czwartek, 30 czerwca 2022

RESISTANCE - Skulls of My enemy (2022)

Amerykański Resistance ma swoje korzenie w latach 80 i 90, jednak ich okres działalności przypada na lata  2002 - 2022. Po dwudziestych latach przyszedł czas na 4 pełnometrażowy album, który jest w zasadzie tym do czego nas band przyzwyczaił, czyli porcją znakomitego heavy/power metalu. W ich muzyce można znaleźć wpływy Mystic Prophecy, Brainstorm, Primal Fear, ale też coś z Judas Priest, Iron Maiden czy Liege Lord. Band od lat trzyma wysoki poziom i ostatni album "Metal Machine" z 2017r miło wspominam. 5 lat minęło, a band brzmi jeszcze drapieżniej i dowodem tego jest najnowsze dzieło zatytułowane "Skulls of my enemy". Czyżby ich najlepszy album w dorobku?

Przepiękna, pełna epickości i różnych detali okładka wiele zdradza. Rycerski klimat unosi się i jest wyczuwalny na płycie. W 2018 r band zasilił Nano Lugo i objął on funkcję drugiego gitarzysty. Razem z Dan Luno tworzą zgrany duet i słychać że panowie nie zapominają o klasycznych patentach i amerykańskim heavy/power metalu z lat 80 czy 90.  Panowie dostarczają sporo mocnych riffów i wciągających melodii. Dzieje się w tej sferze i słuchacz nie ma powodów do narzekania. Kto napędza ten band najbardziej? Bez wątpienia charyzmatyczny wokalista Robert Hett, który potrafi dodać kompozycjom mocy i drapieżności. Ma wyrazisty głos i ciekawą barwę, która przybliża nam stare dobre płyty z kręgu us power metalu. Wszystko jest na miejscu i brzmi tak jak powinno. Jak przedstawia się zawartość?


Na krążku znajdziemy 9 utworów i każdy robi wrażenie. Intro "Call to Arms" jest takie klasyczne i buduje napięcie. To jest to. "Valhalla has locked its Doors" i tutaj band rusza  z grubej rury. Mocny riff, szybkie tempo i słychać, że wracają z podwojoną siłą. Brzmi to obłędnie i taki heavy/power metal to ja uwielbiam. Dalej mamy niezwykle chwytliwy "On Dragon Wings" i ileż tutaj świeżości i przebojowości. Niby nie odkrywają niczego nowego, ale ten odgrzany kotlet naprawdę smakuję i chce się dokładkę. Judas Priest z czasów "Painkiller" to ja kocham  i to co słyszę w "Earthshaker" zabiera mnie do tamtej płyty. Niezwykła energia i drapieżność. No jest moc. Kolejny killer to rozpędzony "Nordic Witch" i znów band imponuje wyczuciem smaku i pomysłowością. Oj cieszą słuchacza takie dźwięki. Klasyka, hołd dla mistrzów, ale nie chamskie "kopiuj-wklej". Znakomity jest refren w "Templers Creed" i znów brzmi to naprawdę dobrze i band wykorzystuje swój potencjał. Stonowany i nieco mroczniejszy "Awaken the necromencer" też jest niezwykle uroczy i ten wokal z klasycznymi partiami gitarowymi no wbija w fotel. Na koniec jeszcze perełka "Metalium", który brzmi nieco jak Hammerfall z  Metal Church. Killer. Chce się więcej, a to już niestety koniec płyty.

Niespodzianka? I owszem, bo nie liczyłem, że band nagra jeszcze coś lepszego niż "Metal Machine" a tu band mnie zaskoczył pozytywnie. Słabych punktów brak. Band pokazał, że można odświeżyć znane patenty i zagrać z miłości do heavy/power metalu. Warto było czekać 5 lat, bowiem to najlepsze co nagrał ten zasłużony band. Brawo Panowie!

Ocena: 9.5/10

1 komentarz:

  1. Płyta wyraźnie niedoceniana, bo pół roku po recenzji nikt się nie zainteresował, a szkoda bo to znakomite, pełne energii granie, równa ostra i przebojowa jazda, może wypłynie w rocznych podsumowaniach...

    OdpowiedzUsuń