wtorek, 5 kwietnia 2016

AMULANCE - Unleash the Beast (2015)

Amulance to mało rozpoznawalna kapela heavy/speed/power metalowa działająca w latach 80. Wtedy właśnie dali się poznać fanom dzięki udanemu debiutowi „Feel The Pain”. To był rok 1989, a Amulance grał ostry heavy metal, który miał sporo elementów speed/thrash metalu. Wyróżniali się na tle innych amerykańskich formacji poprzez niezwykłą melodyjność i specyficzny wokal Rika Baeza. Kapela, która powstała w Aurora na przestrzeni 1984 roku. W roku 1990 zakończył się pierwszy okres zespołu. Potem próbowali powrócić na dobre w 2009 r ale się nie udało, dopiero w roku 2012 udało się skutecznie reaktywować band. Na koncertach się nie skończyło i zespół rozpoczął intensywne prace nad nowym materiałem. Po 27 latach od wydania debiutu Amulance powraca z drugim wydawnictwem tj „Unleash The beast”. Czy warto było czekać tyle lat na ten album? Czy Amulance odnajduje się współczesnych czasach? Czy nowy materiał dorównuje debiutowi?

Wiele pytań, wiele wątpliwości, które jeszcze bardziej wzbudzały ciekawość czy Amulance jest wstanie nagrać wartościowy materiał. Ze starego składu został wokalista Rik Beaz oraz gitarzysta Bob Luman. Obaj panowie są w formie i wiedzą jak grać heavy/power metal. Jednak Amulance jest już nieco innym zespołem. Niby Rik dalej śpiewa specyficznie i nadaje kompozycjom odpowiedniej agresji, a Bob stara się wygrywać energiczne i dynamiczne partie. Słuchając nowego materiału można szybko dojść do wniosku, że upływ czasu miał ogromny wpływ na styl zespołu. Niby jest to heavy/power metal w amerykańskiej odsłonie, ale jest więcej toporności i mniejsza ilość przebojów. Na pewno na plus można zaliczyć nieco przybrudzone brzmienie, które ma wiele wspólnego z tym z lat 80. Dzięki temu taki otwierający „Warrior Song” wypada korzystnie i przypomina debiut pod wieloma aspektami. W samej muzyce Amulance można doszukać się wpływów Queensryche, Mercyful Fate, Saxon czy Iron Maiden. Klasyczny heavy metal z przebojowym motywem w roli głównej zawsze jest w cenie. „Damages” to przykład, że mimo zespół mimo upływu lat potrafi grać agresywnie i z pazurem. Nutka progresji przypomina najlepsze dokonania Queensryche czy Dream theater. Bob i Steve Michals, który dołączył w 2015 r tworzą zgrany duet i ich partie gitarowe są soczyste i mocarne. Każdy z nich brzmi solidnie i nie ma co narzekać na ten aspekt. Szkoda tylko, że mało tutaj atrakcyjnych i godnych zapamiętania riffów. Wszystko momentami brzmi tak na jedno kopyto. Można było wiele zrobić by urozmaicić owy materiał i wepchać tutaj więcej charakterystycznych przebojów. „Unleash The Beast” jest toporny i może przypominać niektóre kawałki Accept. Zespół nie kryje swoich korzeni i fascynacją klasyką amerykańskiego heavy/power metalu co pokazuje w „Forsaken”, który ma coś z starego Metal Church. Miłym zaskoczeniem na płycie jest nieco hard rockowy „Ghost of Yestaryears”. Nowy album mimo nieco rzemieślniczego charakteru ma prawdziwe petardy i jedną z nich jest nieco thrash metalowy „Changes”, czy nieco Iron Maidenowy „Blood of Innocent”. Sekcja rytmiczna choć nowa i jeszcze nie w pełni zgrana, ale jednak daje sobie radę, co zresztą słychać w dynamicznym „Edge of Lies”, który śmiało mógłby znaleźć się na debiutanckim albumie. Warto zwrócić uwagę również na „Poseidon” mający pewne elementy Judas Priest. Na koniec klasyka w postaci „Children of The Sea” i hołd dla Black Sabbath.

Wrócił kolejny band z lat 80 i nie mają się czego wstydzić. Warto było czekać 27 lat na drugi album amerykańskiej formacji, która wierna jest tradycjom i swoim korzeniom. Troszkę mało przebojów, troszkę zbyt dużo toporności, ale cel został osiągnięty. Nowy album naprawdę wypalił i pokazuje, że warto było powrócić i zaskoczyć fanów nową muzyką. Bestia została uwolniona i czekam na kolejny atak Amulance.

Ocena: 7.5/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz