wtorek, 1 listopada 2011

FAITHFUL BREATH - Gold'n Glory (1984)

Ileż to zespołów przewinęło się w latach 80 i ileż z nich poszło w zapomnienie. Nie w sposób tego z liczyć. Ale nie mam zamiaru sporządzać żadnych statystyk czy też dokonywać pomiarów i analiz. Mam zamiar przypomnieć, jeden z tych niemieckich zespołów, które dorobiły się całkiem sporego dorobku i to funkcjonując pod dwoma nazwami. Na początku FAITHFUL BREATH, a potem zespół funkcjonował pod nazwą RISK. Niemiecki FAITHFUL BREATH został założony w 1967 roku, a więc można rzec że był jednym z tych zespołów, który przedzierał się przez muzykę z pogranicza rocka, czy też metalu. Warto zaznaczyć, że zespół podobnie jak choćby szwajcarski KROKUS zaczynał od grania progresywnego rocka wydając przy tym w 1974 roku debiutancki album z takową muzyką, a mianowicie „Fading Beauty”. Jednak to zespołowi sukcesu nie przyniosło i tak na początku lat 80 poszli w stronę heavy metalu. I najbardziej trafił do mnie album z 1984 roku czyli „Gold 'n Glory”.Jeśli chodzi o inspirację muzyczną FAITHFUL BREATH na tym albumie jak i w całym okresie grania heavy metalu to trzeba przyznać, że zespół daleko nie szukał i wzorował się na twórczości rodzimego ACCEPT i powiązań z owym zespołem jest całkiem sporo. A to wokalista i gitarzysta Heinz Mikus przypomina manierę wokalną Dirkchneidera, z tym że Heinz ma większy potencjał i o wiele lepsze umiejętności jako wokalista. Jako gitarzysta wygrywa partie gitarowe nieco toporne, nieco agresywne i melodyjne i to jest niemiecka szkoła heavy metalu. I oczywiście powiązań z stylem Wolfem Hoffmanem można się doszukać w niemal każdej kompozycji. Jednak o tym, że zespół gra pod ACCEPT najlepiej oddaje sama obecność Udo Dirkschneidera jako producenta owego albumu. Brzmienie może jest dalekie od ideału, ale przywołuje wspomnienia i oczywiście stare krążki ACCEPT. Natomiast materiał zawarty na albumie jest krótki, bo liczący 30 minut i położony został duży nacisk na prostotę, przebojowość i urozmaicenie, co jest ostatnią rzeczą jaką można się spodziewać po tym true heavy metalowym albumie. „Dont Feel Hate” jako otwieracz prezentuje się znakomicie i ma w sobie dynamit, przebojowość, a wyeksponowanie melodyjnego riffu okazało się najlepszym rozwiązaniem. Refren w „King Of Rock” nie pasuje mi do topornego niemieckiego metalu i można rzec, że wykracza poza pewne granice. Takich hymnowych kompozycji jest tu więcej, o czym świadczy stonowany, nieco hard rockowy „Gold'n Glory”. Jednak nie da się ukryć, że album został zdominowany przez szybkie kompozycje, takie jak „Jailbreak” w której to pierwszą rolę odgrywają solówki gitarowe, melodyjny „Play The Game”, czy tez najkrótszy na albumie „Don't Drive Me Mad”, który wyróżnia się ze względu na dynamiczny riff. Nie zabrakło też spokojniejszych kompozycji, w których to górę biorą emocje i nastrój. Tę grupę utworów reprezentuje piękna ballada „A Million Hearts” i nieco hard rockowy „Princess In Disguise”, który nie tylko pod względem tytułu nawiązuje do „Princess Of The Dark” ACCEPT. I żeby nie było tak różowo, zarzucić można temu albumowi to co praktycznie większości, a więc wtórność i granie pod czyjś styl. Akurat mnie tam to nie przeszkadza, bo ACCEPT nigdy za wiele. I uważam, że to pozycja obowiązkowa nie tylko dla maniaków ACCEPT, ale przede wszystkim dla fanatyków dobrego heavy metalu zakorzenionego w tradycji niemieckiej. Dobra alternatywa dla tych którzy nie przepadają za wokalem Udo. Ocena: 8.5/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz