W dzisiejszym świecie coraz bardziej zespoły grają sztucznie, coraz bardziej patrzą na album pod względem technicznym pozostawiając luzactwo i polot w tyle. I wychodzi z tego materiał, który najczęściej jest nie do słuchania,bo odpycha kwadratowymi melodiami, sztucznością i brakiem jakich cech przyswajalności. Gdzie podziały się młodzieńcze pomysły i chęć grania, która zaraża innych słuchaczy? Ano są, ale najczęściej są gdzieś schowane między tymi zespołami co grają już od kliku lat .
Tarchon Fist to kapela prosto z Włoch, grający metal bardzo melodyjny i co ważne bez jakiegoś przymusu i jeśli szukacie przepis na luzackie grania to z pewnością z najdziecie go w muzyce tego zespołu.
Co trzeba wspomnieć, że włosi za debiutowali w roku 2008 albumem zatytułowanym po prostu „Tarchon Fist” .I choć wiele słyszałem albumów z tego roku to jednak takiego luzackiego grania było nie wiele. Dreamtale,Partness czy też Alestorm to jedni z nie wielu, którzy też postawili na luźne granie, które słucha się przyjemnie o każdej porze.
Ale skupmy się na Tarchon Fist.
Album zawiera 11 kompozycji co daje łącznie 50 minut słuchania, a utwory jakie znajdują się na krążku są dobrze zagrane bez jakiś większych wpadek, a poziom też można uznać za dobry. A jeśli chodzi o stronę produkcyjną to też nie ma powodów do narzekania,bo panowie zadbali o ten element.
Choć rewolucji ani nic nowego nie w nieśli do stylu,to odwalili dobrą robotę, a pretensję jeśli można mieć to tylko do samych muzyków, bo uważam, że mogli dać z siebie więcej, a dowodem tego jest choćby taki „It's My World” i gdyby takich przebojów byłoby więcej to można by spokojnie mówić o bardzo dobrym albumie. A tak pozostał tytuł : dobry.
Młodzi aczkolwiek głodni sukcesu muzycy dali na pierwszy rzut naprawdę jeden z mocniejszych kawałków na krążku, a mianowicie „Metal Detector”, który ma bardzo udany riff,nieco ostry i bardzo chwytliwy i słychać, że grają z rozkoszą, bez jakiegoś przymusu. Gitary chodzą całkiem udanie, a wokal Luigiego też nie jest najgorszy. Ważne, że pasuje do tego co grają.
Gorzej wypadają tutaj solówki, jakieś takie nieco bez pomysłu,bez ognia,nie wiele wyniosłem z tego momentu. Sprawę ratuje całkiem chwytliwy refren.
Jak już wcześniej wspomniałem najlepszym kawałkiem na albumie jest „It's My World”,który osobiście zaliczam do najlepszych utworów 2008!
O dziwo wokalnie jak instrumentalnie jest o wiele lepiej niż na otwieraczu jak i na kolejnych kompozycjach. Z sekcji rytmicznej kipi energią, luzactwem i radością. Takiego uczucia chciałbym doznawać codziennie. Znakomita chwytliwość od początku do końca, a refren niszczy umysł. I choć na poprzednim utworze solówki były takie sobie,tak tutaj kopią tyłek aż miło! Krótko mówiąc NAJLEPSZY UTWÓR na albumie.
Przyznam się bez bicia, że do gustu przypadł mi też „Footbal Aces”,taki nieco hardrockowy ,może nieco śmieszny dla niektórych, ale fajnie buja ta sekcja rytmiczna i co ważne kolejne śpiewanie frazy przez wokalistę zostają w głowie.
A mnie jako fana piłki nożnej najbardziej ruszył refren, który by się nadawał na mecz do śpiewania,po to aby zachęcić naszych do grania.
Nie wiele gorzej wypada „Bad Man Mania”, który też zalicza się do tej grupy ostrzejszych utworów i co cieszy, że choć brzmi nieco ostrzej to jednak wciąż jest swoboda i radość, że nie ma kombinowania i to jest najważniejsze. Refren niezły,ale mógł być lepszy,ale na szczęście solówki i riff to nadrabiają.
Rockowe zapędy ma też „Ancient Sign of Pirates” i jest to kolejny mocny punkt albumu. To się
Tarchon Fist to kapela prosto z Włoch, grający metal bardzo melodyjny i co ważne bez jakiegoś przymusu i jeśli szukacie przepis na luzackie grania to z pewnością z najdziecie go w muzyce tego zespołu.
Co trzeba wspomnieć, że włosi za debiutowali w roku 2008 albumem zatytułowanym po prostu „Tarchon Fist” .I choć wiele słyszałem albumów z tego roku to jednak takiego luzackiego grania było nie wiele. Dreamtale,Partness czy też Alestorm to jedni z nie wielu, którzy też postawili na luźne granie, które słucha się przyjemnie o każdej porze.
Ale skupmy się na Tarchon Fist.
Album zawiera 11 kompozycji co daje łącznie 50 minut słuchania, a utwory jakie znajdują się na krążku są dobrze zagrane bez jakiś większych wpadek, a poziom też można uznać za dobry. A jeśli chodzi o stronę produkcyjną to też nie ma powodów do narzekania,bo panowie zadbali o ten element.
Choć rewolucji ani nic nowego nie w nieśli do stylu,to odwalili dobrą robotę, a pretensję jeśli można mieć to tylko do samych muzyków, bo uważam, że mogli dać z siebie więcej, a dowodem tego jest choćby taki „It's My World” i gdyby takich przebojów byłoby więcej to można by spokojnie mówić o bardzo dobrym albumie. A tak pozostał tytuł : dobry.
Młodzi aczkolwiek głodni sukcesu muzycy dali na pierwszy rzut naprawdę jeden z mocniejszych kawałków na krążku, a mianowicie „Metal Detector”, który ma bardzo udany riff,nieco ostry i bardzo chwytliwy i słychać, że grają z rozkoszą, bez jakiegoś przymusu. Gitary chodzą całkiem udanie, a wokal Luigiego też nie jest najgorszy. Ważne, że pasuje do tego co grają.
Gorzej wypadają tutaj solówki, jakieś takie nieco bez pomysłu,bez ognia,nie wiele wyniosłem z tego momentu. Sprawę ratuje całkiem chwytliwy refren.
Jak już wcześniej wspomniałem najlepszym kawałkiem na albumie jest „It's My World”,który osobiście zaliczam do najlepszych utworów 2008!
O dziwo wokalnie jak instrumentalnie jest o wiele lepiej niż na otwieraczu jak i na kolejnych kompozycjach. Z sekcji rytmicznej kipi energią, luzactwem i radością. Takiego uczucia chciałbym doznawać codziennie. Znakomita chwytliwość od początku do końca, a refren niszczy umysł. I choć na poprzednim utworze solówki były takie sobie,tak tutaj kopią tyłek aż miło! Krótko mówiąc NAJLEPSZY UTWÓR na albumie.
Przyznam się bez bicia, że do gustu przypadł mi też „Footbal Aces”,taki nieco hardrockowy ,może nieco śmieszny dla niektórych, ale fajnie buja ta sekcja rytmiczna i co ważne kolejne śpiewanie frazy przez wokalistę zostają w głowie.
A mnie jako fana piłki nożnej najbardziej ruszył refren, który by się nadawał na mecz do śpiewania,po to aby zachęcić naszych do grania.
Nie wiele gorzej wypada „Bad Man Mania”, który też zalicza się do tej grupy ostrzejszych utworów i co cieszy, że choć brzmi nieco ostrzej to jednak wciąż jest swoboda i radość, że nie ma kombinowania i to jest najważniejsze. Refren niezły,ale mógł być lepszy,ale na szczęście solówki i riff to nadrabiają.
Rockowe zapędy ma też „Ancient Sign of Pirates” i jest to kolejny mocny punkt albumu. To się
nazywa bardzo udana partia gitarowa, ale nie tylko to tutaj rzuca się na słuch.
Warto zwrócić też uwagę na bardzo chwytliwy refren, który rozrusza najbardziej sztywnego słuchacza. I znów całkiem udany popis umiejętności gitarzystów podczas środkowej części kawałka.
Gorzej jest już napisać coś pozytywnego o „Black Gold Fever”, bo niby pasuje do reszty, ale jakoś zabrakło przebojowości i chwytliwości, a za bardzo postawiono na ciężar.
Szybko strata po przednim utworze zostaje nadrobiona za sprawą kolejnego bardzo udanego ”No More Walls” i takiego Tarchon Fist mogę słuchać całymi dniami. I znów niezły popis wokalisty i pozostałych członków, z naciskiem na duet gitarzystów..
Tak a poza tym to znów na wyróżnienie zasługuje refren, który jest opoką tego utworu jak i muzyki Tarchon Fist. To one napędzają tą machinę i gdyby nie one to album jak i muzyka tego zespołu wiele by straciła.
Ballada to jest moment, kiedy trzeba się wykazać nieco talentem,bo nie ukryjesz nieporadności pod powłoką szybkości i melodyjności.
„Blessing Rain” to nie taka zła ballada jak mogłoby się wydawać .
Fakt nie jest to nic genialnego, ale postarali się ,nie robiąc fuszerki.
Przyjemny klimat, wpadający w ucho refren i co ciekawe, potrafi złapać za serce.
Obok „It's My World” spokojnie stawiam na równi „Eyes of Wolf” i wydaje mi się, że jest to nawet najszybszy kawałek na płycie. Znów ciekawa sekcja rytmiczna i przebojowy refren. I tak się robi hity moi drodzy.
Hmm, nieco zbędny jest „Doc Hammer”,ale cóż musi by jakiś zbędny kawałek, bo bez tego nie obeszło by się.
Inaczej ma się sprawa ostatniego utworu, który niby trwa 10 minut, mowa o „Carwed With Fire”. Piszę „niby” dlatego,że tak naprawdę trwa 5 minut,a drugą część stanowi jakby elektroniczna wersja „Its My World”.Ale skupmy się na tej pierwszej części.
Tak znów mamy świetny kawałek,ba jeden z najlepszych na albumie. Na szpikowany chwytliwymi melodia, a i refren nie ustępuje im. Szkoda, że więcej takich kawałków nie było. Ale to jest tylko dowód na to,że zespół stać na więcej i uważam że mogli naprawdę nagrać lepszy krążek niż jest.
A druga część to już raczej przeznaczona dla fanów elektronicznej muzy coś w stylu Kraftwerk albo Jean Miche Jarra . Ja to traktuje raczej jako ciekawostkę .
Tarchon Fist może nie namieszał na rynku muzycznym, ani też nie zagroził innym zespołom. Ale uważam, że ich album nie przeszedł bez echa. Bo jednak takiego grania coraz mniej , a dobrze że ktoś się odważył grać taki właśnie melodyjną muzę prosto serca wbrew innym,prosto pod prąd. Ich debiutancka płyta jest dobra i to nie podlega dyskusji, jednak nie dosyt jest gdy się słucha takiego „Eyes of Wolf” czy też „It's My World”,bo sądzę że zespół stać na nagranie albumu wypakowanego po brzegi takimi utworami.
A tak jest parę świetnych kompozycji,a tak reszta jest dobra.
Młody zespół z Włoch udowodnił że można grać melodyjny metal bez jakiś zobowiązań .
Album polecam tak naprawdę każdemu, bo album miło się słucha nie tylko w domciu przy piwku ,ale i też w aucie czy w autobusie w drodze do uczelni.
Jeśli miałbym dać sprawiedliwą ocenę to wyszło by równe 7/10 i nie jest ona ani krzywdząca dla zespołu ani dla słuchacza .
Warto zwrócić też uwagę na bardzo chwytliwy refren, który rozrusza najbardziej sztywnego słuchacza. I znów całkiem udany popis umiejętności gitarzystów podczas środkowej części kawałka.
Gorzej jest już napisać coś pozytywnego o „Black Gold Fever”, bo niby pasuje do reszty, ale jakoś zabrakło przebojowości i chwytliwości, a za bardzo postawiono na ciężar.
Szybko strata po przednim utworze zostaje nadrobiona za sprawą kolejnego bardzo udanego ”No More Walls” i takiego Tarchon Fist mogę słuchać całymi dniami. I znów niezły popis wokalisty i pozostałych członków, z naciskiem na duet gitarzystów..
Tak a poza tym to znów na wyróżnienie zasługuje refren, który jest opoką tego utworu jak i muzyki Tarchon Fist. To one napędzają tą machinę i gdyby nie one to album jak i muzyka tego zespołu wiele by straciła.
Ballada to jest moment, kiedy trzeba się wykazać nieco talentem,bo nie ukryjesz nieporadności pod powłoką szybkości i melodyjności.
„Blessing Rain” to nie taka zła ballada jak mogłoby się wydawać .
Fakt nie jest to nic genialnego, ale postarali się ,nie robiąc fuszerki.
Przyjemny klimat, wpadający w ucho refren i co ciekawe, potrafi złapać za serce.
Obok „It's My World” spokojnie stawiam na równi „Eyes of Wolf” i wydaje mi się, że jest to nawet najszybszy kawałek na płycie. Znów ciekawa sekcja rytmiczna i przebojowy refren. I tak się robi hity moi drodzy.
Hmm, nieco zbędny jest „Doc Hammer”,ale cóż musi by jakiś zbędny kawałek, bo bez tego nie obeszło by się.
Inaczej ma się sprawa ostatniego utworu, który niby trwa 10 minut, mowa o „Carwed With Fire”. Piszę „niby” dlatego,że tak naprawdę trwa 5 minut,a drugą część stanowi jakby elektroniczna wersja „Its My World”.Ale skupmy się na tej pierwszej części.
Tak znów mamy świetny kawałek,ba jeden z najlepszych na albumie. Na szpikowany chwytliwymi melodia, a i refren nie ustępuje im. Szkoda, że więcej takich kawałków nie było. Ale to jest tylko dowód na to,że zespół stać na więcej i uważam że mogli naprawdę nagrać lepszy krążek niż jest.
A druga część to już raczej przeznaczona dla fanów elektronicznej muzy coś w stylu Kraftwerk albo Jean Miche Jarra . Ja to traktuje raczej jako ciekawostkę .
Tarchon Fist może nie namieszał na rynku muzycznym, ani też nie zagroził innym zespołom. Ale uważam, że ich album nie przeszedł bez echa. Bo jednak takiego grania coraz mniej , a dobrze że ktoś się odważył grać taki właśnie melodyjną muzę prosto serca wbrew innym,prosto pod prąd. Ich debiutancka płyta jest dobra i to nie podlega dyskusji, jednak nie dosyt jest gdy się słucha takiego „Eyes of Wolf” czy też „It's My World”,bo sądzę że zespół stać na nagranie albumu wypakowanego po brzegi takimi utworami.
A tak jest parę świetnych kompozycji,a tak reszta jest dobra.
Młody zespół z Włoch udowodnił że można grać melodyjny metal bez jakiś zobowiązań .
Album polecam tak naprawdę każdemu, bo album miło się słucha nie tylko w domciu przy piwku ,ale i też w aucie czy w autobusie w drodze do uczelni.
Jeśli miałbym dać sprawiedliwą ocenę to wyszło by równe 7/10 i nie jest ona ani krzywdząca dla zespołu ani dla słuchacza .
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz