sobota, 2 kwietnia 2016

SERPENTS RIDE - Between the lights & shadows (2016)

Craig Goldy, Vivian Campbell i Rowan Robertson to trzej najwięksi gitarzyści Dio. Każdy z nich wniósł coś do muzyki Dio i albumy z tymi wioślarzami to prawdziwe klasyki. Każdy ma swój własny styl i niezwykły talent by z prostego motywu gitarowego uczynić coś niezwykłego. Nie ma już Dio z nami i każdy z tych gitarzystów próbuje się jakoś odnaleźć na nowo w świecie muzyki. Nie dziwi mnie fakt, że próbują oni sił w muzyce z której są najbardziej znani. Najlepsze jest to, że każdy z tych gitarzystów chce zabrać nas do przeszłości i przypomnieć swój okres działalności w Dio. Craig Goldy powołał Resurrection Kings, który nawiązuje do czasów „Magica” czy „master of the Moon”. Zbyt dużo hard rocka w tym jego zespole i za mało prawdziwego heavy metalowego ognia. Pozycja w postaci Resurrection Kings mimo pewnych wad to pozycja obowiązkowa dla fanów twórczości Dio. Jeszcze lepiej poradził sobie z zadaniem gitarzysta Def Leppard czyli Vivian Campbell, który z swoim Last In Line najbardziej trafił w sedno sprawy. „Heavy Crown” to świetne nawiązanie do „Holy diver” czy właśnie „Last In Line”. Nie długo przyszło czekać nam na odpowiedź Rowana Robertsona. Uwaga do akcji wkracza Serpents Ride.

Akurat Rowan Robertson od czasów „Lock Up the Wolves” nie wydał nic godnego uwagi. Marnował swój talent i nie potrafił się odnaleźć w nowej rzeczywistości. Szkoda, bo przecież jest jednym z najbardziej uzdolnionych gitarzystów. Kiedy nie tak dawno pojawił się z nowym zespołem w postaci DC4 to powróciła nadzieja, że wraca dawny gitarzysta Dio do grania na wysokim poziomie. Od tamtego była cisza i w sumie świat zapomniał o Rowanie. Ostatnio Vivian i Craig powrócili i zrobili sporo szumu swoimi zespołami. Najwidoczniej Rowan nie chciał być w tyle i też chciał pokazać że stać go na zryw. Serpents Ride to band, który powstał w celu grania w stylu Black Sabbath, Led Zeppelin czy Dio. Zespół poza Rowanem tworzy wszędobylski Vinni Appice, który gra w zespołach konkurencji czyli Craiga i Viviana. Na basie jest Agustin davis, a na wokalu Ian Ray Logan. Właśnie najwięcej niepokoju budził wokalista, który nie jest szerzej znany heavy metalowej publiczności. Już teraz można powiedzieć, że jego występ w Serpents Ride to jeden z najciekawszych występów wokalnych roku 2016. Śpiewa czysto, świetnie odnajduje się w wysokich rejestrach. Może i ma coś z głosu Ronniego, ale ma on swój styl i nie próbuje nikogo naśladować. Niezwykła technika i specyficzna maniera Iana dodają tylko uroku debiutanckiemu albumowi Serpents Ride. „Between lights & shadows” to album, który zaskoczy wielu fanów. Dawno nie było na rynku płyty, która tak świetnie przybliży nam najlepsze lata Black Sabbath i twórczość Dio. Serpents Ride w przeciwieństwie do Resurrection Kings i Last in Line jest o wiele mroczniejszy i ma w sobie więcej cech z Black Sabbath niż Dio. Udało się stworzyć coś zupełnie innego niż to co zaprezentowali koledzy po fachu. Płyta jest energiczna, przebojowa, przemyślana i na wysokim poziomie. Ja pokuszę się o stwierdzenie, że zawartość „Between the lights & shadows” bije album „Lock up the Wolves”. Solówki są pomysłowe, ukazują talent Rowana i dzieje się w nich sporo. Melodie same w sobie są chwytliwe i urozmaicone. No i właściwie każdy utwór to petarda i kwintesencja stylu wypracowanego przez Dio czy Black Sabbath. Zaczyna się od tytułowego „Between the lights and shadows”. Mroczny riff, stonowane tempo i już od razu wiadomo z czym mamy do czynienia. Wokal Iana jest po prostu fenomenalny i potrafi nawet z tak prostego kawałka uczynić coś wyjątkowego. W podobnej tonacji utrzymany jest „Lies”, choć tutaj jest większa dynamika i przebojowość. Rowan pokazuje, że wciąż potrafi zaskoczyć i tworzyć ciekawe, mroczne i zadziorne riffy. Ten z „Sucess is to live” jest mocarny i pokazuje, że jest na to wszystko pomysł i pewna koncepcja. Nie brakuje na tej płycie prawdziwych hitów i tutaj warto wspomnieć o „Sorcery” czy melodyjnym „Alchemy” , który ma coś z stylu Iron Maiden. „Lonely Girl” w wielu kwestiach przypomina mi „Smoke on The Water” czyli największy hit Deep purple. Najsłabszym utworem na płycie jest bez wątpienia nijaki „Lose control”. Na sam koniec mamy ciężki i nieco nowoczesny „The sun its going black”.

Stało się. Rowan Robertson znany przede wszystkim z grania u boku Dio powraca po latach ciszy. Nowy zespół, nowa energia i nowe pomysły. Styl wciąż może i ten sam, ale są tez elementy zaskoczenia. Serpents Ride to znakomity debiut, który zabiera nas ponownie do świata Dio i Black Sabbath. Mocna rzecz, która zadowoli smakoszy takich dźwięków. No i w końcu Rowan Robertson nagrał jakiś ciekawy album i powrócił do świata żywych. Mam nadzieje, że tak szybko nie zniknie nam ze sceny, bo takie zespoły jak serpents Ride są potrzebne, zwłaszcza że Black Sabbath żegna się z fanami.

Ocena: 8.5/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz