piątek, 7 października 2011

U.D.O - Man and Machine (2002)

Każdy dzień, w którym ukazuje się kolejny album UDO należy traktować jako święto muzyki heavy metalowej, ponieważ muzyki w stylu ACCEPT nigdy za wiele. Rok 2002 to rok w którym premierę miał album „Man and Machine” . Nie ma się co łudzić, że Dirkschneider przy krążku numer osiem, nagle zacznie grać coś innego niż niemiecki heavy metal wypracowany już na płytach z ACCEPT i że zaprezentuje świeży materiał. „Man and Machine” to kolejny typowy album UDO i po raz kolejny można stwierdzić, że krążek zdobył popularność dzięki kolejnemu hymnowi jaki stworzył zespół a mianowicie tytułowy „Man and Machine”. To jest podobny przypadek co na poprzednim albumie, ponieważ znów na pierwszy ogień dano najlepszy kawałek na albumie i jeden z znaczących utworów dla zespołu ponieważ, UDO często gra go na koncercie i to jest chyba najlepsza rekomendacja tego utworu. Co w nim tego elektryzującego? Przede wszystkim marszowy wydźwięk, a także hymnowy charakter, który daje o osobie znać podczas podniosłego refrenu. Przypadek ten sam co na „Holy” i dużo analogii można się doszukać między tymi albumami. Jedną z nich jest wrzucenie na album dwie prawdziwe petardy: „Private Eye” czy też jeden z najlepszych utworów jakie nagrał zespół czyli „Network Nightmare”. Oba utwory charakteryzują się rozpędzoną sekcją rytmiczną i dynamicznymi partiami gitarowymi. Trzeb przyznać, że wyżej wymieniony utwory pasowałby do stylistyki albumu „Timebomb”, a to nie lada zaszczyt. Analogiczne do poprzedniego krążka mamy również ten sam skład zespołu, tą samą produkcję, którą po raz kolejny wypracował Stefan Kaufmann. Jednak w porównaniu do „Holy” nie ma Marschala, który zrobił tajemniczą, mroczną okładkę, jest za to J.P. Rosendahl, który zrobił okładkę w stylu „Objection Overrulled” ACCEPT. „Man and Machine” w porównaniu do „Holy” nie ma tak równego materiału, bo album niestety jest przepełniony średnimi kawałkami, które nic nie wnoszą do wydawnictwa, ani do muzyki UDO. Do takich kompozycji śmiało można zaliczyć: „Animal instict” czy też „Hard to be Honest”. Ot co średniej klasy utwory, w których zespół nastawił się na prosty i łatwo zapadający refren, pomijając przy tym całą warstwę instrumentalną. Niestety, ale większość utworów na tym albumie taka jest. Z tej grupy należy jednak wyłączyć piękną balladę z gościnnym udziałem Doro Pesch czyli „Dancing with an Angel” czy też nieco hard rockowy „Like a Lion”, który świetnie by się wpasował w strukturę „Faceless World”. Analizując ten album nie można również wspomnieć o najdłuższym kawałku na „Man and machine” czyli „Unknown Traveller”, który łączy w sobie charakter ballady, a także utrzymanego w średnim tempie epickiego utworu. Takich kompozycji zespół już ma kilka na swoim koncie, ale ostatni taki był na...”Timebomb”. Sporo dawka melodii i zmian motywów przyczynia się do tego, ze utwór zaliczam do tych najlepszych na albumie.

Man and Machine” to kawał heavy metalu do jakiego nas przyzwyczaił UDO. W dalszym ciągu mamy kontynuowanie stylu ACCEPT i niczego innego nie można odczekiwać od tego zespołu, jak właśnie granie pod stary zespół Dirkschneidera. Niby nic nowego nie ma na tym albumie, niby mamy sprawdzone patenty, a jednak album już tak nie zachwyca jak poprzedni. Przede wszystkim utwory są o kilka klas niżej i zbytnio poza chwytliwymi refrenami nie mają nic do zaoferowania. O ile na „Holy” jest przebojowość, o tyle na „Man and Machine” jest monotonność i wtórność. Muzycznie album jest strasznie nudny, no bo ileż razy można słuchać w kółko tego samego i na dodatek podanej w niezbyt przyswajalnej formie. Mamy kilka nawiązań do najlepszych albumów UDO czyli „Timebomb” czy też „Faceless World” i mamy jeden z najlepszych hymnów metalowych jakie stworzył UDO, ale to trochę za mało. Ocena: 5/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz