piątek, 20 lipca 2012

POWER THEORY - An Axe To Grind (2012)


Rok 2012 to rok kolejnego zespołu w kategorii heavy/ power metal, który jest zakochany w latach 80 i do nich sięga najchętniej. Ci którzy oczekuje czegoś oryginalnego, czegoś niepowtarzalnego to raczej nie mają czego szukać i mogą sobie darować dalsze czytanie recenzji. Z kolei ci którzy są zainteresowani solidnym, melodyjnym i solidnym materiałem, który oczywiście jest wtórny i oparty na oklepanych patentach. Jednak wykonanie i staranność sprawia, że nie można pominąć amerykański zespół POWER THEORY. W przypadku tego zespołu wszystko się zaczęło w roku 2007 kiedy to została powołana do życia z inicjatywy Boba “BB” Ballingera i po zebraniu pozostałych muzyków, zaczęli pracę nad materiałem. Po drodze wydali demo „Metal Forever” a w roku 2011 ukazał się debiu „Out Of Ashes, Into The Fire..And Others Tales To Infanity”. Na drugi krążek nie trzeba było czekać zbyt długo, bo tylko rok. „An Axe To grind” to który muzycznie zabiera nas w wycieczkę po scenie amerykańskiej, europejskiej, zwłaszcza po scenie brytyjskiej z naciskiem na NWOBHM, a także niemiecki heavy metal. Amerykanie nie ukrywają się z zamiłowaniem do lat 80 i z miłą chęcią piętnują to jeszcze bardziej. Słychać wiele znanych zespołów jak choćby GRAVE DIGGER, ACCEPT, MALICE, ANGEL WITCH czy tez IRON MAIDEN. Jest to album, który za sprawą chwytliwych melodii, przebojowego charakteru i patentów z lat 80 łatwo zapada w pamięci, słucha się go bardzo przyjemnie. A dopieszczone brzmienie i przemyślany materiał zapewniają o mile spędzonym czasie w rytmach POWER THEORY.

Na albumie znajdzie sporo ciekawych mocnych kompozycji, które stawiają na prostotę i przebojowość. W otwierającym „Edge of Knives” słychać amerykańską scenę lat 80, można coś wyłapać z MANOWAR coś z MALICE. Można poczuć klimat lat 80 i charakterystyczne chwyty tamtych lat. Wokalista Dave Santini momentami przypomina mi manierę Paul Di Anno co słychać w takim nieco brutalniejszym „Deceiver” gdzie zespół wykorzystuje nawet patenty charakterystyczne dla thrash metalu, czy tez w stonowanym, zadziornym „The seer”. O tym, że zespół ceni sobie dokonania IRON MAIDEN słychać w nieco rockowym „An Axe to grind” gdzie partie basu są wzorowane na tych wygrywanych przez Steva Harrisa. Moim ulubionym kawałkiem jest „A fist in The Face Of God” który ukazuje to co najlepsze w zespole. Jest dynamika, rozpędzona sekcja rytmiczna, ostry, zadziorny wokal, chwytliwy motyw i duża dawka energii. W takiej heavy/power metalowej konwencji zespół wypada znakomicie. Niestety szybkich utworów jest tutaj jak na lekarstwo. Wpływy i fascynację NWOBHM słychać w dynamicznym „On The Inside” , stonowanym „Colossus” który również stanowi trzon tego albumu, kończąc na rozbudowanym i urozmaiconym kolosie „The Hammer” będący mieszanką NWOBHM i MANOWAR.

Kolejny album, który może nie osiągnie zbyt wiele w tym roku, a wszystko przez wtórność i nieco brak perfekcji w wykonaniu, bo pojawiają się czasami nieco małe atrakcyjne solówki, czasami nieco mało atrakcyjny motyw, a tak wszystko brzmi dobrze, nawet bardzo dobrze. Wokal Dave'a jest taki wzorowany na latach 80, jest niezwykła technika, sekcja rytmiczna jest mocna, a gitary ostre. Jest to solidny album, solidnej kapeli. Warto poświęcić temu krążkowi wolny czas, na pewno nie pożałujecie.
Ocena: 7.5/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz