niedziela, 10 kwietnia 2016

CAULDRON - In Ruin (2016)

10 lecie istnienia obchodzi w tym roku kanadyjski Cauldron. Jest to kolejny młody band, który powstał w celu podtrzymywania żaru klasycznego heavy metalu. Co raz więcej pośród nas kapel grających na wzór Iron Maiden, W.A.S.P, Judas Priest, ale to cieszy że takie kapele jak Steelwing, Enforcer, Striker czy właśnie Cauldron zabierają nas w sentymentalną wycieczkę do lat 80. Cauldron jest w biznesie 10 lat i nagrał w sumie 4 albumy, z czego „In ruin” to najnowsze dzieło tej formacji. Nic nowego nie prezentują, nie szukają nowych inspiracji, ani nie zdradzają swojego charakteru. Ta płyta to kwintesencja ich stylu, amerykańskiego heavy metalu lat 80 i nie tylko. Czasami stawiając na proste rozwiązania i korzystanie z sprawdzonych motywów można więcej osiągnąć niż dzięki kombinowaniu. Można podpaść fanom, że nie tworzy się nic nowego, że wszystko jest wtórne i mało oryginalne. Jednak czy naprawdę tylko to się liczy? Grunt, żeby płyta miała odbiorców, swoich fanów, swoich zagorzałych wyznawców, którzy staną w obronie danej płyty. Cauldron to sprawnie działająca machina, która jeszcze nie wydała wadliwego produktu, a już ich marka zaczyna być rozpoznawalna. Kiedy nagrywa się takie albumy jak „In ruin” i nagrywa się takie proste hity „No Return/ In Ruin” to można wiele zdziałać. Płyta cechuje się klasyczną okładką z nutką grozy i klimatycznym brzmieniem wzorowanym na latach 80. Do tego dochodzi specyficznym wokal Jasona, który idealnie współgra z warstwą instrumentalną. Jest szybka i dobrze zgrana sekcja rytmiczna i wszędobylski Ian Chains, którego partie gitarowe napędzają ten album. „Empress” to przykład, że można tworzyć klimatyczny utwór, a zaraz stworzyć coś bardzo klasycznego. Ile razy już słyszeliśmy podobne kawałki, ile razy się tym zachwycaliśmy i to wciąż działa na słuchaczy. Prawdziwa klasa sama w sobie. Zwłaszcza cieszy fakt, że zespół potrafi grać prawdziwy speed metal na wysokich obrotach. Taki „Burning at both Ends” to kwintesencja gatunku heavy/speed metal. Niby prosty pomysł, a daje tyle radości i takie wrażenie robi na słuchaczu. To nie koniec przyjemności, bowiem Cauldron ma jeszcze kilka asów w zanadrzu. „Hold Your Life” to taki ukłon w stronę Accept z okresu „Metal Heart”. Skoro taki rytmiczny „Come not Here” potrafi urzec mroczny klimatem. Bardzo dobrze prezentuje się basista w „Santa Mira”. W końcu to on buduje tutaj napięcie i tworzy ciekawy główny motyw. Troszkę Iron Maiden tutaj usłyszymy, ale czy to źle? Dawno nie słyszałem tak udanego klasycznego heavy metalu, a to już tylko dobrze świadczy o Cauldron. „Corridors of Dust” i instrumentalny „Delusive Serenade” pokazują elastyczność kapeli. Potrafi zaskoczyć i zabrać nas do mrocznego, ponurego świata przesiąkniętego nutką doom metalu. Na deser dostajemy hit w postaci „Outrance”. 40 minut klasycznego heavy/speed metalu to dobrze wyważona porcja dla prawdziwego fana. Jeśli wychowaliście się na twórczości Accept, Dio, Iron Maiden czy Judas Priest to Cauldron jest przeznaczony dla Was. Panowie grają bardzo klasycznie i dbają o każdy szczegół. Najnowszy album „In ruin” zasługuje na szczególną uwagę bo jest to jeden z ich najlepszych wydawnictw. Mocna rzecz.

Ocena: 8.5/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz