sobota, 4 sierpnia 2012

WHITE SKULL - Public Glory, Secret Agony (2000)


Nagranie dwóch świetnych albumów podrząd to nie lada sztuka i potrafią to zrobić zespoły, które są u szczytu formy i WHITE SKULL w okresie 1999 – 2000 był w takowej czego dowodem są dwa znakomite albumy, które uświadamiają nas że zespół bez wątpienia własny styl który przejawiał się dynamicznym graniu, gdzie główną rolę odgrywał zadziorny, drapieżny i podniosły kiedy trzeba wokal Federica De Boni, na rytmicznych i melodyjnych partiach gitarowych czy rozpędzonej sekcji rytmicznej. Było to coś innego od tego do czego przyzwyczaiły nas włoskie zespoły stawiające głównie na symphonic metal. I tak po znakomitym przyjęciu „Tales From The North” kapela rozpoczęła pracę nad nowym albumie, jednocześnie spędzając czas na trasach koncertowych który odbywały się wspólnie z GRAVE DIGGER, który promował „Excalibur” Forma była, świetni muzycy, którzy ze swoim wyszkoleniem technicznym byli gotowi nawet na bardziej wymagające granie, był już własny styl, który był połączenie epickich, podniosłych refrenów z power metalową formułą, tak więc nie było jakiś przeciwwskazań żeby wydany w 20o0 roku „Public Glory, Secret agony” był gorszy od swojego poprzednika. Tutaj zastosowano podobny chwyt, podobną formułę, a mianowicie album koncepcyjny, gdzie tym razem skupiono się na losach Imperium Rzymskiego. Również słychać podobną strukturę i pomysłowość w tworzeniu kompozycji, gdzie jest i melodyjność, zapadające motywy, energiczne solówki i w tej roli Nick Savio się sprawdza jak mało kto. Wygrywa i ostre, dynamiczne riffy, ale również finezyjne, melodyjne i energiczne solówki, które napędzają całość i sprawiają że się chce więcej i więcej. Nie każdemu udaję się zadbać o tak wysoki aspekt gitarowy, gdzie zazwyczaj wszystko idzie w kierunku łatwizny i wtórności, ale nie tutaj. Tak jak w stosunku do poprzedniego albumu słowo „arcydzieło” tak i do „Public Glory, Secret Agony” pasuje idealnie. To co muzycy wyprawiają, ich forma, bardziej dojrzałe struktury kompozycji, równie unikatowe pomysły co do utworów, przejrzyste brzmienie, równy i zróżnicowany materiał sprawiają że ten album nie można inaczej nazwać jak arcydziełem.


Gdyby się tak przyjrzeć temu co mamy tutaj a co mieliśmy na poprzednim albumie można wyczuć pewne podobieństwa. Jak choćby otwarcie albumu instrumentalnym intrem. Występowanie zarówno dynamicznych petard jak melodyjny „High Treason” z rozbudowanymi solówkami, które cechują się energią i melodyjnością, czy też przebojowy „The Roman Empire” z podniosłym i chwytliwym refrenem. To że mamy do czynienia z power metalowym albumem nie ma najmniejszych wątpliwość i o tym się przekonujemy na każdym kroku. „Greedy Rome” to kolejna petarda, która zaskakuje rytmicznością i jest to kolejny rasowy przebój. Skoro mowa o przebojowości to nie można tutaj pominąć „Valley Of The Sun”z shredowym motywem głównym i dobrze wpasowanymi partiami klawiszowymi czy też nieco ocierająca się o symfoniczny metal spod znaku NIGHTWISH „Cleopathra” którego mocnym atutem jest chwytliwy, prosty refren. Jednak podobnie jak na poprzednim albumie tak i tutaj znajdziemy coś więcej poza szybkimi, power metalowymi kompozycjami. Drugą linię ataku stanowią tutaj kompozycje rozbudowane oparte na sporej ilości zróżnicowanych motywach, pokazując że zespół radzi znakomicie z kompozycjami bardziej epickimi. W tej kategorii mamy „In Cesear We trust” z stonowanym tempem, gdzie pojawiają się wyraźne cechy heavy metalu, gdzie jest sporo różnych motywów, a epicki charakter świetnie się tutaj sprawdza. Drugim kolosem jest „Time For Glory” który jest przeciwieństwem wcześniej wspomnianego kolosa, gdyż tutaj jest dynamika, power metalowa formuła, niezwykła przebojowość i zadziorność. Choć i tutaj nie brakuje podniosłości i innych wcześniej stosowanych chwytów. Urozmaicenie zapewnia również piękna, romantyczna ballada „The Field Of Peace” z ciekawym motywem zagranym na pianinie. I nie do końca rozumiem niektórych osób, które narzekają na dynamiczny i ostry „Mangler” który niczym nie ustępuje pozostałym kompozycjom, a tajemniczy klimat i świeże pomysły stanowią atut tego utworu.

Jeden z najbardziej znaczących albumów w kategorii power metal, najlepszy album WHITE SKULL, jeden z najbardziej znaczących albumów włoskiego metalu. Jest to dzieło perfekcyjne, gdzie wszystko zostało zapięte na ostatni guzik, przez co album zachwyca pod względem technicznym jak i pod względem zawartości. Jeden z tych krążków które trzeba znać i posiadać w swojej kolekcji. Tym mocnym uderzeniem kończy się pewien okres zespołu, odchodzi Federica de Boni i później zespół stracił nieco na wartości, aż do czasu kiedy powrócili z nowy albumem, na którym śpiewa Federica De Boni. Ten nowy album jest jakby kontynuacją tej wielkiej formy z tamtych lat. Gorąco polecam.

Ocena: 10/10

3 komentarze:

  1. [I nie do końca rozumiem niektórych osób, które narzekają na dynamiczny i ostry „Mangler”]
    Złośliwiec :P

    OdpowiedzUsuń
  2. Heh no tak wybacz mi:P Nie mogłem się powstrzymać:P Czym ten utwór sobie zasłużył na tą żeby być najgorszym?:P

    OdpowiedzUsuń
  3. To wskaż mi gorszy kawałek.
    Tylko nie pisz nic w stylu "tu nie ma złych numerów".

    OdpowiedzUsuń