środa, 29 czerwca 2011

COLDSPELL - Out From The Cold (2011)





Coldspell znany w pewnych kręgach szwedzki zespół grający hard rock, z elementami heavy metalu. Słychać trochę w ich graniu Whitesnake, Europe czy też Def Leppard. Zespół ma na swoim koncie debiut, który odniósł sukces w pewnych kręgach społeczeństwa. Mamy rok 2011 a zespół wraca z nowym albumem zatytułowanym dość wymownie „Out Form The Cold”. Nic nie trwa wiecznie nawet skład zespołu. W przypadku Coldspell zaszyły zmiany w sekcji rytmicznej, a więc pojawił Perra Johanson jako perkusista oraz Anders “Kebbe” Lindmark na basie. Mogłoby się wydawać, że zmiany mogłyby się przyczynić do upadku, ale tutaj wniosły świeżość i niezwykły poziom artystyczny, co przełożyło się na muzykę zawartą na tym albumie. Produkcją albumu zajął się znany Tommy Hansen ( Helloween). Szata graficzna tez bardzo hard rockowa i trzeba przyznać, że Eric Philippe odwalił kawał dobrej roboty. W roku 2011 dużo było hard rocka w stylu lat 80, w stylu Depp purple, to też i tutaj gdzieś unosi się duch Depp Purpli, aczkolwiek słychać tutaj w szczególności ich własną twórczość, a nie granie pod starych fanów. Tutaj słychać współczesny hard rock, autentyczny, szczery, przebojowy i buja od początku do końca. Słyszałem sporo hard rockowych płyt w tym roku sporo nie spełniała wymagań, a sporo przeszło moje oczekiwania. Sporo było płyt adresowanych do pewnych fanów, o tyle tutaj można płytę polecić nie tylko fanom Def Lepapard, czy też Depp Purple, ale każdemu kto kocha Hard Rock najwyższych lotów, zagrany z pasją, bujający, no i przede wszystkim przebojowy. Czego niektórym zespołom brakuje.
Nie kombinowano z tracklistą, gdzie na miejsce otwieracza dano „Heroes” utwór do którego na kręcono klip, który ma klimat lat 80. Micheal Larson okazał się jak słychać niezwykłym gitarzysta, który łączy w swoim stylu troszkę z Def leppard, a trochę z Depp purple, a taki styl grania wspiera też Matti Eklund, który gra na klawiszach partie, które nasuwają na myśl zespoły Ritchiego Blackmore'a. Obok nich mamy też Niklasa Swedentorp'a, który ma bardzo czysty wokal, który ma niezwykłą taką Hard rockową barwę i dość często brzmi jak wokalista Def Lepaprd. W sumie jak słucham sobie tego kawałka, to nie dziwię się że on został wybrany do promowania albumu. Jest to utwór bardzo melodyjny i chwytliwy, a to za sprawą porywającego riffu oraz prostego i bujającego refrenu. Utwór zresztą jak cały album jest bardzo gitarowy. Solówki są tego najlepszym przykładem. Tak się powinno grać hard rock z prawdziwego zdarzenia. „Run For the Life” to kolejny hicior, w którym jest luz, jest bujające tempo, jest łagodny klimat, ale wciąż słychać hard rock pełną parą. Klawisze znów dają o sobie znać i bez nich nie było to by takie przestrzenne granie. Warstwa instrumentalna, momentami przypomina Depp Purple, a momentami Def leppard. Refren znów bardzo chwytliwy, ale zespół ma takich asów więcej w rękawie. Znów muszę pochwalić pana Larsona za stworzenie bardzo dynamicznego sola. W takim „One in a millon” słychać one wielką gwiazdę hard rocka „Dokken”. Znów jest bardzo gitarowo, jest rytmiczny i bardzo chwytliwy riff. Wszystko jednak rozegrano łagodnie i z bajkowym klimatem. Refren tutaj jest porywające i łatwo wpada w ucho. Gdzieś podobny refren słyszałem bodajże w utworze Laverage „Mowie God”. Piękna kompozycja, a takich pełno na tym albumie. „Six Feet Under” tutaj najwięcej słychać tego Def Lepaprd. Nieco podobny, taki drapieżny riff, no i do tego luzackie podejście do refrenu i zaśpiewy w stylu „hej,hej” takie właśnie pod wcześniej wspomniany band. Bez względu na inspirację, utwór spełnia swoją rolę buja i porywa. Tym, którzy nie doceniają zespołu, którzy uważają że to słaby zespół, które kogoś tam kopiuje. To radzę najpierw posłuchać taki utwór jak „Time” dla mnie hicior roku. To jest petarda hard rockowa z prawdziwego zdarzenia. Szybki, melodyjny riff, nawet może podsunąć power metal. Potem mamy szybkie tempo i wszystko jest bardzo melodyjne. Podobają mi się też zwolnienia podczas zwrotek bo wokalista ma krystalicznie czysty wokal, to też idealnie się to komponuje wraz z spokojnym tłem. Refren jest magiczny i porywający. No jak to może się nie podobać? To dla mnie już jest klasyk, to będzie kawałek, który będę pamiętał po wszech czasy, bo odbił na mnie piętno. „Save Our Souls” też idealnie godzi hard rockowe szaleństwo, z pięknym spokojem i bajkowym klimatem. Znów w refrenie troszkę może słychać Def lepaprd, a to pewnie przez te chórki. Dobrym pomysłem było wykorzystanie kwestii „łoo,łoo”. Dla mnie kolejny przebój i dowód, że zespół jest kapitalny. „The King” początek spokojny, aż za bardzo, bo przyzwyczaili mnie do porywania gitarami. Tutaj jest wolno i uczuciowo. Takie granie też ma swoich zwolenników. Ale wraz z drugą minutą, zespół nieco pod ostrza granie i znów mamy hard rock pełną parą. Refren jednak jest znów powrotem do spokoju i piękna. Tym razem nieco słabsza kompozycja, ale idealnie pasuje do reszty. Brawo Larsson za zagranie takiej pięknej solówki. „The fate” kolejny killer i znów bardzo przebojowy. Niezwykły jest ten riff, taki bardzo fajnie bujający, a takie utwory ciężko dziś w przypadku hard rocka. I zespół nie odpuszcza również słuchaczowi przy „Seven Wonders” znów przebojowość, chwytliwość i pełno melodii. Znów hard rock, który buja. Jednak dziwi mnie jedno, sporo utworów za nami, a zespół wciąż wytacza ciężkie działa, wciąż buja, wciąż zachwyca, no niezwykłe. Podobne zachwyty są przy „Angel Eyes”, który też łączy świat ciężkiego rocka, co słychać przez całą kompozycję, z naciskiem na riff z światem pięknych refrenów, które pobudzają emocje. „Heading For Tommorow” też kompozycja energiczna, z elementami, które można by przepisać Def Leppard, choćby ten refren, który brzmi znajomo. „Out From The Cold” to kolejny utwór, które prezentuje idealnie z czym się miało do czynienia przez cały album. Znów piękny i chwytliwy refren.

Dla jednych płyta będzie pewnie popowa za sprawą prostych i bardzo chwytliwych refrenów, dla jednych będzie to może nic znaczący album, dla jednych takich jak ja będzie to album zawierający masę przebojów, sporo porywających riffów i bardzo gitarowego hard rocka, w którym słychać ducha lat 80, z tym że plagiatu nie ma. Hard rock obecnie nie ma za wiele do zaoferowania, to tez trzeba troszkę poszperać w internecie, żeby coś znaleźć. Oszczędzę wam czasu i sięgnijcie śmiało po ten album, bo warty jest tego. Takiego hard rocka słucha się zawsze i wszędzie z miłą chęcią. Zespół ma świetlaną przyszłość przed sobą i może nie raz dać o sobie jeszcze znać. Całość wyceniam na 9/10. Polecam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz