czwartek, 17 listopada 2011

OZ - Burning Leather (2011)

Po co bawić się w sklejanie składanek metalowych, po co tracić czas na wybieranie poszczególnych metalowych hymnów, kiedy można sprawić sobie prawdziwą szafę grającą czyli nowy album fińskiego OZ, a mianowicie „Burning Leather”. Słuchając tego albumu ma się rzadko spotykane uczucie, że naprawdę się znaleźliśmy w roku 1986 i że wszyscy noszą kurtki skórzany i ćwieki. Nie każdemu to się udaje, więc na czym polega sekret heavy metalowego OZ? Hmm jest to kapela po przejściach, bo choć założona w 1977 po wydaniu 5 albumów musieli zakończyć w 1991 roku działalność, a wszystko przez falę krytyki i brak akceptacji ze strony słuchaczy, ale nie zmienia faktu, że ich muzyka miała ogromny wpływ na sceną heavy metalową tamtego rejonu. I tak po 20 latach zapomnienia i martwej ciszy, zespół się reaktywował w 2010 za sprawą wokalisty Ape De Martiniego, perkusisty Marka Ruffnecka i basisty Jay'a C. Blade'a i są to muzycy którzy ze sobą grali wcześniej. Jednak musieli dobrać nowego gitarzysty i w tej roli zadebiutował Mark Petander. Słuchając nowego wypieku ma się wrażenie, że czas się zatrzymał dla tego zespołu i brzmią jakby wyjęto ich z lat 80, a sprzyja temu na pewno fakt, że niektóre utwory to na nowo nagrane stare kompozycje i należą do nich: szalony, rock'n rollowy „Search Lights”, gdzie użyto sprawdzony motyw z syreną, a także elementy z muzyki MOTORHEAD, zakorzeniony w NWOBHM i debiucie IRON MAIDEN 'Fire In The Brain”, czy też nieco hard rockowy „Gambler”, które pierwotnie pojawiły się na albumie „Fire In The Brain” z 1983. Z albumu „III warning” wzięto do odświeżenia tytułowy „Third Warning” z zadziornym riffem, a także dynamiczny „Total Metal” w którym słychać coś z JUDAS PRIEST i „Hell Bent For Leather”, tak więc słowo metal daje znać, że mamy konkretny hymn metalowy. Natomiast pozostała część to nowe utwory i co ciekawe nie słychać jakieś rozbieżności między nimi i całość jest spójna i na takim samym poziomie i nie czuć różnic pokoleń w kompozycjach. OZ jak przystało na kapelę heavy metalową wyjętą z lat 80, stara się wmieszać w heavy metalową strukturę, nieco hard rockowego szaleństwa, a także przebojowości i zadziorności z ery NWOBHM i wychodzi to im nadzwyczaj udanie i świetnie to odzwierciedla otwieracz „Dominator”. Recepta OZ na bycie kapelą lat 80 z prawdziwego zdarzenia to nie tylko rasowe i dopasowane do tamtego okresu brzmienie, to nie tylko zadziorny wokal De Martiniego, który jakże się świetnie odnajduje w takim graniu, a doświadczenie zebrane w ciągu kilku ładnych lat w OZ znakomity efekt w postaci zadziornego, urozmaiconego i mocnego wokalu. Ale to również świetnie dostrojone gitary duetu Petander/ Hautamaki którzy stoją wg mnie za sukcesem tego albumu. Bo większość tego typu kapel daje moc, daje chwytliwe granie, ale bez tego kopa, bez porywających partii gitarowych, które przecież w latach 80 zazwyczaj przesądzały o tym czy dany album przypadł komuś do gustu i czy odniósł sukces. I to świetnie oddaje rytmiczny „Lets Sleeping Dogs Lie” czy też rozpędzony “Turn The Cross Upside Down” , w którym zaliczam do jednych z najlepszych utworów na płycie i to nie tylko z powodu elektryzującej solówki, czy też zalotów pod IRON MAIDEN. OZ co ciekawe nie kryje wpływów do wielkich kapel lat 80 i przewinęło się już trochę tych nazw i śmiało można dopisać MANOWAR, który wybrzmiewa z epickiego „Seasons In The Darkness”. Tytułowy „Burning Leather” jest czymś pomiędzy starym graniem AC/DC czy też KROKUS. Natomiast jeśli chodzi o komercję i kontrowersję to bez wątpienia będzie tu królował „Enter The Stadium” gdzie słychać nawiązania do utworu „We Will Rock You” QUEEN i szczerze podoba mi się ten odświeżony motyw i to rockowe, nieco bluesowe podejście czyniąc kawałek prawdziwym hiciorem na koncerty. Z powyższego opisu wynika, że materiał jest jednym wielkim tribute to..., patrząc na liczbę zespołów i motywów jakie się tutaj przejawiają to można rzecz, że jest to wtórne i nie warte czasu. Błąd, bo w przeciwieństwie do wielu innych kapel chcących dotknąć geniusz wyżej wymienionych zespołów, czy też tamtego złotego okresu ponosi klęskę. Natomiast OZ jako jedna z tych kapel która grała w tamtym okresie wie jak się za to zabrać, wie jak zapewnić rozrywkę, szaleństwo i ucztę dla słuchacza, nie tylko tego żyjącego w tamtym okresie. Tak się powinno grać heavy metal, tak się powinno tworzyć album z energiczną muzyką, która jest czymś więcej niż chwilowym zauroczeniem. W kategorii heavy metal jakże mocna propozycja z Finlandii, której obce są wady, niedoskonałości. Powrót w glorii i chwale. Ocena: 9/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz