzyków, solidnymi kompozycjami i niezłą dawką
melodyjności. Nie brakuje urozmaicenia, nie brakuje też ciekawych
solówek, ale brakuje za to równości i więcej petard w
stylu „Point of View”. Mimo wszystko wciąż jest to dobry
album, na którego warto zwrócić uwagę.
Ocena: 7/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz