sobota, 6 lutego 2016

RESURRECTION KINGS - Resurrection Kings (2016)

W tym roku mamy starcie dwóch gitarzystów Dio, a mianowicie Viviana Campbella i Craiga Goldiego. Każdy z nich w tym roku wydał debiutancki album swojej kapeli, każdy z nich oddaje hołd dla zmarłego Ronniego James Dio z którym dzielili najlepsze lata swojej kariery. Każdy z nich nagrał jeden z swoich najlepszych albumów od czasu grania u boku Dio. Każdy z tych albumów to kwintesencja heavy metalu i stylu Dio. Vivian Campbell zabrał nas do okresu pierwszych trzech płyt z początku lat 80. Goldy z kolei zabiera nas do czasów „Magica” czy „Master of The Moon”, a czasami nawet do „Dream evil”. Najlepsze jest to, że każdy tworzy muzykę przesiąkniętą twórczością Dio, ale każdy nagrał inny album, w innej tonacji i o innym charakterze. „Heavy Crown” to płyta energiczna, bardzo heavy metalowa, z kolei „Resurrection Kings” ma w sobie więcej z hard rocka. Ten sam cel, ten sam zabieg, dwa różne efekty, dwa różne albumy z takim samym przesłanie.

Sam zespół Resurrection Kings powstał w 2015 roku i Craig Goldy zebrał ciekawych muzyków. Jest jego kumpel z okresu grania u boku Dio czyli Vinni Appice. Co ciekawe gra on też w Last in Line, który również gra muzykę w stylu Dio. Ciekawe jak on sobie radzi z odróżnianiem tych dwóch zespołów? Na wokalu pojawił się Chas West, który śpiewał w Foreigner czy Lynch Mob. Odnajduje się w takiej muzyce i jego styl i technika zapewniają Resurrection Kings wysoką jakość. Śpiewa troszkę w stylu Dio, ale nie stara się być kopią co jest jego atutem. Kompozycją nadaje niezwykłego hard rockowego klimatu Na basie zaś pojawił się Sean Mcnabb który jest znany nam choćby z Dokken. Jest zgrany zespół, pomysł na granie, na kompozycje i na to by muzyka Dio wciąż żyła. Brakuje mi jednak nieco kopa, energii, którą mamy na „Heavy Crown” Last in Line. Tutaj na „Resurrection Kings” za dużo jest hard rocka, za dużo emocjonalnych motywów i szukania jakiejś głębi. Czasami Craig za bardzo kombinuje i za bardzo stara się urozmaicić owy album przez co traci to na chwytliwości i na atrakcyjności. Nie jest to zły album, ale z pewnością nie jest idealny. „Distant Prayer” to z pewnością dobry otwieracz, to również idealny hołd dla Dio. Mocny riff, idealnie osadzony w twórczości Dio z ostatnich jego płyt. Craig wraca do gry i to w wielkim stylu, bo dawno nie stworzył tak udanego kawałka i tak wyrazistego riffu. Nieco marszowy „Livin Out Loud” ma coś z Rainbow i tutaj można uświadczyć większą dawkę hard rocka aniżeli heavy metalu. Lekki, finezyjny „Wash Away” to jeden z najlepszych przebojów na płycie i nieco komercyjny wydźwięk dodaje mu urok. „Who Did You Run To” to kwintesencja stylu Dio i fani „Magica” będą zachwyceni tym kawałkiem. Craig znów daje czadu, a riff jest naprawdę idealny w swojej konwencji. Chas West ma mocny głos i momentami przypomina mi wokalistę Voodoo Circle i dobrze odzwierciedla to hard rockowy „Falling For You”. Echa Foreigner słychać w romantycznym „Never Say Goodbey”. Mocnym punktem na płycie jest nieco ostrzejszy „Path of Love” o bardziej heavy metalowym charakterze. Szkoda, że na płycie jest mało takich petard jak „Don;t have to fight no more” i na sam koniec mamy nieco bardziej progresywny „What You take”, który ukazuje owe kombinowanie Craiga.


Miło widzieć, że Craig Goldy żyje i ma się dobrze. Dobrze, że nie marnuje swojego talentu i wraca do gry. Resurrection Kings to bardzo zgrany band, który gra muzykę z pogranicza heavy metalu i hard rocka, trzymając się jasno określonych granic. Stawiają na finezję, lekkość i nawiązania do twórczości Dio. Mieszanka z tego wyszła całkiem udana, aczkolwiek czuję niedosyt. Brakuje mi pazura na tej płycie, brakuje prawdziwych heavy metalowych petard. Może drugi album będzie jeszcze bardziej dopieszczony? Póki co wstarciu Campbell kontra Goldy, wygrywa zdecydowanie Campbell i jego Last in Line.

Ocena: 7.5/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz