poniedziałek, 7 listopada 2011

DEMON - The Plague (1983)

NWOBHM jak to moda, szybko przychodzi i szybko odchodzi. Nie inaczej było w przypadku brytyjskiego DEMON. I rok 1983 to rok zmian i rozpoczęcie bardziej komercyjnego okresu dla zespołu. To właśnie wtedy ukazał się "The Plague" oparty na książce Orwella "Rok 1984" . Znów kapela robi kolejny krok w ich muzyce i stylu. Porzuca NWOBHM na rzecz bardziej progresywnego rocka i za dużo metalu zakorzenionego w NWOBHM na tym albumie nie uświadczymy. DEMON odszedł też od mrocznej warstwy lirycznej i skupił się na tematyce bardziej przystępnej czyli polityce i kwestiach społecznych, choć gdzieś owy mrok pozostał. Jest za to kilka cech, które w dalszym ciągu towarzyszą muzyce DEMON, a więc dobre rasowe brzmienie i duży nacisk na kompozycje, które tym razem wyróżniają się na tle poprzednich nie tylko stylem, ale konstrukcją i długością trwania. O czym szybko przekonuje nas otwierający materiał tytułowy „The Plague”, który wprowadza nas w ten nowy świat DEMON, gdzie pełno tajemniczości, futurystycznych motywów, które przejawiają się w partiach klawiszowych, jak i w łagodnych melodiach. I choć utwór jest daleki od tego co można było usłyszeć na poprzednich albumach i choć zbytnio nie podoba mi się ten utwór, to podziwiam jednak za urozmaicenie linii melodyjnej i za lekkość w przechodzeniu motywów. Bardziej do mnie trafia hard rockowy „Nowhere To Run”, czy też przebojowy „Blackhealth”, gdzie oprócz przebojowego refrenu, jest bardzo ładnie poprowadzona linia melodyjna jeśli chodzi o klawisze i słychać, że to one odgrywają pierwszorzędną rolę. I tak o to rozkręca się album i nabiera więcej dynamiki i większej dawki hard rocka, czy też metalu o czym świadczy najlepsza kompozycja na krążku, a mianowicie rozpędzony „Writings On The Wall”, w którym to jest atrakcyjna partia gitarowa i duża dawka intrygujących klawiszy i w podobnej stylistyce utrzymany jest „The Only San Mane” który wyróżnia najciekawszy riff i rytmiczność,a także przebojowość godna samego RAINBOW. Album kładzie duży nacisk na łagodny klimat, ciepły nastrój, na nutkę tajemniczości i poniekąd na piękne melodie, a najlepiej tego dowodzą „Fever In The City” gdzie Dave Hill przechodzi samego siebie i nie wiem czy nie jest to jego najlepszy występ jako wokalisty, ileż w tym uczyć, emocji, smutku, czysta poezja. Obok tej ballady można postawić drugą, a mianowicie „A Step To Far”. I po dzień dzisiejszy oba kawałki kojarzą mi się z twórczością NAZARETH. Tak więc jeśli nieco inny styl DEMON ci nie przeszkadza, jeśli stawiasz na emocje, łagodne, nastrojowe melodie, na bardziej rockowy feeling, na ambitniejszą muzykę, to reszta to tylko formalność. Jeśli DEMON to dla ciebie źródło mocnego, przebojowego, energicznego grania, to tego niestety tutaj nie uświadczysz. Choć brzmienie, sam pomysł jak cała konstrukcja mnie intryguje i wciąga to jednak nie jestem zwolennikiem tego albumu i murem stoję za poprzednimi wydawnictwami. To nie znaczy że „The Plague” jest gniotem i że DEMON już nic ciekawego nie nagrał w późniejszym okresie. Uważam, że najlepsze przed nami. Ocena: 6.5/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz