wtorek, 20 września 2011

ADRANA - The Ancient realms (2011)

Ostatnio z nudów, zacząłem szperać po internecie w celu znalezienia jakiegoś krążka, o którym świat za wiele nie mówił, o którym zbytnio nikt nie słyszał. Tak cel udało mi się osiągnąć. Trafiłem bowiem na zespół Adrana, który pochodzi z kraju którego ozdobą i duma jest wieża Eifla. Co ciekawe zespół wydał w tym roku drugi album, który się zwie „the Ancient Realms” i jest to całkiem dobry wynik jak na zespół, który powstał w 2004 roku. No i tutaj zaczynają się schody, bo o ile warstwa instrumentalna, brzmienie i cała ta otoczka fantasy jest dość w miarę dobra, o tyle kobiecy wokal Anae może odsiać. No chyba , że ktoś lubi operowy wokal, to czemu nie. Album został dobrze dopracowany i to słychać, problem polega na wokalu i to już w sumie zależy od gustu słuchacza.

Na album trafiło 13 dość zróżnicowanych kompozycji. Jak to bywa na płytach z muzyką symfoniczną, tak i tutaj zaczyna się od klimatycznego intra w postaci „Fall of an Iced Dusk” i to już można usłyszeć, że instrumentalnie jest zachęcająco. Bo jest klimat, jest energia, jest ciekawa melodia i jest podniosłość. Intro szybka przeradza się w „The Frozen Path” i słychać inspiracje takim Rhapsody, czy Nightwishem. I powiem tak, głosy operowe mi nie przeszkadzaj,a le tylko wtedy gry robią za drugoplanową rola, ale w przypadku pierwszoplanowej, nieco się to gryzie. Bo instrumentaliści chce grać power metal melodyjny i szybki, a Anae chce operowego grania, chce klimatu i takich tam. Momentami się nieco to grozie. Całościowo kawałek melodyjny i przyjemny dla ucha. W innej tonacji utrzymany jest „The Grey Princess” bo tutaj mamy bardziej wyeksponowany motyw, melodia prosta, aczkolwiek łatwo wpadająca w ucho. Trzeba przyznać, że zespół gra melodyjnie, a przede wszystkim energicznie. No jest dobrze, ale szału nie ma, może przez to że czegoś brakuje? Może nieco innego wokalu, żeby prowadził, żeby współpracował z Anae? No chyba, tak, bo warstwie instrumentalnej za wiele zarzucić nie można. W takim „Revelation” ciekawa melodia jest wygrywana przez flety i jedynie wokal nieco irytuje i pozostaje skupić się tylko na atrakcyjnej melodii. Balladowe wejście do „The old Guardian” nieco nie pokoi, ale dalej jest ciekawej. Nieco stonowane tempo, nieco skoczniejsze tempo i bardziej podniosły kawałek. Nie ma już takiego szybkiego pędzenia do przodu. Jeden z tych utworów, które się nieco wybijają ponad przeciętność. Wokalnie Anae najlepiej wypada w balladzie „Prison of Memories” i chyba do takiego grania jest stworzona, bo tutaj taki wokal wręcz wymagany. Dotarliśmy do drugiego instrumentalnego utworu na albumie, czyli do „Theater of a Blazing Night” i tutaj na stawiono na tajemniczy klimat i na podniosłość i wypada to naprawdę dobrze. Do mocnych punktów na albumie można też zaliczyć „Burning Horizon”. Co wyróżnia ten utwór, to ostry riff, taki nieco heavy metalowy, a także porywający refren. Nie wiem do jakiej kategorii zaliczyć „Over the Past” bo jest i coś z ballady, a także coś z pędzącego kawałka, może pół tego, pół tego. Nijaki jak dla mnie jest „Poison” bo wokal mija się z sekcją rytmiczną. Każdy rzepkę sobie skrobie i nie wiele z tego wynika. Może tak miało być, może an tym miał polegać urok tego utworu? Do najlepszych utworów na płycie zaliczę tez na pewno taki „The bow and the beast”. Przede wszystkim ciekawa melodia wygrywana przez pianino, energiczna sekcja rytmiczna i takie skoczne tempo. Może nie jest to nic genialnego, ale w końcu fajnie się tego słucha. Najdłuższą kompozycją na albumie jest „Obsidian Collapses” i fakt ma więcej urozmaiconych motywów, sporo tutaj melodii, ale za bardzo melancholijne to jak dla mnie, zbyt poważne i zbyt smutne. Kawałek można posłuchać z ciekawości, bo słychać też męski wokal. Całość zamyka 3 minutowy instrumental „A new Dawn”i znów bardzo ciekawe rozwiązanie. Nie ma gitar, nie ma wokalu i brzmi to o niebo lepiej niż nie jeden utwór z tego albumu.


Fani Rhapsody, a także Nightwish powinni być zadowoleni. Jest to nieco przeciętny album, z ciekawymi momentami. Mnie nieco drażnił wokal Anae, bo jakoś nie darzę wielka sympatią operowych śpiewaków. Muzycznie tragedii nie ma, jest podniosłość, melodyjność i kilka ciekawych motywów. Płytę jak i zespół można potraktować jako ciekawostkę i zabijak czasu, kiedy się komuś nudzi. Polecam tylko fanom takiego grania, choć też tak średnio umiarkowanie. Nota: 5/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz