Grecki zespół Powercross, który w 2024 roku zadebiutował udanym albumem The Lost Empire, postanowił kuć żelazo, póki gorące. Nie każąc fanom długo czekać, już po roku powraca z nowym wydawnictwem zatytułowanym Renaissance. Płyta, która ukazała się 17 października nakładem Elevate Records, skierowana jest do miłośników progresywnego metalu, power metalu oraz melodyjnego heavy metalu. Niestety, mimo ambitnych założeń, tym razem efekt końcowy jest słabszy niż w przypadku debiutu.
Albumowi brakuje świeżości i energii, które stanowiły o sile pierwszej płyty. Miejscami wieje nudą, a momentami czuć przerost formy nad treścią. Zabrakło również mocniejszych, bardziej chwytliwych kompozycji, które mogłyby uatrakcyjnić całość. Trzeba jednak zauważyć, że w międzyczasie skład zespołu uległ zmianie – pojawiła się nowa sekcja rytmiczna tworzona przez basistę Panosa Bita i perkusistę Foivosa.
Motorem napędowym grupy pozostaje wokalista John Britsas, jednak tym razem jego śpiew wydaje się pozbawiony dawnej pasji i mocy. Gitarzysta Spiros Rizos dostarcza solidnych partii, choć i w jego grze brakuje tego „czegoś”, co wcześniej przyciągało uwagę. Całość sprawia wrażenie nieco pośpiesznie zrealizowanej – jakby zespół chciał za wszelką cenę wykorzystać moment po sukcesie debiutu.
Na szczęście na Renaissance nie brakuje kilku udanych momentów. Energetyczny i przebojowy „Freedom” to zdecydowanie jeden z jaśniejszych punktów albumu. W progresywnym „Living Gods” zespół eksperymentuje z formą, choć efekt końcowy jest raczej przeciętny. Więcej powermetalowej werwy przynosi rozpędzony „Eagles Fair”, pokazujący, że Powercross wciąż potrafi napisać ciekawą, pełną energii kompozycję. Na szczególne wyróżnienie zasługuje również „Carry On” – prawdziwa power metalowa petarda z pomysłowymi solówkami i wpadającym w ucho motywem przewodnim.
Nieco spokojniej robi się przy „Wisdom”, w którym pojawia się nuta hard rockowego klimatu, a najwięcej zastrzeżeń budzi ballada „Shadow in a Dream” – niestety, zupełnie nie zapada w pamięć. „Silence” to kolejny utwór o progresywnym zabarwieniu, jednak trudno przez niego przebrnąć, a po przesłuchaniu niewiele z niego pozostaje.
Debiutancki album Powercross imponował świeżością i dawał nadzieję na dalszy rozwój zespołu. Renaissance to jednak jedynie zbiór kilku ciekawych pomysłów, które nie składają się na spójną, angażującą całość. Zespół próbuje zabrzmieć dojrzalej i bardziej progresywnie, ale efekt jest nierówny. Są przebłyski i solidne momenty, lecz całość nie porusza i szybko ulatuje z pamięci.
Ocena: 5,5/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz