niedziela, 23 października 2011

ECHOTERRA - Land Of Midnight Sun (2011)

Rutynowym zjawiskiem jest to, że za każdym razem kiedy jakiś muzyk odchodzi z macierzystego zespołu, to tworząc własny tworzy zazwyczaj alternatywną wersję oryginału. Tak też się stało w przypadku Melissy Ferlaak, która znana była dotychczas jako wokalistka VISIONS OF ATLANTIS który gra symphonic power metal i przeszła do tworzącego się młodziutkiego ECHOTERRA, który został założony w 2007 roku z inicjatywy Jonaha W i Yana Leviathana. W roku 2009 pojawił się debiutancki „The Law of One” i dwa lata później światło dzienne ujrzał drugi album tej formacji, który został zatytułowany „Land Of The Midnight Sun”. Oprócz nowej wokalistki pojawił się nowy basista, a mianowicie Sam Van Moer. Pod względem muzycznym album jest wypadkową stylu VISIONS OF ATLANTIS, a także innych pseudo kapel grających pseudo symphonic heavy metal o zabarwieniu power metalowym, mające wokalistkę o mało wyróżniającym się głosie. Tak, tak, pani Mellisa ani technicznie, ani pod względem charyzmy nie wybiega przed szeregi. Ale czego tutaj oczekiwać po wokalistce, która nigdy nie była na ustach fanów owego gatunku w jakim się obraca. Skoro nie wokal, to może muzycznie krążek jest bardziej wartościowy? Nic bardziej mylnego. Jakie linie wokalne, taka warstwa instrumentalna. Ciężko tutaj prosić, o coś więcej niż wtórny do bólu materiał opatrzony mało chwytliwymi melodiami, średniej klasy refrenami. Jasne, mamy rozpędzony „After The Rain” w którym to zespół nie powstrzymał się przed wyeksponowaniem partii klawiszowych, a także od słodkiego wydźwięku. Jednak wszystko sprowadza się do chaosu i mało przekonujących melodii podobnie jak w „Midnight Sun”, czy „All The Lies”. Próby grania nieco łagodniej, nieco bardziej nastrojowo w „The Ghost With My Heart” tylko kompromitują zespół uwypuklając największe wady tego albumu, a więc mierny wokal Mellisy, brak pomysłów na partie gitarowe, na melodie i całą konstrukcję kompozycji. W istocie „A Diffirent Story” to inna historia, pisana nutami znanymi i powszechnymi jak sam gatunek. Utwór jest skupiskiem kiepskich melodii i jeszcze gorszej partii klawiszowych. Najlepiej z tego krążka wypada na swój sposób energiczny „From The Gutter To The Trone”, jednak brzmienie klawiszy jak z gier na pegazusa nieco ostudza zachwyt. Jednak obiektywnie to właśnie ten kawałek, ma najciekawszą melodią czy też refren. W zestawieniu tego albumu jest nie źle, ale w porównaniu z innymi zespołami to gniot jakich mało. Ile utworów tyle wad ma owy album i doszukiwanie się jakichkolwiek plusów graniczy w tym przypadku z cudem. Brzmienie spłaszczone i tym sposobem ujęło to albumowi mocy i energii, która jest niezbędna w metalowym światku. Jednak kompozycje same w sobie też zamiast przyciągać uwagę słuchacza odstraszają i to skutecznie. Swoją cegiełkę dokłada też Melissa znana skądinąd z VISION OF ATLANTIS, która śpiewać nie potrafi i maskuje to jak może. Jedynie za co mogę pochwalić to wydawnictwo to za ...okładkę, ale to jest tak znaczący element, jak pojawienie się tego albumu na rynku muzycznym. Ocena: 2.5/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz