niedziela, 19 czerwca 2011

CETI - Ghost of the universe (2011)







Polska nigdy nie zaliczyła się do ważnych państw jeśli chodzi o gospodarkę czy inne aspekty polityczne. Jednakże my tutaj rozważamy nie kwestie gospodarcze lecz czysto heavy metalowe. Jak w wielu krajach, tak i u nas są wielkie zespoły. Tak przez większość z nas słuchaczy wielcy tylko w pojęciu narodowym, bo poza naszym kraju to już ta owa „wielkość” zostaje często zdegradowana do tylko porządnego grania. Tak mamy Turbo, mamy TSA, Kat no i mamy CETI. Zespół byłego wokalisty Grzegorza Kupczyka. Jednego z naszych najlepszych rodzimych wokalistów. Zespół działa już 20 lat i dorobił się 7 albumów. Jednakże ważnym wydarzeniem dla metalowców z całego świata jest wydanie ostatniego albumu zatytułowanego The Ghost Of The Universe. Takiego albumu Polska potrzebuje, takiego zespołu potrzeba nam. Ba takiego metalu w takim wydaniu ostatnio mało. Za dużo kombinowania, za mało tradycji, za mało ognia, a wszystko pryska po pierwszym utworze. Jednak nie tym razem. Zespół zawiesił poprzeczkę wysoko. Album tętni własnym życiem, w zamian za poświęcone ponad 50 min oferuje niesamowitą jazdę bez trzymanki gdzie liczy się potęga gitar oraz męskiego wokalu. Kto szuka melodii i chwytliwych refrenów i całej kwintesencji metalu to z rodem z Iron Maiden czy Judas Priest to znajdzie to na tym albumie, kto szuka jakiś rewolucji w metalu to niech da sobie spokój bo tego tu nie znajdzie:P Tak często się słyszy ze polskie zespoły nic tylko kopiują i nic nie dają od siebie. Cóż jeśli się dobrze wzorujesz na swoich idolach i robisz to w taki sposób że słychać w tym przede wszystkim twój wkład i talent kompozytorski to trzeba jednak głowę pochylić nisko, bo ile już się słyszało zespołów które czerpią garściami z tych 2 wielkich zespołów wspomnianych wcześniej. Ceti robi to w wielkim stylu, a słychać tutaj troszkę Judasów z Angel of Retribution czy też Ironów z Brave new World, łącznikiem tego wszystkiego jest Grzegorz który świetnie śpiewa, tak nawet trochę pod Bruca.
Pochwalić mam zamiar także polski zespół za produkcję gdyż jest na bardzo wysokim światowym poziomie. Okładka i cała szata graficzna pozostawia sporo do życzenia, zwłaszcza gdy Turbo czy Crystal Viper jakoś z tym problemu nie mają. Czy owy album ma klimat? Oj tak tutaj to jest jego duży plus, słychać właśnie taki nieco mroczny klimacik, zresztą każdy utwór o tym przypomina zwłaszcza ostatni utwór. Jeśli chodzi o ten klimat to na myśl przychodzi momentami Black Sabbath.
Idąc dalej tropem całości, każdy utwór jakoś idealnie do siebie pasuje, to wszystko stanowi całość choć nie jest to koncept. Wszystko stoi na jednym wysokim poziomie, nie rozbicia na lepszych i gorszych, a to też ciężka robota skomponować 10 równych utworów. No przejdźmy może do utworów. Invert- intro , którego sens nie czaję. Na cholerę 30 sekundowe intro które nic nie wnosi, nie można było to podłączyć pod kolejny utwór?
The Wolves- oj tak słychać porządny riff z rodem Balck Sabaath czy Judas Priest. Wszystko świetnie pasuje. Sekcja rytmiczna i wokal. Jest melodyjnie, ale nie jest też to jakieś przesłodzone. Wszystko zostało wyważone. Minus jaki w wokalu Grzegorza mogę zarzucić to nieco gorszy język Ang gdyż momentami nie można zrozumieć jaki wyraz śpiewa. Tak ważne solówki to wiadomo nie od dziś, i tutaj stanowią one takie turbo doładowanie. Mocne otwarcie albumu.
In The Eyes of The Rissing sun- kocham takie kompozycje. Średnie tempo, melodia , która zostanie na długo w pamięci. Bawienie się ze słuchaczem wolnym i szybkim tempem. W dodatku refren jest ja pędzący pociąg, który nie zamierza się zatrzymać. Tak się robi killery. Sekcja rytmiczna perfekcyjna. A refren nie kojarzy wam się z Maiden?:P
The Daysof Dirt- i znowu coś innego, spokojnie wejście nasuwa nam na myśl ballada. Ale to jest chwyt zamierzony,bo to kolejna porcja znakomitego heavy metalu. W tempie oraz w sekcji rytmicznej znów słychać maiden, ale czy to źle? Jak to robi się to w taki sposób to proszę bardzo.
Break Of Spell – no genialny kawałek, ciężki mroczny i budzący grozę. Tym razem Judas się kłania. Nózka sama tupie w rytm utworu, ale co mnie dziwi że zespołowi nie kończą się pomysły na szybkie i ostre heavy metalowe utworu. Jest killer za killerem i nie odpuszczają. Znów spora dawka melodii i bawieniem się z słuchaczem w jaka to melodia, ale taki zabieg jak najbardziej na miejscu. W przypadku GR i LAND OF THE FREE 2 wypalił:P.
Forever- początkowe klawisze przypomniały mi Powerwolf, ale tym razem mamy petardę, szybki utwór opary na motorze Judasów czy IM. Riff prosty ale bardzo porywający zresztą z refrenem jest podobnie. Tak prostota jest mocną stroną tego utworu. Panie i panowie tak się gra Heavy metal, a polski zespół idealnie to prezentuje.
Ironi niegdyś słynęli świetnych instrumentalnych utworów, ale teraz już się za to nie biorą. A Ceti wziął się i pokazał Ironom, że chcieć to znaczy móc. Polak jednak potrafi. Black Curtain- ma klimat, ma moc i potrafi wciągnąć pomimo że wokalu nie ma. W takiej kompozycji liczy się talent muzyków a tutaj słychać że nie są oni amatorami i na heavy metalu znają się i potrafią to wyrazić w postaci nuty która się wydobywa z głośników.
Anywhere- też pięknie się zaczyna, brawa za przewodnią melodię, która sprawdziła by się w postaci ballady. A tak gdzieś po 1 minucie znów przeradza nam się spokojny kawałek w kolejną petardą wzorowaną o stare dobre Iron Maiden. Znów perła bez skazy. Nic tylko słuchać i pomarzyć, że ironi kiedy może wrócą do takiego grania.
Tak wspominałem na wstępie, że album jest równy i mamy killer za killerem i nie kłamałem ani przez chwilę. Bo kompozycja numer 9 to Lady Of the storm i kolejna dawka porządnego heavy metalu. Melodia, ciężar i talent. Dawno nie słyszałem takiej pomysłowości w heavy metalu. Czasami band ma pomysł czasami jest fajny riff , ale wystarczy jeden nie potrzebny element i wszystko się sypię. Ale tutaj mamy do czynienia z fachowcami,z zespołem który może śmiało stanąć w tym roku obok najlepszych i nie mają się czego wstydzić bo to co prezentuje choćby takimi utworami jak ten jest heavy metal z najwyższej półki. Wolnych kawałków nie było zbyt wiele, prawie w ogóle i wraz z Land of Hope można się domyślić, że takich utworów już nie uświadczymy. Kolejna petarda która nie zabiera jeńców. Prosto, szybko i do przodu. Niesamowita praca perkusisty, która zasługuje na szacunek każdego słuchacza. Ana koniec, pomimo że człowiek mysli że już go nic nie zaskoczy otrzymujemy jeden z najlepszych utworów tego roku, tytułowy Ghost Of The Universe. Kochasz loch ness Judasów, kochasz Black Sabbath w wolnym i ciężkim wydaniu. To jest to utwór dla ciebie. Niesamowity klimat, jest magia i jest niesamowity riff. A końcówka utworu jest najpiękniejszą i najbardziej porywającą melodią w tym roku.
Koniec albumu, ale wrażenie po przesłuchaniu zostają na długo, Dawno już nie słyszałem tak świetnie wyważonego albumu, z takim mrocznym klimatem, z takim poziomem, bez wypełniaczy i z tyloma petardami. Aż dziwi bierze że to jest album wypracowany p[rzez polski zespół. Dziw, bo jest to arcydzieło. Takich albumów trzeba nam więcej, a wtedy kto wie może i nasi zwołują świat. Prawdziwa perła pośród wielu brył węgla:D 10/10 polecam tym którzy nie słyszeli, bo to jest być wasz album roku:D

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz