środa, 20 lutego 2013

ATTACKER - Giants of Canaan (2013)


Ostatnio coraz więcej starych zespołów powraca do życia, co raz częściej można przeczytać news, że jakaś stara kapela, która była rozpoznawalna w latach 80 czy 90 reaktywuje się i rozpoczyna pracę nad nowym albumem. Czasami powroty mogą być niebezpiecznie dla zespołu, bo mogą zachwiać ich dorobek, mogę zachwiać ich status gwiazdy, czy zmienić spostrzeżenia i poglądy słuchaczy na ich temat, czy w takim razie gra jest warta świeczki? Czy warto podejmować ryzyko? Czy warto poświęcać swój dorobek, to co się wypracowało w tamtych latach na rzecz nowego rozdziału? Po tym jak wypadł ostatni album amerykańskiego HERETIC, który gra heavy/power metal pomyślałem, że zapowiadany nowy album kolejnej legendy amerykańskiej sceny metalowej lat 80 z pogranicza heavy/power metalu, a mianowicie ATTACKER może być również miłą niespodzianką.

ATTACKER podobnie jak HERETIC to kapela, która z wielkim sukcesem działa w latach 80, która dokładnie została założona w 1983 r, a swój status jednego z najlepszych amerykańskich zespołów grających heavy/power metal osiągnęli za sprawą genialnego dzieła w postaci „Battle At helm's Deep”, który zaprezentował to co najlepsze w amerykańskim heavy/power metal i ten zespół wraz Z METAL CHURCH, czy VICIOUS RUMORS, JAG PANZER stanowili trzon tego gatunku. Po wydaniu drugiego albumu „Second Comming” w 1988 r kapela się rozpadła i dopiero w 2001 r została przeprowadzona reaktywacja. Jednak reaktywowany skład z Bobem Mitchelem w roli głównej nagrał dwa albumy w tym „The Unknown” w roku 2008 jako ten ostatni. Od tamtego czasu zespół milczał i nie dawał znaków życia. W końcu jw roku 2012 świat obiegł news o nowych muzykach zasilających skład zespołu, czyli wokaliście Bobbym Lucasie ( SEVEN WITCHES) i basiście Johnie Hanemannie. Rozpoczęły się ciężkie prace i rodziło się wiele wątpliwości, pytań, czy warto ciągnąć dalej historię tego zespołu, czy zespół nagra coś na miarę płyt z lat 80, albo czy nowy skład nie odbije się na poziomie muzycznym? Fanom i wszystkim ciekawskim przyszło czekać 5 lat na nowy album tej amerykańskiej legendy i „Giants Of Canaan” to album o którym będzie wrzeć na forach, o którym będzie się gadać i nie mówię tutaj o albumie sezonowym, o którym się zapomni. Nie chodzi o to, że powraca na scenę ATTACKER, że legenda amerykańskiego heavy/power metalu lat 80 wraca z nowym albumem, choć to też, ale nie w takim stopniu jakim to zrobi materiał, sam album.

Debiut tego zespołu, a także inne płyty legend po kroju HELSTAR, czy VICIOUS RUMORS cechują się przede wszystkim brzmieniem, które nie da się podrobić. Produkcja „Giants Of cannan” stoi na wysokim poziomie, jest ten brud, ten ciężar, nieco mroczniejszy wydźwięk i z pewnością przybliża nas jeszcze bardziej do lat 80. Tematycznie też nie wiele się zmieniło, bo dalej są jakieś epickie legendy, historie. Podobnie w kwestii muzycznej, dalej zespół gra heavy/power metal, ciężki, mroczny, melodyjny będący miksem heavy/power metalu w stylu HELSTAR, VICIOUS RUMORS, METAL CHURCH, jednocześnie trzymając się swojego stylu czyli pokręcone, złożone kompozycje, w których sporo się dzieje, które cechują się niezwykłą melodyjnością, w których nie brak mocnego kopa ani chwytliwych, energicznych solówek Te cechy uświadczymy na nowym albumie i trzeba przyznać, że duet gitarzystów Benetatos/Merinelli się spisuję na medal i ich gra jest znacznie ciekawsza, atrakcyjna aniżeli na ostatnim wydawnictwie, więc można stwierdzić wzrost formy. Nie brakuje mocnych, drapieżnych riffów, nie brakuje agresji, melodyjności i słychać tą amerykańską szkołę grania. Pewnie każdego z was osobno interesuje jak spisują się nowi muzycy. Zacznę od tego najważniejszego, a mianowicie wokalisty Bobbiego, który po prostu sieje zniszczenie. Wybranie go na wokalistę było strzałem w dziesiątkę, bo oddaje on manierę amerykańskich śpiewaków typu David Wayne ( METAL CHURCH) czy Carl Albert ( VICIOUS RUMORS), ale słychać w jego manierze, w jego stylu śpiewania coś z Tima Rippera Owensa czy Jamesa Rivery. Nie brakuje mu techniki, ognia, drapieżności i muszę przyznać, że świetnie pasuje on do tego co gra ten zespół i godnie zastępuje Mitchella. Z koeli basista nadaje materiałowi mocnego, mrocznego wydźwięku i przestrzeni co słychać choćby w dynamicznym „Trapped in Black”, który jest znakomitym utworem, który spodoba się nie jednemu fanowi heavy/power metalu. No więc jak to jest z kompozycjami, z materiałem zawartym na nowym albumie?

Krótko mówiąc jest dynamicznie, agresywnie, mrocznie, na wysokim poziomie do jakiego nas zespół przyzwyczaił. Nie brakuje melodii, przebojów, ani agresji i słuchając tych utworów, można dojść do jednego słusznego wniosku – perfekcja i najlepsze kompozycje od czasu dwóch klasycznych albumów z lat 80. Całość otwiera klimatyczne intro w postaci „As they Descend”, dalej mamy energiczny „Giants Of Cannan”, który nasuwa wiele kapel, ale co z tego? Utwór rozrywa na strzępy swoją agresywnością, amerykańskim charakterem i melodyjnością. Poziom płyt z lat 80 nawiązany, lecz to granie jest znacznie ostrzejsze, co z pewnością przyciągnie znacznie więcej słuchaczy. Bardziej stonowany jest „The Hammer” i gdzieś nasuwa się teutoński metal niemiecki spod znaku ACCEPT, ale ta kompozycja znakomicie pokazuje jak grać heavy metal z pazurem, bez udziwnień, bez kombinowania, czysty i ostry. Album jest pełen znakomitych melodii i tutaj aż się prosi wymienić „Washed In Blood” przesiąknięty nieco IRON MAIDEN, stonowany, wolniejszy „Sands Of time”, który pokazuje, że można siać zniszczenie bez szybkiego pędzenia, czy też rytmiczny „Curse the Light”, który jest przebojem, który jest kolejnym mocnym punktem na płycie. Nie brakuje epickich kawałków i trzeba tutaj wspomnieć o 7 minutowym „The Glen Of the Ghost”, który ma sporo nawiązań do IRON MAIDEN. Nie ma ballad, czy też innych zbędnych wypełniaczy, jest za to pełno petard, dynamicznych kawałków i w tej kategorii rządzą „Steel Vengeance” w którym można wyłapać nieco thrash metalu, czy melodyjny „Born into The Light”.
No i na koniec chciałbym wspomnieć jeszcze o perełce w postaci „Black Winds Calling”, który uświadamia, że wciąż można zaskakiwać w tej dziedzinie i nie wszystko zostało powiedziane. Znakomity główny motyw i melodyjność, czego chcieć więcej?

Lata 80 to zamknięty rozdział i szczerze mało kto widział ATTACKER z nowymi muzykami działającym na rynku, gdzie kapel grających heavy/power jest pełno, gdzie kapel grających w stylu lat 80 też nie brakuje. Mało kto wierzył, że zespół powróci, a jeżeli powróci z nowym albumem, to z pewnością nie tak świetnym jak te z lat 80. Wszystkim, którzy tak myśleli muzycy utarli nosa nagrywając perfekcyjny album. Poziom z tych pierwszych albumów został zachowany, styl również, choć jest nieco ciężej, mroczniej i można mówić w przypadku „Giants Of Canaan” jako o jednym z najlepszych albumów tego zespołu i jednym z najbardziej metalowych w tym roku. Póki co jest to największe zaskoczenie tego roku. Warto czasami postawić swój dorobek i powrócić mimo wszystko do świata żywych, przypomnieć o sobie jeszcze raz, nagrywając album perfekcyjny, niczym nie ustępujący klasykom. Gorąco polecam!

Ocena: 10/10

1 komentarz:

  1. Normalnie nie mogę się oderwać od tej płyty- po prostu metalowa bomba!!!!!

    OdpowiedzUsuń