środa, 26 października 2011

METAL CHURCH - Blessing In Disguise (1989)

Mówi się, że METAL CHURCH to tylko dwa pierwsze albumy z Davidem Waynem na wokalu, że to właśnie debiut „Metal Church” i „The Dark” to najlepsze wydawnictwa amerykańskiego zespołu. Trudno się z tym nie zgodzić, ale w żadnym wypadku nie można zapomnieć o kolejnych wydawnictwach, z dużym naciskiem na „Bleesing In Disguise”, czy też „The Human Factor”. Po sukcesie „The Dark” mogło się wydawać, że wszystko jest w najlepszym porządku, ale niestety zespół zaczął się sypać. Kurdt Vanderhoof , który źle znosił trasy koncertowe i życie jako gwiazda heavy metalowa postanowił odejść z zespołu, pozostając jednak osobą mającą duży wpływ na materiał i ogólny wydźwięk zespołu. Zastąpił go Jon Marschall, który przez pewien okres był członkiem METALLICA. Oprócz lidera METAL CHURCH zmiany zaszły także na pozycji wokalisty, gdzie w miejsce Davida Wayna pojawił się Mike Howe. Zmiany personalne drastyczne i mogłoby się wydawać, że wpłyną na poziom muzyki granej przez metalowy kościół. Pod względem poziomu nie uświadczymy wielkiego spadku, ale pod względem stylu można doszukać się już słyszalnych zmian. Przede wszystkim na „Blessing Disguise” nie uświadczymy już takiej energii i mocy, czy też szybkości jakiej można było doszukać się w przypadku dwóch poprzednich albumach, nie ma już tyle power metalu, a jest nawet momentami więcej heavy metalu, czy też thrash metalu. Skoro już wspomniałem thrash metal to już od razu przejdę do brzmienia, które jest takie zwarte, nieco brudne i takie surowe i to poniekąd cecha charakterystyczna dla płyt thrash metalowych. Jednak takie brzmienie jest wręcz wymagane, kiedy to kompozycje oparte są na ciężkich partiach gitarowych, utrzymanych najczęściej w średnim tempie. Zmiany personalne przyniosły ze sobą świeżość i przetworzenie stylu METAL CHURCH, już przy otwieraczu „Fake Healer” można z łatwością wyłapać zmiany. Długość trwania utworu, który poniekąd jest jedną z bardzo istotnych zmian, bo na tym albumie dominują kompozycje długie i to pewne novum jeśli chodzi o albumy METAL CHURCH, bo zawsze kończyło się na jednej kompozycji o takiej charakterystyce. Idąc dalej, mamy średnie tempo i bardziej heavy metalowy wydźwięk. Pozostało brudne, surowe, thrash metalowe brzmienie, melodyjne, bardzo chwytliwe melodie i ciężkie partie gitarowe. Tutaj trzeba pochwalić dwóch zmienników. Mike;a Howa, który okazał się godnym następcą, który technicznie jak i pod względem osobowości wpasował się od razu do stylu METAL CHURCH. Radzi sobie zarówno w dolnych rejestrach, a także w górnych, momentami przypominając swojego poprzednika. Drugą osobą, której nie można pominąć przy wychwalaniu jest John Marschall, który idealnie wypełnił pustkę po Vanderhoofie i pod względem wygrywania melodii i riffów nie wiele ustępuje Kurdtowi. To co stanowi o potędze tego albumu to bez wątpienia niezwykle zapadające riffy i partie gitarowe, które łączą ciężar, mrok, z dużą dawką melodyjności i to jest cecha niemal wszystkich utworów, zwłaszcza tych bardzo rozbudowanych kompozycji jak „Rest In Piece (April 15,1912)”, „Badlands”, czy też najdłuższego kolosa jaki zespół stworzył, a mianowicie „Anthem To The Estranged” . W tych utworach dzieje się sporo, są liczne zmiany, sporo urozmaiceń temp, linii melodyjnych, wokalnych, czy też szeroki zakres solówek. Również podobnie jak na poprzednich albumach tak i tutaj nie zabrakło typowych rozpędzonych kompozycji, w których można się doszukać thrash metalowych elementów i do tej grupy należy zaliczyć: „Of Unsound Mind”, instrumentalny „ It's A Secret”, czy też zadziorny „Cannot Tell A Lie” . Wszystko się sprowadza do tego, że album pod względem kompozycji nie ma wad i do tego prezentuje bardziej urozmaicony materiał niż na poprzednich albumach, prezentuje nieco inny styl, powiedziałbym bardziej heavy metalowy. Choć to już nieco inny METAL CHURCH to jednak można się doszukać kilka punktów stycznych z poprzednimi albumami, np. brzmienie, czy partie gitarowe, ale też sporo nowych rozwiązań. Jednak ani zmiany personalne, ani zmiana stylu nie zmieniły jednego, a mianowicie poziomu muzyki METAL CHURCH. Kolejny bardzo udany album metalowego kościoła. Ocena: 8.5/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz