niedziela, 12 sierpnia 2012

BREAKER - Dead Rider (1985)

Nie sposób nie znać thrash metalowego zespołu ACCUSER prosto z Niemiec. Jednak nie o tym zespole będzie niniejsza recenzja, ale zespole w którym swoje pierwsze poważne kroki stawiali muzycy, którzy później tworzyli muzykę w ramach owego thrash metalowego ACCUSER. O jakim niemiecki zespole mowa? O BREAKER, który należy do grona niemieckich kapel, która szybko pojawiła się na scenie i też szybko z niej znikła. Kapela została założona w 1983 roku, dwa lata później ukazał się ich debiutancki album „Death Rider” będący ich jedynym albumem. Kapela tutaj grała jeszcze bardziej klasycznie, stawiając na muzykę z pogranicza heavy/speed metalu. Oczywiście nie można powiedzieć, że nie ma pewnych elementów związanych z thrash metalem. Przede wszystkim nieco przybrudzone, surowe brzmienie czy też w końcu wokal Eberhard Weyel , który ma chrypę, specyficzną manierę, ostry wokal, który potrzebuje oczywiście nieco ostrzejszej oprawy, ale i tak nie można narzekać. Dlaczego? Bo wraz z drugim wioślarzem a mianowicie Betram Kölsch stworzył, coś co mimo wtórności potrafi zaspokoić najbardziej wybrednego słuchacza. Jest kop, jest energia, jest niezwykła rytmiczność, jest prostota i melodyjność, a więc to wszystko czego należy wymagać od dobrego heavy metalowego albumu. Debiut BREAKER do takich należy bez wątpienia.

Może i brzmienie nieco odsiewa, jeśli ktoś wzdycha przy współczesnych produkcjach, może porażać prostota i żywiołowość, gdy dzisiaj się stara kombinować na siłę. Właśnie energia i prosta struktura całości sprawia, że album łatwo wchodzi i na długo zapada w pamięci. Słychać w dużej mierze nawiązanie do heavy metalu spod znaku ACCEPT i to zespół nie kryje już nawet przy pierwszym utworze którym jest „Run For Your Life”. Proste takie charakterystyczne niemieckie granie z zachowanie zadziorności, ostrych gitar i nieco topornego wydźwięku, że nie wspomnę o powszechnej w tamtym kraju solidności. Oczywiście album zdominowany jest przez zwarte, dynamiczne kompozycje jak „Born To Rock”, nieco rock'n rollowy „Shout Out Loud” przypominający dokonania MOTORHEAD, speed metalowa petarda „Rapist Killer” czy też melodyjny „Lucifer's Dream” z świetnie wyróżniającym się motywem. Oprócz szybkich, rozpędzonych kompozycji, znajdziemy stonowany i nieco monotonny „Dead Rider” , hard rockowy „Out Of Control” czy też „Together We Are Strong” z wyraźnym wzorowaniem na nagraniach JUDAS PRIEST z „British Steel” .

To wydawnictwo nie należy do jakiś genialnych, nie ma też doskonałej produkcji czy też jakiegoś wysokiego poziomu muzycznego, ale jest to solidny album odzwierciedlający to co dobre w niemieckiej scenie. Jest proste granie, z zadziornymi partiami gitarowymi, chwytliwymi melodiami i solidnymi aranżacjami. To, że kapela się rozpadła nie dziwię się. Ambitniejsi muzycy szukali większych wrażeń, których tutaj nie potrafili osiągnąć. Jeden z mało znanych zespołów, jeden z tych albumów, który nie każdy zna czy też pamiętam, ale jest to dzieło które miło się słucha i wciąż ma w sobie to coś mimo tylu lat.

Ocena: 7/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz