Najlepszy album amerykańskiej formacji ICED EARTH? Bezapelacyjnie „Something Wicked This Way Comes” z roku 1998. Do dziś uważany przez wielu za najlepsze dzieło amerykanów i trudno z tym się nie zgodzić. Oczywiście w dalszym ciągu ICED EARTH gra power metal z wpływami thrash metalu, czy też heavy metalu, grając przy tym własną charakterystyczną dla siebie muzykę. Co zadecydowało o wysokim poziomie albumu to, że zespół idealnie wyważył między melancholijnym, emocjonalnym graniem, a szybszym, bardziej agresywniejszym, w którym nie brakuje chwytliwych melodie. Tego mi brakowało na „The Dark Saga” w którym to było emocjonalnie ale też nudno. Tym razem mamy dojrzały materiał, w którym wszystko zostało zamknięte na ostatni guzik. Brudne, nieco brutalne brzmienie autorstwa Jima Morrisa, jest też wysoka forma Matta Barlowa, który zalicza tutaj swój najlepszy występ, śpiewając a to raz emocjonalnie, a to raz z dużo dawką mocy i agresywności. Do tego rozpoznawalny styl Schaffera, zarówno jako gitarzysty jak i kompozytora. Gdy się tak przyjrzy zawartości to można dostrzec pewną regułę, a mianowicie nie mal po każdym ostrym dynamicznym , ostrym utworze, nieco uspokoić klimat i skupić się na emocjonalnym podłożu tego krążka. Całość otwiera „Burning Times”, które przesycony jest ciężarem, a średnie tempo tylko dodaje brutalności owemu utworowi. Potem zmiana klimatu i wkracza "Melancholy (Holy Martyr)", który jest najbardziej nostalgicznym, czy też melancholijnym utworem ICED EARTH. Jest smutek, cierpienie, ale tego wymaga warstwa liryczna, która opowiada o ukrzyżowaniu Chrystusa. Esencją tego krążka bez wątpienia są utwory, w których nacisk położono na szybkość, dzikość, brutalność i takich kompozycji nie brakuje na albumie. Wystarczy posłuchać złowieszczego "Disciples Of The Lie" czy też rozpędzonego „My Own Savior”, żeby o tym się przekonać. To, że zespół potrafi łączyć heavy metal z thrash metalem jak mało kto świadczyć może nastrojowy "Consequences", czy też melodyjny „1776”,, który jest utworem instrumentalnym z zapadającą w pamięci solówką zagraną na flecie. Pod względem piękna i nastroju wyróżnia się też taki „Blessed Are You” w którym nastawiono na emocje i klimat. Jednak wszystko zmierza ku punktowi kulminacyjnemu, którym bez wątpienia jest trylogia "Something Wicked" na którą składają się trzy utwory, a mianowicie przepełniony patosem, smutkiem, oraz urozmaiconymi melodiami „Prophecy”, rozpędzony „Birth Of Wicked” no i najbardziej rozbudowana kompozycja czyli „Coming Curse”, który zawiera wszystko to co składa się na styl ICED EARTH, a więc klimat, agresja, melancholia, smutek, emocje, dzikość, brutalność, podniosłość, przebojowość oraz perfekcyjne wyważenie między heavy metalem, a thrash metalem. Cała trylogia to geniusz nie tylko pod względem muzycznym, ale też lirycznym. Historia narodziła się w głowie lidera pod wpływem mitologii egipskich opowiada o tym jak Ziemię zamieszkiwaną przez pierwotnych mieszkańców najechali przez ludzi, jednak dzięki umiejętności przybierania różnych cielesnych form. Intruzom udało się przekształcić w istoty identyczne do ludzi. Po tym jak minęło 1000 lat pojawił się mesjasza, który dla owych pierwotnych mieszkańców był zbawcą, lecz dla intruzów antychrystem, który niszcząc rasę ludzką, zapewnił pierwotnym mieszkańcom to Ziemia powróciła w ich ręce. Historia oryginalna, podobnie jak cały album, wliczając w to kompozycje. Najbardziej dojrzałe dzieło ICED EARTH, które w sposób idealny oddaje unikalny styl zespołu, podkreślając przy tym geniusz Jona Schaffera i niesamowity warsztat wokalny Matta Barlowa. Album zrobiony z przepychem, w którym to wzięło udział sporo gości muzycznych, którzy odgrywali partie różnych rozmaitych instrumentów, zaś zmiana gitarzysty na Larry'ego Tarnowskiego też odbiła swoje piętno na muzyce zespołu. „Something Wicked This way Comes” to album bez skazy i obok „Night Of Stormrider” najlepszy krążek ICED EARTH. Nic dziwnego, że w 2007 i 2008 roku zespół postanowił wrócić do tej historii, jednak z jakim skutkiem im to wyszło to już wiemy. Ocena: 10/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz