czwartek, 31 grudnia 2015

AVANTASIA - Ghostlights (2016)

Dla wielu osób Tobias Sammet lider grupy Edguy i geniusz, który stworzył „Metalową Operę” sprzedał się komercji i raczej robi za modela, który pozuje do zdjęć. Jasne to co miał stworzyć dla power metalu to już stworzył. Dał światu „Mandrake”, „Vain Glory Opera”, czy właśnie dwu częściową metalową operę sygnowaną marką Avantasia. Co może więcej dać światu jeśli chodzi o power metalu? Mam wrażenie, że to źródło Tobiasz wyczerpał i teraz szuka już innych rejonów muzycznych, próbuje nas zaskoczyć innymi tworami. Co ciekawe to co kiedyś miało być jedno razowym wybrykiem (mowa o Avantasia) stało się czymś bliskim dla Sammeta. Nie poprzestał na „Metalowej operze” i już w 2008 powrócił z „The scarecrow” i od tamtego czasu wydaje kolejne albumy pod nazwą Avantasia. Jasne był to inny album, ale pokazał że Tobias chce się rozwijać i pokazać z nieco innej strony. Sam album mimo upływu czasu broni się i pokazuje że Tobiasz to geniusz jeśli chodzi o komponowanie. W roku 2010 zadziwił świat wydając dwa albumy w postaci „Wicked Symphony” i „Angel of Babylon”. To była spora dawka hitów i Sammeta w najlepszym wydaniu. Jeszcze czymś innym był „Mystery of Time”, który zabrał nas do świata rocka i progresywności. Bajkowy klimat był tutaj jakby ukłonem w stronę pierwszych płyt. Sam album budził kontrowersje i znalazł swoich zwolenników jak i przeciwników. A jaki jest najnowszy „Ghostlights”?

Wielu obstawiało za pewne nic innego jak kontynuację „The Mystery of Time”. Koncepcja, historia to oczywiście jak najbardziej kontynuacja poprzednika co zaznaczał Sammet w wywiadach. Na szczęście Tobiasowi udało się uciec przed komercją i zbytnią przewagą rocka i progresywności na nowym albumie. W dużej mierzy mamy do czynienia z płytą, która ma cechy wszystkich poprzednich, a najwięcej to tych które przesądziły o sukcesie „The Scarecrow”. Jest podobny klimat, charakter płyt i sama stylizacja. Podobnie jak na tamtym albumie tak i tutaj nie brakuje sporej ilości power metalu. To ucieszy też fanów pierwszych dwóch płyt Avantasia. Sammet chciał pogodzić fanów ostatnich płyt oraz tych dla których Avantasia poza „Metal Opera” nie istnieje. Ten zabieg Tobiaszowi wyszedł i to całkiem dobrze. Skład poza Sammetem uzupełniają Sasche Peath, który odpowiada za gitary, a także klawiszowiec Micheal Rodenberg. Lista gości i tym razem równie ciekawa, choć wielu z nich już znamy i słyszeliśmy w Avantasia. Nie pierwszy raz Avantasia przyciąga uwagę klimatyczną i intrygującą okładką i nie pierwszy raz płyta wyróżnia się soczystą i mocarną oprawą. Brzmienie jest z górnej półki, podobnie jak goście i kompozycje. Echa poprzedniczki wybrzmiewają w otwierającym „Mystery of a Blood Red Rose” , który jest hołdem dla Meat Loaf. Typowy hard rockowy kawałek, który pokazuje że Tobias jest już bardziej dojrzałym kompozytorem i nie tylko power metal mu tylko w głowie. Kawałek jest energiczny i łatwo wpada w ucho. Ten kawałek promował ten album i w sumie nieco nas zwiódł. Drugi na albumie kawałek to 12 minutowy „Let The Storm Descend Upon You”. Można tutaj wyłapać więcej power metalu, więcej podniosłości i ukłon w stronę „The scarecrow”. W utworze dzieje się sporo, a pojedynek wokalny Ronnie Atkins, Jorn Lande i Robert Mason z Warrant jest imponujący. Najważniejsze, że utwór jest dynamiczny, energiczny, a zarazem podniosły, melodyjny i pełen ciekawych motywów. To już pokazuje, że album nie będzie rockową operą jak poprzednik. Tobias lubi zapraszać do swojego projektu głosy bardzo charakterystyczne, które potrafią stworzyć mroczny i teatralny klimat. Był Alice Cooper czy Jon Oliva Pain, to teraz czas przyszedł na Dee Snidera z Twisted Sister. „Tha Haunting” z jego udziałem to taki brat bliźniak „The Toy master”. Mroczny i dość ciężki utwór, który na pewno powinien być zagrany na koncercie. Dalej mamy 7 minutowy „Seduction of Decay” z Geoffem Tatem na wokalu. Jest to bardziej rozbudowany i progresywny kawałek, który również pokazuje że Avantasia może grać ciężko i mrocznie. Utwór jest niezwykle wciągający i przebojowy. Jest powiew świeżości element zaskoczenia co cieszy. Kiske i Lande to duet, który sprawdził się w „Promised Land” i nic dziwnego że taki duet mamy w tytułowym „Ghostlights”. Jest ukłon w stronę starego Helloween i pierwszych dwóch płyt Avantasia. Typowa power metalowa petarda z chwytliwym refrenem i szybkim riffem. To jest to co ucieszy fanów gatunku. Nieco mnie zaskoczył utwór z wokalistą Seventh Avenue czy Sinbreed. „Draconian Love” jest bardziej rockowy, bardziej romantyczny i nie ma w nim właściwie power metalu czy agresji, której gdzieś tam wyczekiwałem. No troszkę nie udany występ Herbiego mamy. Sam utwór może nie jest aż taki zły, ale nieco zaniża poziom całości. Spora dawka power metalu czeka nas w „Master of Pendulum”, w którym główną rolę gra Marco Hietala z Nightwish. Utwór jest energiczny, agresywny, a sam refren jest niezwykłe melodyjny. Słychać echa oczywiście Nightwish w strukturze refrenu. Kolejny hit na płycie. Pozostałości komercji i poprzedniego albumu mamy w balladzie „Isle of Evermore”. Utwór właściwie ratuje Sharon Z Within temptation. Na Metalowej Operze odegrała bardziej kluczową rolę. Tutaj trochę wciśnięta jakby na siłę. Jest jednak taką gwiazdą, że z tak przeciętnej kompozycji czyni miłą dla ucha balladą, w której więcej popu jak metalu czy rocka. Bruce Kulick i Oliver Hartmann dają niezły popis gitarowych umiejętności w 7 minutowym „Babylons of Vampyres” . Jest to kolejna power metalowa petarda, która ma tą lekkość i przebojowość z „Metal Opera”. Bardzo energiczny kawałek, a Robert Mason czyni go jeszcze bardziej ostrym utworem. Kolejnym wolnym utworem na płycie jest „Lucifer” i Jorn Lande uczynił go niezwykle wzruszającym i łapiącym za serce. Moim faworytem został energiczny i power metalowy „Unchain The Light” z gościnnym udziałem Micheala Kiske i Ronniego Atkinsa z Pretty Maids. Ten utwór ma wszystko to czego oczekuje od Tobiasa i jego zespołów. Dynamikę, szybkie tempo, wpadającą w ucho melodię i przebojowość. Do tego jeden z najlepszych refrenów jaki pojawił się w świecie Avantasia. Kiske to jeden z najlepszych wokalistów i dobrze że wrócił do tego w czym jest najlepszy. Niesamowity głos, który idealnie sprawdza się w takich kompozycjach. Bob Catley tradycyjnie zostaje wykorzystany do klimatycznego, rockowego kawałka i w sumie „A restless heart and obsidian Skies” to solidny kawałek. Jest trochę Magnum, trochę komercji, ale utwór broni się sam. Jest jeszcze udany bonus w postaci „Wake up the moon”, w którym jest Lande i Kiske. Nie jest to power metalowa petarda, ale jest to solidny utwór, który pokazuje że Avantasia jest w formie.

Będą przeciwnicy i zwolennicy „Ghostlights”. A to, że nie jest to już „Metalowa Opera”, a że Tobias sprzedał się. Jednak uważam, że może dobrze że rozwija się i pokazuje nieco inne oblicze swoje. Cały czas słychać, że to kompozycje Tobiasa, ale każdy z nich to inna historia, inna przygoda i inne rejon muzyczny. Na nowym albumie znów więcej jest power/heavy metalu co mnie cieszy jako fana, bo poprzedni album nie był w pełni udany. Jest dobrze, Tobias jest w formie, a to rokuje dobrymi, kolejnymi płytami. Miłe zaskoczenie, bo nie sądziłem że dostanę solidny i dobrze wyważony album i to z takimi gośćmi. Polecam.

Ocena: 8.5/10

2 komentarze:

  1. Mimo wszystko za dużo komercyjnego rocka zamiast metalu.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jest dobrze, a nawet lepiej niż sądziłam. Dawno żadna płyta Avantasii nie podobała mi się tak jak ta :)

    OdpowiedzUsuń