piątek, 2 września 2011

U.D.O -Mean Machine (1989)

Udo Dirkschneider mimo komercyjnego sukcesu „Animal House” szybko rozpoczął pracę nad nowym albumem. Niestety najwyraźniej Udo nie był zadowolony z efektu i zmienił skład. Pojawił się basista Thomas Smuszyński znany niektórym z późniejszych albumów Running Wild, pojawił się perkusista Stefan Schwarzman znany niektórym z Accept, czy Running Wild, no i pojawił się nowy gitarzysta Andy Susemihl i owy album bardziej przypomina styl Accept, Udo, na pewno w większym stopniu niż na debiucie gdzie było więcej Warlock. Po raz kolejny utrzymujemy klasyczny heavy metalowy krążek, który jest kontynuacją pomysłów które Udo prezentował w Accept. „Mean Machine” drugi LP w solowej karierze Dirkschneidera i ukazuje sięw 1989r. No okładka bardzo kiczowata, ale do tego już nas przyzwyczaił Udo w Accept.

Nie znajdziemy tutaj niczego nowego, a ten kto liczył na nowe patenty będzie zaskoczony. Już na pierwszy rzut mamy „Don't Look Back” i słychać, że zespół zbudowany praktycznie od podstaw brzmi lepiej niż ten z debiutu. Jest chemia między muzykami, a nie brzmi to tandetnie i w stylu Warlock, słychać więcej Accept, a tego właśnie brakowało mi na debiucie. Kompozycja dynamiczna, chwytliwa, z takimi partiami gitarowymi zagranymi pod Accept. Jest ta kwadratowość, odrobina toporności i są w końcu jakieś atrakcyjne melodie. Jeden z najlepszych utworów na płycie. Mathies Dieth, jak i Udo rozwinęli się w tym co robią i to słychać. Bardzo Acceptowy jest „Break the rules”, gdzie jest taki partia basowa, która przypomina te grane przez Petera Baltesa. Mamy też skoczne tempo, mamy chórki pod macierzystą kapelę Udo. Nie ma w tym nic oryginalnego, ale jest to proste i sprawdzone granie. No i kolejny killer na albumie. Nic dziwnego, że posłużył do promowania albumu, że nakręcono do niego klip. Nieco bardziej rockowy jest „We're History” i znów mamy prostą i zarazem melodyjną warstwę instrumentalną. Mamy znów skoczne tempo i Acceptowy refren. Choć kawałek jest łagodniejszy, bardziej stonowany to i tak wciąż mamy dobry poziom kompozycyjny. Nieco odstaje „Painted Love” a to za sprawą przeciętnego riffu, który jakoś się nie wybija ponad przeciętność. Utworowi nie można odmówić dynamiki i melodyjności, lecz to wszystko trzyma się tylko na dobrym poziomie. Dobry też jest taki tytułowy „Mean Machine” gdzie znów jest więcej rzemiosła, jest więcej przeciętnego heavy metalu, niż dobrego łojenia. Jest mało chwytliwy motyw, a jedynie co w głowie zostaje to refren. Kolejnym mocnym punktem na albumie jest „Dirty Boys” i tutaj ma znów dynamiczne tempo, prosty rasowy riff, a także Acceptowy refren. Mathias Dieth może nie jest Hoffmannem, ale wg mnie to jest najlepszy gitarzysta jakiego miał Dirkschneider. Fajne solówki wygrywa na tym albumie, o wiele lepsze niż na debiucie, ale to dopiero początek, bo on się cały czas rozwija. Nic nowego nie wnosi „Strets of Fire” bo i poco? Fanów Udo i Accept na pewno się spodoba. Mamy tutaj średnie, takie skoczne tempo, mamy łagodniejszy wydźwięk, ale i tak kawałek się broni. Ma przede wszystkim ciekawe partie gitarowe Mathiasa, a refren tez jest całkiem ok. Nie jest to ani killer, ani przebój, ot co kolejny przeciętny kawałek, który jest miły w odsłuchu. „Lost Passion” to kolejny utwór, w którym mamy ciekawą sekcję rytmiczną i melodyjne partie gitarowe. Tak niby wszystko ok, ale refren i warstwa liryczna nieco kuśtyka. Utwór dobry i niestety nic ponadto. Ballada w postaci „Sweet little Child” jakoś też szybko przemija i nie zostawia po sobie jakiegoś śladu. Nie ma w niej jakiegoś klimatu, nie ma ciekawego motywu, a owy refren tutaj jest mało przekonujący. Czyżby wypalenie Udo w tej kwestii? Chyba tak skoro przez dwa kolejne albumy nie będzie typowej ballady. Temu co podobały się do tej pory owe kompozycje, nie powinien narzekać na nieco rockowy „Catch My Fall” i choć tym razem jest łagodniejszy kawałek, to przynajmniej ma skoczne tempo i chwytliwy refren, a tego brakowało ostatnim kompozycjom. Ciekawym zakończeniem albumu jest „Still in Love with you”, który trwa zaledwie 50 sekund. Ale jest fajny popis sekcji rytmicznej, zwłaszcza Schwarzmana.

„Mean Machine” jest albumem bardziej dojrzałym, bardziej dopracowanym choć i tutaj Udo nie ustrzegł się błędów. Dalej jest kilka średniej klasy utworów, dalej jest nie równy poziom. Natomiast na plus trzeba zaliczyć lepsze brzmienie, lepszy styl, taki bardziej pod Accept, jak również dobrą predyspozycję muzyków, zwłaszcza Mathiasa Dietha, który zrobił krok na przód jeśli chodzi o grę na gitarze. Album jest dobry i tylko dobry. Nie ma poziomu Accept, jeszcze nie. Mean Machine to muzyka ukierunkowana do fanów Udo Dirkschneidera i Accept. Nota: 6.5/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz