poniedziałek, 23 sierpnia 2021

CLAYMOREAN - Eulogy for the gods (2021)


 Dawno nie dawał o sobie znać serbski band o nazwie Claymorean. Ich ostatnie wydawnictwo ukazało się w 2017r i akurat "Sounds from a dying world" to dzieło przemyślane i idealnie trafiało w mój gust. To była znakomita mieszanka stylów wypracowanych przez Crystal Viper, Manowar czy Virgin Steele. Przednia zabawa i do dzisiaj miło jest wracać do tego krążka. Teraz po 4 latach band powraca z nowym krążkiem i "Eulogy for the gods" jest kontynuacją tego co band prezentował wcześniej, tylko że z jednym "ale". Tym razem jest jeszcze lepiej i band jeszcze bardziej dopieścił swój styl. Jest szok i niedowierzanie, ale Claymorean nagrał naprawdę świetny album, który przebił swojego poprzednika.

Ekipa z Serbii i tym razem zadbało o ciekawą szatę graficzną i mocne, soczyste brzmienie, które nadaje całości odpowiedniej mocy. Względem poprzednich płyt mamy jedną zmianę personalną w składzie, bowiem pojawił się nowy perkusista - Marko Novaković. Stylistycznie Claymorean idzie dalej swoją drogą epickiego heavy/power metalu. Podobnie jak i na poprzednim krążku znaczącą rolę odgrywają wokale Dejany. Babka ma naprawdę świetny głos i nie żałuje go nam. Jest zadziornie, z charyzmą, polotem,a  przy tym Dejana buduje klimat. Bez wątpienia to jest główna atrakcja tej formacji i to ona napędza band. Sam wokal to nie jedyny mocny atut Claymorean, bo przecież po raz kolejny Uros i Vlad stają na głowie by uczynić swoją grę niezwykle atrakcyjną dla potencjalnego słuchacza. Tak więc nie brakuje epickich dźwięków, chwytliwych melodii, czy wgniatających w fotel motywów gitarowych. Panowie serwują różne zagrywki przez co nie jest nudno i momentami można poczuć element zaskoczenia. Cieszy mnie, że band dalej gra klasycznie i nastawia się przede wszystkim na melodie, a nie próbują na siłę eksperymentować.

Materiał to rozrywka na wysokim poziomie i band zadbał o to, żeby słuchaczowi się nie nudziło, a przy tym czerpał radość z prezentowanej muzyki. Klasyczne rozwiązania robią tutaj robotę. Otwierający "Hunter of the damned" to taki ukłon do tego co tworzył Dio, czy Judas priest w latach 80. Tak właśnie powinien brzmieć heavy metal. Jeszcze lepszy jest epicki, marszowy "Battle in the sky". Główny motyw w dużej mierze oparte na mocnej grze basisty przyprawia o ciary. Kocham takie motywy i tutaj wyszło to niezwykle naturalnie. Dejana pokazuje klasę i sieje zniszczenie w tym kawałku. Nic bym tu nie zmienił, bowiem to jest po prostu perfekcyjne. Band przyspiesza w rozbudowanym "The burning of rome" i tutaj gitarzyści dają niezły popis swoich umiejętności. Dużo się dzieje, ale nie jest to wydłużanie na siłę, tylko zagrane z polotem i pomysłem. Kolejny hicior to niespełna 3 minutowy "In the tombs of Atuan", który swoją konstrukcją i przebojowością przypomina stare dobre kawałki Crystal Viper. Jest jeszcze agresywny i rozpędzony "Spirit of merciless time", czy epicki "Blood of the dragon".

Claymorean długo kazał czekać na nową muzykę w swoim wykonaniu,ale powiem że warto było czekać. W zamian dostaliśmy klasyczny, dobrze wyważony album, w którym nie brakuje ciekawych i wpadających w ucho melodii, no a dodatek wokal Dejany to prawdziwy skarb. Gorąco polecam!

Ocena: 8,5/10

2 komentarze:

  1. Myślę sobie baba na wokalu, naaaah a tu takie jebnięcie, że szok. I instrumentalnie i wokalnie serbska petarda.

    OdpowiedzUsuń