niedziela, 21 lutego 2016

CONQUEST - Taste of Life (2015)

Dla fanów starego Helloween czy Gamma Ray, taka ukraińska marka jak Conquest powinna być znana. Jest to band z doświadczeniem i pozycją, która zapewnia im status wśród tych znanych i lubianych zespołów. Sam zespół został założony w 1996 r z inicjatywy gitarzysty W. Angela. Początkowo był to solowy projekt, który miał być czymś na miarę dawnego def Leppard. Jednak z czasem, kiedy skład się zmienił to i priorytet się zmienił. Teraz po upływie 19 lat zespół ma na swoim koncie 5 albumów, z czego najnowszy „Taste of Life” to jeden z ich najciekawszych albumów. 4 lata przyszło poczekać fanom power metalowej grupy z Ukrainy na nowe dzieło, ale nie jest to czas zmarnowany. Dzięki temu udało się dopracować materiał pod każdym względem dając fanom prawdziwą ucztę. Nie ma może tutaj czegoś nowego i zaskakującego, ale jak na taki wtórny i oklepany power metal to i tak Conquest daje sobie radę i potrafi nas oczarować. Ich urok tkwi w tym, że nie kombinują, grają to co potrafią najlepiej i to co miało wpływ na ich gust. Grają metal prosto z serca i to słychać. Płyta jest równa i wypchana po brzegi hitami, co z kolei sprawia że słucha się ja przyjemnie i dzięki niej przypominają się power metalowe albumy z lat 90. Co jest też dobre w przypadku Conquest, że nie boi się urozmaicać swoje kompozycje i bawić się motywami. Nic więc dziwnego, że w muzyce ukraińskiej formacji mamy też wtrącenia bardziej progresywne. Zresztą już sam otwieracz „Revolution” nam to dobitnie sygnalizuje. Nieco futurystyczne klawisze i mocny riff mają wiele wspólnego ze starym Masterplan co zresztą bardzo cieszy. „Mirror of Truth” jest równie energiczny i progresywny co otwieracz. Tutaj słychać energię i przebojowość, która nasuwa właśnie Gamma Ray czy Helloween. Jest moc i zespół nie odpuszcza ani na chwilę. Z kolei taki pozytywny i nieco słodki „Sunrise” zabiera nas do krainy Edguy i twórczości Tobiasa Sammeta. Trzeba przyznać, że Naumenko w roli wokalisty sprawdza się i właściwie w każdy utworze daje niezły popis umiejętności. Najlepiej to słychać w takich power metalowych petardach jak „Martian Gods”. Śpiewa czysto, bardzo techniczne, ale nie brakuje pazura w tym wszystkim. Sporo napracowali się sami gitarzyści, bowiem to co wygrywa W.Angel z Agnarrem zasługuje na brawa. Panowie stawiają na klimat, na agresję, szybkość i przebojowość. Partie gitarowe są urozmaicone, zaskakujące i wciągające. Tak być powinno. Dobrze to prezentuje nieco nowoczesny „Fellowship” czy progresywny „Taste of Life”. Moim ulubionym kawałkiem został szybki i złowieszczy „Don't live like a slave”, który przypomniał mi stare dobre czasy Gamma Ray. Płyta jest zróżnicowana bo obok takich petard mamy spokojne i klimatyczne kawałki w stylu „The Road”, który wieńczy płytę. To wszystko już było na płytach Masterplan, edguy czy gamma Ray, ale to nie oznacza że płytę należy spisać na straty. Bardzo fajna wycieczka po moich ulubionych kapelach. Muzyka dobrze zagrana i słychać że zespół zna się na rzeczy, a najnowsze dzieło tylko umacnia pozycję Conquest na rynku power metalowym. Polecam !

Ocena: 8.5/10

3 komentarze:

  1. Na pewno przesłucham, bo to kolejna pozytywna recenzja tej płyty.

    OdpowiedzUsuń
  2. muzyka bardzo przewidywalna vel nudna (zresztą jak cały power metal), po drugim słuchaniu wręcz niestrawna - wysłuchane i zapomniane.... niestety

    OdpowiedzUsuń