Power
metal nie kończy się na GAMMA RAY, a heavy metal na MANOWAR, są
też inne zespoły, które wypada znać. Jednym z takich
zespołów jest z pewnością hiszpański VHALDEMAR, który
spokojnie może pogodzić fanów tych dwóch wielkich
kapel. Dlaczego? Mamy do czynienia z energią, przebojowością,
dynamiką godną GAMMA RAY oraz z bojowym charakterem, taką rycerską
otoczką,epickim wydźwiękiem, który kojarzy się oczywiście
z MANOWAR. Skojarzeń z owymi kapelami jest znacznie więcej jeśli
się w słuchamy w ich styl. Carlos Escudero to prawdziwy lider,
który niczym Kai Hansen podejmuje się pełnienia dwóch
funkcji, a mianowicie gry na gitarze i śpiewania. W obu aspektach,
słychać wpływy Kaia i zarówno wokal przypomina charyzmę,
manierę Kaia z starszych płyt, w tym „Walls Of Jericho”, ale są
też wpływy Erica Adamsa. Tak więc można powołać również
na przykłady takie kapele jak MAJESTY czy STORMWARRIOR i muzycznie
też jest sporo odniesień. Z kolei w sferze gitarowej Carlos
Escudero wraz z Monge stworzyli znakomity duet, który jest
pod dużym wpływem Kaia Hansena i GAMMA RAY, a także MANOWAR,
jednak mimo znanych cech potrafili wykreować swój własny
styl, które może jest i wypadkową stylów innych
kapel, jednak w dobie kiedy coraz ciężej o coś nowego nie jest to
jakaś ujma, czy powód do narzekania. VHALDEMAR gra bardzo
energicznie i melodyjnie i w swojej kategorii należy do czołówki
i to nie tylko w ramach hiszpańskiej sceny metalowej. Ten zespół
o niezbyt zachęcającej nazwie został założony w 1999 r z
inicjatywy Monge i Escudero w celu stworzenia kapeli grającej
heavy/power metalu. Dobrze, że kapela postanowiła wyjść przed
szeregi i postawić na międzynarodową karierę wybierając język
angielski, jako ten służący do przesłania owych kompozycji.
Kapela ma na swoim 3 albumu, z czego pierwszy „Fight To The End”
ukazał się w 2002 roku. Jaki jest to album? Czym zasłużył sobie
na taką sławę?
Debiutancki
album wcale nie brzmi jak dzieło żółtodziobów,
którzy nie wiedza co grać i jak grać, lecz jest to album
muzyków, którzy wiedzą co chcą grać, jak porwać
słuchacza, czym zaskoczyć, jak stworzyć atrakcyjne kompozycje.
Wszelkie cechy o których wcześniej wspomniałem, na czele z
specyficznym, mocnym, heavy metalowym wokalem Carlosa i jego popisami
gitarowymi z udziałem Monge, które są energiczne, finezyjne,
momentami ocierające się o wirtuozerie słychać wyraźnie na
debiutanckim albumie, który zachwyca nie tylko od strony
technicznej, od strony umiejętności muzyków. Nie sposób
tutaj dostrzec bojowej, epickiej, miłej dla oka okładki, czy też
mocnego brzmienia, która łączy manierę europejskiego power
metalu typu GAMMA RAY z epickim, amerykańskim heavy metalem,
podkreślając dynamikę sekcji rytmicznej, które w tym
zespole potrafi przyprawić o szybsze bicie serca. VHALDEMAR to
zespół, który jest specjalistą od łączenie
epickiego heavy metalu z szybkim, melodyjnym power metalem i ekspert
od konstruowania chwytliwych przebojów, które mają w
sobie to coś, ten element magii i zaskoczenia. Debiutancki album
zaczyna się właściwie z grubej rury, bo od szybkiego „ Black
Beast”, który
przypomina twórczość STORMWARRIOR i tutaj nawet krótki
wstęp ma podobny klimat. Odpowiednia szybkość, energiczny riff,
wysokiej marki popisy gitarowe i ten wokal pod Kaia Hansena i trudno
nie dostrzec podobieństw. Oczywiście skoro słychać STORMWARRIOR
to słychać i GAMMA RAY czy MANOWAR. Bardziej epicki, bojowy,
bardziej w stylu MANOWAR jest mocny, zadziorny „Energy”,
czy też epicki, kolos w postaci „Old King Visions (part
I). Debiutancki album
VHALDEMAR to prawdziwa perełka, która jest wypełniona
szybkimi, dynamicznymi kawałki, które cechują się prostotą,
przebojowością i pozbawione są zbędnego smęcenia, kombinowania i
słychać w nich to co najlepsze w GAMMA RAY, a jak ktoś ma
wątpliwości co do tego, to proszę przesłuchać sobie takie
petardy jak : „Feelings”,
który przyozdobiony jest w ciekawą linię melodyjną i sekcją
rytmiczną w stylu MANOWAR, przebojowy „Lost World”
, agresywny i najszybszy na płycie „7”,
czy krótki i zwięzły „Traitor”.
Na płycie nie zabrakło smaczków w postaci instrumentalnego
utworu „The helmet Of war”,
gdzie gitarzyści ukazują swój kunszt czy też epickiego,
klimatycznego przerywnika „Number”.
Materiał jest właściwie bez skazy, bardzo dynamiczny i niezwykle
przebojowy i tak się powinno grać heavy/power metal.
Nie
ma mowy o czymś oryginalny, nie ma mowy o odkrywaniu czegoś nowego
przez kapelę VHALDEMAR, jednak debiutancki album tej formacji to
czołówka najlepszych płyt heavy/power metalowych. Dzięki
temu albumowi kapela została zauważona i szybko wbija się do grona
najlepszych kapel metalowych z Hiszpanii, pokazując, że można
stworzyć styl będący wypadkową innych kapel, ale bardzo
atrakcyjny i żywiołowy. Ten album to prawdziwa perła gatunku
heavy/power metalu.
Ocena:
9/10
Świetna pozycja w metalowym wydaniu.
OdpowiedzUsuńWszystkie płyty Whaldemara są zajebiste, przypominają mi dokonania Paragon... potrafią skopać tyłek.
OdpowiedzUsuń