niedziela, 8 marca 2020

ROSS THE BOSS - Born of Fire (2020)

W 2018r Ross the Boss przerwał 8 letnią ciszę ze swoim bandem i powrócił z nowym albumem. "By blood sworn" to był album co najwyżej solidny i brakowało mu mocy i przebojowości z pierwszych płyt Rossa The Bossa. Teraz po 2 latach Ross the Boss wydał kolejny album i "Born of fire" to swoista kontynuacja "by blood sworn". Nie do końca przemawia mnie styl jaki teraz prezentuje Ross the Boss. Niby jest dalej heavy metal, ale jakoś stracił swój klasyczny wydźwięk. Nie uświadczymy ciekawych melodii, czy przebojów na miarę wcześniejszych płyt. To sprawia, że po raz kolejny dostajemy ciężko strawny album od Rossa.

Brzmienie jest przybrudzone i jakieś takie stłumione. Nie ułatwia nam kwestii odbioru tej płyty. Okładka jakaś taka pospolita i wygląda jak cover Iron Mask czy Magic Kingdom. Ross bardzo się oszczędza i ciężko tutaj mówić o jakiejś genialnej grze. Riffy są toporne, a solówki zagrane troszkę na odczepnego. Jednak to nie Ross utrudnia słuchanie tej płyty,a wokalista Marc Lopes, który drze się i omija śpiewanie technicznie. Totalnie mi nie pasuje do tego co gra Ross the Boss.

No dobrze, to poszukajmy jakiś pozytywów. Zadziorny "Denied by the Cross" może jest troszkę toporny, ale potrafi zapaść w pamięci. Płytę promował również udany kawałek, czyli "Maiden of Shadows".  W tym utworze znakomicie udaje się wpleść folkowe melodie. Dobrze to brzmi, ale na kolana nie powala. Solidny "I am the sword" może przekonać słuchacza szybszym tempem i mocniejszym riffem. Co by nie mówić o tym kawałku, to jest to bez wątpienia jeden z mocniejszych punktów tej płyty. Pozytywne emocje wywołuje "Shotgun Evolution" czy bojowy "Godkiller", które mogą przywołać wspomnienia o pierwszych płytach Rossa the Bossa. Całość zamyka nudny "Waking the moon" i to jest podsumowanie tego albumu, że materiał jest nie równy i nie wszystkie pomysły są trafione.

"Born of Fire" to płyta, która brzmi nijako. Nie jest to 100 % album Rossa the Bossa i ten styl jego tutaj jest za bardzo przekombinowany. Coś trzeba na pewno zmienić. Zacząłbym od wokalisty. Czekam na Death dealer, bo może tam będzie objaw geniuszu Rossa the Bossa.

Ocena: 5,5/10

1 komentarz:

  1. jest szorstko, stylistycznie faktycznie troszkę misz-masz,ale mnie to akurat jakoś szczególnie nie przeszkadza, płyta dobra choć oczywiście nie wybitna, dałbym spokojnie 7,5 :) , 5,5 hmm ? :) mało, może warto jeszcze dać szanse tej płycie :)

    OdpowiedzUsuń