niedziela, 19 czerwca 2011

U.D.O- Dominator (2009)

Udo Dirkschneidera można śmiało zaliczyć do weteranów niemieckiego heavy Metalu i w sumie nie ma się czemu dziwić, bo ma na swoim koncie spore zasługi i sporo ciekawych albumów. Jednak można śmiało stwierdzić, że Udo ma swój najlepszy okres za sobą i nic już tego nie zmieni, a kolejny albumu są już jakby rutyną i właściwie są one już coraz bardziej kierowane do zagorzałych fanów, którzy sięgną po każdy album bez zastanowienia, bo tak naprawdę udo nigdy nie nagrał jakiegoś gówna, zawsze stara się trzymać swojego poziomu i poniżej niego nie schodzić.
Na nowy album nie trzeba było czekać długo, bo przecież pan Dirkschneider wydaje albumy jak w zegarku, co 2 lata .
A same albumy zawsze są w podobnym stylu, to tez nie trzeba się bać o eksperymenty czy też podrabianie kogoś tam i w sumie to jest duży plus.
Album został zatytułowany Dominator, a zdobi go wg mnie jedna z najgorszych okładek jakie miał Udo.

Jak tym razem poszło?
No więc na album dostało się 11 kompozycji utrzymanych w znanym nam stylu dla tego zespołu. Jest zróżnicowanie? Poniekąd jest, ale wg mnie album jest nieco mniej przebojowy od poprzednika, ale co mi się rzuciło na słuch to jakby więcej toporności, niż na poprzedniku.
Już sam otwieracz „The Bogeyman” robi takie wrażenie. No i od razu słychać kontynuację mastercutora, podobne brzmienie instrumentów. Jednak co mi się wydaję, że jest nieco więcej toporności, a refren też nie jest aż taki super jak mogło by się wydawać. Wokalnie Udo tak jak zawsze, w dobrej formie, a to że ktoś nie lubi albo lubi to już kwestia gustu.
Lepsze wrażenie na mnie zrobił kolejny utwór „Dominator”, który jest dla mnie mocnym kawałkiem, który ma przyjemny riff oraz inne partie gitarowe oraz chwytliwy refren!
I na takie wałki liczyłem, stara dobra szkoła metalu w stylu Accept.
Nawet utwór znany wcześniej „Black And White” bardziej mi się spodobał.
Utwór może nieco spokojniejszy, ale trzyma poziom. Najmocniejszym momentem jest tutaj refren. No, ale nie dorównuje choćby takiemu Long Lone Voice z mastercutora, że o tych najlepszych kawałkach nie wspomnę.
Bardzo dobrze prezentuje się „Infected”, który jest dla mnie taką małą perełka.
Jest szybki i ostry no i bardzo melodyjny, nawet rzekł bym bardziej niż zwykle.
No tak wystarczy posłuchać bardzo udanej pracy gitar oraz niesamowicie chwytliwego refrenu. Ach od razu przypomina się taki Objection Overulled.
Wspominałem, że po udo można się nie wiele spodziewać,bo praktycznie zawsze trzyma się danej stylizacji, ale taki „Heavy Metal Heaven” ,może nieco psuć owe stwierdzenie. No bo właśnie takiej kompozycji się nie spodziewałem, pomimo że brzmi ona znajomo, to jednak wypada wręcz znakomicie na tle całego albumu.
Dodam, że jest to jeden z moich ulubieńców na tym albumie!
Nieco słabszy jest „Doom Ride”, przynajmniej dla mnie, ale toporności mu nie można od mówić, może nie jest jakiś tam przebojowy ani ostry, ot co takie sztandarowe granie w stylu udo, ale nie jest to utwór który mi utkwił w pamięci.
Jak zobaczyłem, że na albumie jest 6minutowy utwór to się nieco obawiałem co do tego utworu,bo ekipa Udo już dawno nie wypuściła dobrego długiego utworu, a „Stilness of time”,choć nie należy do najlepszych tego typu utworów ,to jednak broni się jako tako.
Trzeba wspomnieć że jest to utwór bardziej balladowy .
Najdziwniejszy i jak dla mnie najlepszy jest „Devils Randezvous”, który może się kojarzyć z Trained By Russia .Kurde bardzo fajny skoczny utwór, nie jakiś sztuczny i przewidywalny. Gdyby taki byłby album to jestem ciekaw jakby został przyjęty
Słabo wypadł też „Pleasure in The darkness”, który jest popisem bezradności i braku pomysłu.
Kolejnym takim mocnym punktem albumu jest „Speed Demon”, który jest naprawdę prawdziwym killerem na albumie, ale na kolejny klasyk raczej się nie zanosi.
Nie jest to może drugi Fast as Shark, ale utwór co najmniej bardzo dobry, a jego wykonanie też jest bardzo dobre, jedynie nieco banalny refren.
Album zamyka „Whispers in The dark”, który jest miłą balladą , ale czy najlepszą w dorobku Udo? Na pewno nie, ale nie oznacza to że jest kiepska. Oj nie,bardzo klimatyczna i łapiąca za serce. Dobre utwór aby zamknąć album.

Hmm no w sumie to nadal mam mieszane uczucia co do albumu im dłużej go słucham im więcej czasu mu poświęcam tym mniej mi się podoba. No kurde nieco się zawiodłem, bo album jest słabszy od poprzednika, ale przynajmniej bije na łeb mission no X.
Pewnie się zastanawiacie dlaczego? Ano proste, za mało przebojów, za mało kompozycji, które utkwiły by w głowie nie co dłużej. No można by powiedzieć, że album jest równy, że został dobrze przyrządzony, ale to nieco za mało.
Najlepsze kompozycje to Dominator, Infected, Heavy metal Heaven, Speed Demon, czy też Devils Randezvous. Ale gdy sobie przypomnę Mastercutora to cały album był bardziej przebojowy i więcej było perełek. Ale to że jest mniej przebojów nie oznacza, że album może się nie podobać, bo jest niezły.
Niestety ja oczekiwałem czegoś więcej i myślę że uczciwą oceną za owe dzieło Udo Dirkschneidera będzie 7/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz