wtorek, 14 sierpnia 2012

FOZZY - Sin And Bones (2012)

Chris Jericho to osoba, która prowadzi dwa tryba życia. Z jednej strony jest gwiazdą wrestlingu, a z drugiej pełni rolę wokalisty w heavy metalowym zespole FOZZY. Zawsze stroniłem od zagłębiania się w muzykę tego zespołu, jednak w tym roku postanowiłem się przełamać i zapoznać się z ich najnowszym dziełem, a mianowicie „Sin And Bones”. To już piąty album amerykańskiej formacji od czasu założenia owej formacji w 1999 r przez Chrisa i Richarda Warda. Po pierwsze muszę przyznać, że zespół dobrze sobie radzi, skoro nagrał piąty album w swojej dość krótkiej karierze, a po drugie mnie nieco szokuje, że jednak ktoś słucha tego zespołu. Nie jest to muzyka na jakimś wysokim poziomie, nie ma też nie wiadomo jakich popisów indywidualnych poszczególnych muzyków. Jest to heavy metal wymieszany z hard rockiem i jest to muzyka jakiej pełno na rynku. Niczego odkrywczego nie prezentuje piąty album i ciężko o jakiś element który by wzbudziłby moje emocje. Produkcja albumu to właściwie standard, wokal Chrisa jest przyzwoity, bo jest taki dość mocny, nieco zadziorny, jednak tutaj też większego szału nie ma. Brak zapadających kompozycji, brak jakiś ciekawych partii gitarowych, oklepane i do bólu przewidywalne motywy, to wady które przesądzają o tym, że album właściwie nudzi swoją formą.

Mroczne wejście i wstawka z filmu” książę Ciemności” w „Spider In My Mouth” napawa optymizmem ale po wejściu pseudo ciężkiego, takiego niby współczesnego riffu już zniesmacza. Pierwsze uczucie jakie towarzyszyło, to poczucie, że zespół gra na siłę, bez zaangażowania, bez emocji, bez przekonania i tak też brzmi ten utwór. Ocierający się o groove metal, czy też rap "Sandpaper" przypomina mi erę Busha w ANTHRAX i ten kawałek jakby nawiązuje do tego rodzaju grania. Czy jest to atrakcyjne, czy jest to miłe dla ucha? No właśnie nie i tutaj się zaczynam zastanawiam czy FOZZY w ogóle wie jak grać metal? Najwidoczniej nie. „Blood Happens” brzmi ciężko i agresywnie, jednak chaos i niespójność sprawia, że się już na tym etapie ma dość. Do zaakceptowania nawet jest i "Sin and Bones" jednak brakuje mi tutaj stanowczości, kopa, ciekawszej melodii. Po nieustannej dawce słabego grania, gdzie nie ma niczego na czym można by zawiesić ucho, po licznych słabych kompozycjach już myślałem że nic już mnie nie zaskoczy. A tutaj na koniec zespół serwuje 10 minutowy kolos w postaci „Storm The Beaches” który ma zadatki na nawet udany kawałek, co słychać choćby po refrenie, ale wszystko psuje ciągnięcie tego na siłę, toporny i mało porywający główny motyw i rutyna, które jest tutaj wszędobylska.

Są zespoły, których sens istnienia i fenomen nie rozumiem i FOZZY do nich należy. Po przesłuchaniu owego wydawnictwa mam w dalszym ciągu problem wymienić jakikolwiek plus. Ani wyczyny muzyków nie są godne uwagi, solówki są ospałe, sekcja rytmiczna strasznie monotonna, a kompozycje sprawią wrażenie robionych na siłę. Etykieta heavy metal w przypadku tego albumu i zespołu raczej tylko przyprawia o śmiech. Pretendent do miana najgorszego wydawnictwa roku 2012.

Ocena: 2/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz