sobota, 27 lutego 2016

SINBREED - Master Creator (2016)

Kiedy pierwszy raz usłyszałem „When Worlds Collide” Sinbreed to wiedziałem, że ten zespół ma przyszłość przed sobą i że nie raz nas zaskoczą. Pierwszy album to była niezła próba mocy i zbiór rasowych przebojów, które na długo pozostały w pamięci. „Shadows” wzbudził emocje tym, że pojawił się na nim Marcus Siepen, który wniósł troszkę więcej elementów z Blind Guardian. 4 lata czekania dało nam w efekcie kolejny mocny album, który tylko umocnił pozycję Sinbreed na rynku muzycznym. Mając na pokładzie dawnego wokalistę Seventh Avenue, perkusistę Blind Guardian i takiego pomysłowego gitarzystę jak Flo Laurin to można wiele zdziałać. Zespół już jest wśród najlepszych kapel power metalowych, a tegoroczny „Master Creator” to tylko potwierdza.

Nie ma już na pokładzie Marcusa, która postanowił w pełni oddać się Blind Guardian, tak więc powraca skład z debiutu. Jednak muzyka nie jest do końca taka sama. Nowy album ustępuje „When Worlds Collide” pod względem przebojowości, natomiast przebija go w kwestii agresywności. Pamiętam jak to w wywiadach Flo obiecywał ostrzejszy album, który będzie miał w sobie elementy thrash metalu. Rzeczywiście te cechy wybrzmiewają w niektórych kompozycjach, ale Sinbreed wciąż gra energiczny i melodyjny power metal. Nic się nie zmieniło w tej kwestii i każdy kto był zachwycony poprzednimi krążkami, będzie również zachwycony „Master Creator”. Charakterystyczne logo na okładce, odpowiednia tonacja kolorów i soczyste brzmienie to w sumie standard i nawiązanie do dwóch poprzednich wydawnictw. A jak przedstawia się sam materiał? Tu nie powinno być aż tak wielkiego zaskoczenia, bo w końcu panowie nie zawodzą. Flo daje czadu i nie szczędzi nam mocnych, agresywnych riffów i pomysłowych solówek. Frederik ma okazje się w końcu wyszaleć i dać popis swoich umiejętności, zaś Herbie tak jak zawsze śpiewa zadziorne i ze swoją charakterystyczną chrypą. Doświadczenie muzyków i ich pomysł na power metal przedkłada się na jakość kolejnego albumu. Niby nic nowego nie dostajemy, bo słychać wpływy Sevent Avenue, Gamma Ray, czy Blind Guardian, ale Sinbreed stara się tworzyć własny styl i wychodzi im to nadzwyczaj dobrze. „Creation of Reality” to typowy otwieracz dla Sinbreed. Czyli jest szybko, energicznie i bardzo melodyjnie. Taki powinien brzmieć współczesny power metal. Nic dodać nic ująć. Tak agresywnie jak w „Across The Great Divides” Sinbreed jeszcze nie grał i taka forma bardzo mi odpowiada. Elementy thrash metalu pojawiają się w nieco toporniejszym „Behind The Mask” i to jest kolejny mocny punkt tego albumu. „Moonlit Night” nieco słabszy w swojej formie i w sumie dziwi mnie to, że właśnie ten kawałek posłużył do promocji albumu. Nie jest zły, ale Sinbreed nagrał ciekawsze utwory, które znalazły się na tym wydawnictwie. Jednym z takich utworów jest bez wątpienia energiczny „Master Creator”. Sam utwór to miks agresji, przebojowości i najlepszych zespołów power metalowych. Najwięcej jest w nim Iron savior, czy Gamma Ray. Nie wiele gorzej prezentuje się rytmiczny „Last Survivor”, który potrafi oczarować lekkim i przyjemnym refrenem. Nutka hard rockowego feelingu dodaje kawałkowi niezłego uroku. Panowie nie odpuścili sobie nagrania ballady, ale niestety „At the gate” nie wzbudza takich emocji, jakie powinien wzbudzać. Jest nijaka i mało wyrazista. Nutka progresywności i takiej nowoczesności pojawia się w „The Riddle”, który jest miłym zaskoczeniem. Nie typowym kawałek dla Sinbreed. Z kolei zamykający „On the Run” ma w sobie elementy folk metalu co też zaskakuje pozytywnie. Fani Blind Guardian czy Grave Digger będą zachwyceni tym kawałkiem.

Premiera albumów Sinbreed to zawsze wielkie wydarzenie i nie lada gratka dla  fanów power metalu. Niemiecka formacja rośnie w siłę i ich muzyka stoi na wysokim poziomie. To przede wszystkim świetna mieszanka mocnych, ostrych riffów, chwytliwych refrenów i dobrze dopasowanych melodii. Fani tradycyjnej szkoły power metalu w postaci Blind Guardian czy Gamma Ray będą zachwyceni.

Ocena: 9/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz