piątek, 15 lutego 2013

VHALDEMAR - Fight To the End (2002)


Power metal nie kończy się na GAMMA RAY, a heavy metal na MANOWAR, są też inne zespoły, które wypada znać. Jednym z takich zespołów jest z pewnością hiszpański VHALDEMAR, który spokojnie może pogodzić fanów tych dwóch wielkich kapel. Dlaczego? Mamy do czynienia z energią, przebojowością, dynamiką godną GAMMA RAY oraz z bojowym charakterem, taką rycerską otoczką,epickim wydźwiękiem, który kojarzy się oczywiście z MANOWAR. Skojarzeń z owymi kapelami jest znacznie więcej jeśli się w słuchamy w ich styl. Carlos Escudero to prawdziwy lider, który niczym Kai Hansen podejmuje się pełnienia dwóch funkcji, a mianowicie gry na gitarze i śpiewania. W obu aspektach, słychać wpływy Kaia i zarówno wokal przypomina charyzmę, manierę Kaia z starszych płyt, w tym „Walls Of Jericho”, ale są też wpływy Erica Adamsa. Tak więc można powołać również na przykłady takie kapele jak MAJESTY czy STORMWARRIOR i muzycznie też jest sporo odniesień. Z kolei w sferze gitarowej Carlos Escudero wraz z Monge stworzyli znakomity duet, który jest pod dużym wpływem Kaia Hansena i GAMMA RAY, a także MANOWAR, jednak mimo znanych cech potrafili wykreować swój własny styl, które może jest i wypadkową stylów innych kapel, jednak w dobie kiedy coraz ciężej o coś nowego nie jest to jakaś ujma, czy powód do narzekania. VHALDEMAR gra bardzo energicznie i melodyjnie i w swojej kategorii należy do czołówki i to nie tylko w ramach hiszpańskiej sceny metalowej. Ten zespół o niezbyt zachęcającej nazwie został założony w 1999 r z inicjatywy Monge i Escudero w celu stworzenia kapeli grającej heavy/power metalu. Dobrze, że kapela postanowiła wyjść przed szeregi i postawić na międzynarodową karierę wybierając język angielski, jako ten służący do przesłania owych kompozycji. Kapela ma na swoim 3 albumu, z czego pierwszy „Fight To The End” ukazał się w 2002 roku. Jaki jest to album? Czym zasłużył sobie na taką sławę?


Debiutancki album wcale nie brzmi jak dzieło żółtodziobów, którzy nie wiedza co grać i jak grać, lecz jest to album muzyków, którzy wiedzą co chcą grać, jak porwać słuchacza, czym zaskoczyć, jak stworzyć atrakcyjne kompozycje. Wszelkie cechy o których wcześniej wspomniałem, na czele z specyficznym, mocnym, heavy metalowym wokalem Carlosa i jego popisami gitarowymi z udziałem Monge, które są energiczne, finezyjne, momentami ocierające się o wirtuozerie słychać wyraźnie na debiutanckim albumie, który zachwyca nie tylko od strony technicznej, od strony umiejętności muzyków. Nie sposób tutaj dostrzec bojowej, epickiej, miłej dla oka okładki, czy też mocnego brzmienia, która łączy manierę europejskiego power metalu typu GAMMA RAY z epickim, amerykańskim heavy metalem, podkreślając dynamikę sekcji rytmicznej, które w tym zespole potrafi przyprawić o szybsze bicie serca. VHALDEMAR to zespół, który jest specjalistą od łączenie epickiego heavy metalu z szybkim, melodyjnym power metalem i ekspert od konstruowania chwytliwych przebojów, które mają w sobie to coś, ten element magii i zaskoczenia. Debiutancki album zaczyna się właściwie z grubej rury, bo od szybkiego „ Black Beast”, który przypomina twórczość STORMWARRIOR i tutaj nawet krótki wstęp ma podobny klimat. Odpowiednia szybkość, energiczny riff, wysokiej marki popisy gitarowe i ten wokal pod Kaia Hansena i trudno nie dostrzec podobieństw. Oczywiście skoro słychać STORMWARRIOR to słychać i GAMMA RAY czy MANOWAR. Bardziej epicki, bojowy, bardziej w stylu MANOWAR jest mocny, zadziorny „Energy”, czy też epicki, kolos w postaci „Old King Visions (part I). Debiutancki album VHALDEMAR to prawdziwa perełka, która jest wypełniona szybkimi, dynamicznymi kawałki, które cechują się prostotą, przebojowością i pozbawione są zbędnego smęcenia, kombinowania i słychać w nich to co najlepsze w GAMMA RAY, a jak ktoś ma wątpliwości co do tego, to proszę przesłuchać sobie takie petardy jak : „Feelings”, który przyozdobiony jest w ciekawą linię melodyjną i sekcją rytmiczną w stylu MANOWAR, przebojowy „Lost World” , agresywny i najszybszy na płycie „7”, czy krótki i zwięzły „Traitor”. Na płycie nie zabrakło smaczków w postaci instrumentalnego utworu „The helmet Of war”, gdzie gitarzyści ukazują swój kunszt czy też epickiego, klimatycznego przerywnika „Number”. Materiał jest właściwie bez skazy, bardzo dynamiczny i niezwykle przebojowy i tak się powinno grać heavy/power metal.

Nie ma mowy o czymś oryginalny, nie ma mowy o odkrywaniu czegoś nowego przez kapelę VHALDEMAR, jednak debiutancki album tej formacji to czołówka najlepszych płyt heavy/power metalowych. Dzięki temu albumowi kapela została zauważona i szybko wbija się do grona najlepszych kapel metalowych z Hiszpanii, pokazując, że można stworzyć styl będący wypadkową innych kapel, ale bardzo atrakcyjny i żywiołowy. Ten album to prawdziwa perła gatunku heavy/power metalu.

Ocena: 9/10

2 komentarze:

  1. Świetna pozycja w metalowym wydaniu.

    OdpowiedzUsuń
  2. Wszystkie płyty Whaldemara są zajebiste, przypominają mi dokonania Paragon... potrafią skopać tyłek.

    OdpowiedzUsuń