niedziela, 29 sierpnia 2021

MYSTERIZER - The holy war 1095 (2021)


 Kto lubi fiński melodyjny metal z nutką power metalu i komu nie przeszkadza stylistyka na skraju Leverage, Stargazery, czy też Stratovarius ten z pewnością powinien zaznajomić się z "The holy war 1095". To udana kontynuacja tego co band wypracował na debiutanckim krążku "Invisible enemy" i choć jest to wartościowy album, to nie ma szans stanąć  u boku najlepszych płyt roku 2021.

Zawiniły bardziej kompozycje, aniżeli muzycy. Sekcja rytmiczna kusi dynamiką i szybkością, a gitarzyści nie boją się postawić na bardziej wyszukane melodie. jest w tym wszystkim sporo logiki, bo to właśnie melodie odgrywają tutaj kluczową rolę. Napędzają ten album i czynią go atrakcyjnym dla maniaka power metalu. Nie brakuje prostych i chwytliwych riffów czy solówek. Tylko gdzieś tutaj brakuje pazura, jakiegoś mocniejszego uderzenia, czy bardziej trafionych przebojów. Płyta się broni bo nagrali ją doświadczeni muzycy, którzy grać potrafią. Trzeba pamiętać, że Mysterizer to przede wszystkim wysokie rejestry utalentowanego wokalisty Tomi Kurttiego. Momentami przypomina mi manierę Kiske czy Matosa. Jednym się to spodoba, a innych wokal odrzuci na samym wstępie.

Otwierający "Burn witch burn" nie wiele zdradza, ale trzeba przyznać, że wypada całkiem dobrze. W końcu mamy tutaj mocny riff i przemyślane partie gitarowe. Na pewno dobrze się tego słucha, choć do ideału daleko. Lepiej prezentuje się melodyjny i bardziej rycerski "King of Kings" czy klimatyczny "Last stand Hill", w który jest coś z Leverage. Więcej power metalu dostajemy w zadziornym "Sin after Sin" i tutaj band bardziej postawił na epicki refren. Jest dobrze, ale znów czuje niedosyt w sferze aranżacji. Potem jest różnie na płycie, ale nic już nie zapada w pamięci, no z wyjątkiem tytułowego "the holy war 1095", który pokazuje jak ten album powinien wyglądać. Nawet ta progresywność tutaj jest urocza.

Mysterizer nie kryje tego, że gra melodyjny heavy metal z domieszką power metal, tak jak nie kryją faktu że są z Finlandii. To wszystko tutaj wybrzmiewa idealnie, tylko szkoda że mimo ciekawych melodii i ciekawych zagrywek płyta nie rzuca na kolana. Brak hitów, brak mocy i pewnie niedociągnięcia sprawiają, że płyta jest tylko dobra. Może następnym razem będzie lepiej?

Ocena: 6/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz