Kiedy natrafiamy na płytę
z kręgu heavy metalu i hard rocka, to zazwyczaj wiemy czego mamy się
spodziewać. Wiemy, że dostajemy kolejny album, który ma
ograne riffy i oklepane pomysły. Debiutujący w tym roku
australijski band o nazwie Reapers Riddle też wpisuje się w to
zjawisko. Ich dzieło w postaci „The End is Nigh” niczym nie
wyróżnia się i znakomicie przemyca patenty wyjęte z
twórczości Black Sabbath, Judas Priest, Angel Witch, czy
Candlemass. Panowie starają się brzmieć jak z lat 70 i nie boją
się wtrąceń z świata stoner rocka. Takie zabiegi stosował
Visigoth czy The Vintage Caravan i to z całkiem niezłym skutkiem.
Czy właśnie pomysłowość i ciekawe brzmienie osadzone w latach 70
jest źródłem sukcesu „The End is Nigh”?
Wszystko wskazuje na to,
że tak. Riffy i partie gitarowe Kristena są proste, ale potrafią
nas zaskoczyć w niektórych momentach. Zwłaszcza kiedy muzyk
zbacza w rejony bardziej doom metalowe czy progresywnego rocka. Sam
zespół deklaruje, że gra heavy metal z domieszką hard
rocka. Poniekąd tak jest, ale warto mieć na uwadze, że panowie nie
trzymają się kurczowo tej stylizacji. Mocnym atutem od samego
początku jest specyficzny wokal Claytona, który nadaje
całości nieco nowoczesnego charakteru. To właśnie dzięki niemu
płyta wyróżnia się na tle innych z tego gatunku i nabiera
autentyczności. Drugim elementem, który punktuje na korzyść
to mroczne, przybrudzone brzmienie, które nadaje całości
odpowiedniego klimatu lat 70. Dopełnieniem całości jest mroczna i
miła dla oka. Jednak trzeba pamiętać, że album nie zbierałby
takich pochlebnych opinii, gdyby nie dobrze zagrany materiał.
Kompozycje są zróżnicowane i potrafią zaskoczyć słuchacza.
„Disintegrate” to mieszanka hard rocka, lat 70 i
NWOBHM. Jednym słowem mocna rzecz. Melodyjny „War on
Indulgence” to przede wszystkim rasowy przebój,
który pokazuje potencjał jaki drzemie w tym zespole.
Natomiast tytułowy „The End is nigh” to utwór
przepełniony nawiązaniami do twórczości Black Sabbath. Do
dobrych kawałków warto też dodać nieco punkowy „Welcome
to the Wasteland”, ocierający się o thrash metal „Valley
of The Damned” czy marszowy „Dying Breed”
z wyraźnymi wpływami Iron Maiden.
Może nie wszystkie
pomysły, aranżacje są trafione i perfekcyjne, ale z pewnością
mimo pewnych niedociągnięć debiut Reapers Riddle zasługuje na
uwagę. Specyficzny wokal, klimat lat 70 i dobra mieszanka hard rocka
i heavy metalu. Panowie grają prosto z serca i dobrze się przy tym
bawią, a to się udziela gdy się słucha „The End is Nigh”.
Warto zwrócić na ten krążek przy szukaniu czegoś ciekawego
na chłodny wieczór. Polecam.
Ocena: 7/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz