Ostatnio coraz więcej
starych zespołów powraca do życia, co raz częściej można
przeczytać news, że jakaś stara kapela, która była
rozpoznawalna w latach 80 czy 90 reaktywuje się i rozpoczyna pracę
nad nowym albumem. Czasami powroty mogą być niebezpiecznie dla
zespołu, bo mogą zachwiać ich dorobek, mogę zachwiać ich status
gwiazdy, czy zmienić spostrzeżenia i poglądy słuchaczy na ich
temat, czy w takim razie gra jest warta świeczki? Czy warto
podejmować ryzyko? Czy warto poświęcać swój dorobek, to co
się wypracowało w tamtych latach na rzecz nowego rozdziału? Po tym
jak wypadł ostatni album amerykańskiego HERETIC, który gra
heavy/power metal pomyślałem, że zapowiadany nowy album kolejnej
legendy amerykańskiej sceny metalowej lat 80 z pogranicza
heavy/power metalu, a mianowicie ATTACKER może być również
miłą niespodzianką.
ATTACKER podobnie jak
HERETIC to kapela, która z wielkim sukcesem działa w latach
80, która dokładnie została założona w 1983 r, a swój
status jednego z najlepszych amerykańskich zespołów
grających heavy/power metal osiągnęli za sprawą genialnego dzieła
w postaci „Battle At helm's Deep”, który zaprezentował to
co najlepsze w amerykańskim heavy/power metal i ten zespół
wraz Z METAL CHURCH, czy VICIOUS RUMORS, JAG PANZER stanowili trzon
tego gatunku. Po wydaniu drugiego albumu „Second Comming” w 1988
r kapela się rozpadła i dopiero w 2001 r została przeprowadzona
reaktywacja. Jednak reaktywowany skład z Bobem Mitchelem w roli
głównej nagrał dwa albumy w tym „The Unknown” w roku
2008 jako ten ostatni. Od tamtego czasu zespół milczał i nie
dawał znaków życia. W końcu jw roku 2012 świat obiegł
news o nowych muzykach zasilających skład zespołu, czyli
wokaliście Bobbym Lucasie ( SEVEN WITCHES) i basiście Johnie
Hanemannie. Rozpoczęły się ciężkie prace i rodziło się wiele
wątpliwości, pytań, czy warto ciągnąć dalej historię tego
zespołu, czy zespół nagra coś na miarę płyt z lat 80,
albo czy nowy skład nie odbije się na poziomie muzycznym? Fanom i
wszystkim ciekawskim przyszło czekać 5 lat na nowy album tej
amerykańskiej legendy i „Giants Of Canaan” to album o którym
będzie wrzeć na forach, o którym będzie się gadać i nie
mówię tutaj o albumie sezonowym, o którym się
zapomni. Nie chodzi o to, że powraca na scenę ATTACKER, że legenda
amerykańskiego heavy/power metalu lat 80 wraca z nowym albumem, choć
to też, ale nie w takim stopniu jakim to zrobi materiał, sam album.
Debiut tego zespołu, a
także inne płyty legend po kroju HELSTAR, czy VICIOUS RUMORS
cechują się przede wszystkim brzmieniem, które nie da się
podrobić. Produkcja „Giants Of cannan” stoi na wysokim poziomie,
jest ten brud, ten ciężar, nieco mroczniejszy wydźwięk i z
pewnością przybliża nas jeszcze bardziej do lat 80. Tematycznie
też nie wiele się zmieniło, bo dalej są jakieś epickie legendy,
historie. Podobnie w kwestii muzycznej, dalej zespół gra
heavy/power metal, ciężki, mroczny, melodyjny będący miksem
heavy/power metalu w stylu HELSTAR, VICIOUS RUMORS, METAL CHURCH,
jednocześnie trzymając się swojego stylu czyli pokręcone, złożone
kompozycje, w których sporo się dzieje, które cechują
się niezwykłą melodyjnością, w których nie brak mocnego
kopa ani chwytliwych, energicznych solówek Te cechy
uświadczymy na nowym albumie i trzeba przyznać, że duet
gitarzystów Benetatos/Merinelli się spisuję na medal i ich
gra jest znacznie ciekawsza, atrakcyjna aniżeli na ostatnim
wydawnictwie, więc można stwierdzić wzrost formy. Nie brakuje
mocnych, drapieżnych riffów, nie brakuje agresji,
melodyjności i słychać tą amerykańską szkołę grania. Pewnie
każdego z was osobno interesuje jak spisują się nowi muzycy.
Zacznę od tego najważniejszego, a mianowicie wokalisty Bobbiego,
który po prostu sieje zniszczenie. Wybranie go na wokalistę
było strzałem w dziesiątkę, bo oddaje on manierę amerykańskich
śpiewaków typu David Wayne ( METAL CHURCH) czy Carl Albert (
VICIOUS RUMORS), ale słychać w jego manierze, w jego stylu
śpiewania coś z Tima Rippera Owensa czy Jamesa Rivery. Nie brakuje
mu techniki, ognia, drapieżności i muszę przyznać, że świetnie
pasuje on do tego co gra ten zespół i godnie zastępuje
Mitchella. Z koeli basista nadaje materiałowi mocnego, mrocznego
wydźwięku i przestrzeni co słychać choćby w dynamicznym „Trapped
in Black”, który jest znakomitym utworem, który
spodoba się nie jednemu fanowi heavy/power metalu. No więc jak to
jest z kompozycjami, z materiałem zawartym na nowym albumie?
Krótko mówiąc
jest dynamicznie, agresywnie, mrocznie, na wysokim poziomie do
jakiego nas zespół przyzwyczaił. Nie brakuje melodii,
przebojów, ani agresji i słuchając tych utworów,
można dojść do jednego słusznego wniosku – perfekcja i
najlepsze kompozycje od czasu dwóch klasycznych albumów
z lat 80. Całość otwiera klimatyczne intro w postaci „As
they Descend”, dalej mamy energiczny „Giants Of Cannan”,
który nasuwa wiele kapel, ale co z tego? Utwór rozrywa
na strzępy swoją agresywnością, amerykańskim charakterem i
melodyjnością. Poziom płyt z lat 80 nawiązany, lecz to granie
jest znacznie ostrzejsze, co z pewnością przyciągnie znacznie
więcej słuchaczy. Bardziej stonowany jest „The Hammer” i
gdzieś nasuwa się teutoński metal niemiecki spod znaku ACCEPT, ale
ta kompozycja znakomicie pokazuje jak grać heavy metal z pazurem,
bez udziwnień, bez kombinowania, czysty i ostry. Album jest pełen
znakomitych melodii i tutaj aż się prosi wymienić „Washed In
Blood” przesiąknięty nieco IRON MAIDEN, stonowany, wolniejszy
„Sands Of time”, który pokazuje, że można siać
zniszczenie bez szybkiego pędzenia, czy też rytmiczny „Curse
the Light”, który jest przebojem, który jest
kolejnym mocnym punktem na płycie. Nie brakuje epickich kawałków
i trzeba tutaj wspomnieć o 7 minutowym „The Glen Of the Ghost”,
który ma sporo nawiązań do IRON MAIDEN. Nie ma ballad, czy
też innych zbędnych wypełniaczy, jest za to pełno petard,
dynamicznych kawałków i w tej kategorii rządzą „Steel
Vengeance” w którym można wyłapać nieco thrash
metalu, czy melodyjny „Born into The Light”.
No i na koniec chciałbym
wspomnieć jeszcze o perełce w postaci „Black Winds Calling”,
który uświadamia, że wciąż można zaskakiwać w tej
dziedzinie i nie wszystko zostało powiedziane. Znakomity główny
motyw i melodyjność, czego chcieć więcej?
Lata 80 to zamknięty
rozdział i szczerze mało kto widział ATTACKER z nowymi muzykami
działającym na rynku, gdzie kapel grających heavy/power jest
pełno, gdzie kapel grających w stylu lat 80 też nie brakuje. Mało
kto wierzył, że zespół powróci, a jeżeli powróci
z nowym albumem, to z pewnością nie tak świetnym jak te z lat 80.
Wszystkim, którzy tak myśleli muzycy utarli nosa nagrywając
perfekcyjny album. Poziom z tych pierwszych albumów został
zachowany, styl również, choć jest nieco ciężej, mroczniej
i można mówić w przypadku „Giants Of Canaan” jako o
jednym z najlepszych albumów tego zespołu i jednym z
najbardziej metalowych w tym roku. Póki co jest to największe
zaskoczenie tego roku. Warto czasami postawić swój dorobek i
powrócić mimo wszystko do świata żywych, przypomnieć o
sobie jeszcze raz, nagrywając album perfekcyjny, niczym nie
ustępujący klasykom. Gorąco polecam!
Ocena: 10/10
Normalnie nie mogę się oderwać od tej płyty- po prostu metalowa bomba!!!!!
OdpowiedzUsuń