środa, 22 czerwca 2011

AVANTASIA - Metal Opera part 1 (2001)





Avantasia to bez wątpienia jeden z ciekawszych projektów jakie znam i na dodatek z bardzo ale to bardzo powalającym dorobkiem. Zespół powstał za sprawą Tobiasa Sammeta ,który jest głową innego zespołu -Edguy,.Tobias Sammet to osoba bardzo oryginalna i trzeba przyznać bardzo utalentowana, bo zarówna jak Kai Hansen tak i on zrobił dużo dla power metalu i tego dowodem jest choćby właśnie Avantasia i metalowe opery. Metalowe opery, tak opery bo są to dwie części, który razem tworzą spójną całość jeśli chodzi o temat, historie jak i muzykę. Tak , jest to koncept album, który wg mnie jest naprawdę oryginalny i z dominowany przez ciekawą historię w której główną rolę gra Gabriel -Tobias a reszta gości odgrywa poszczególne postacie i żeby nie było to zbyt banalne, gośćmi są znane i lubiane osoby ze świata metalowego. Tak więc można powiedzieć że Tobias wszystkich zaskoczył nagrywając taki niesamowity krążek, który światło dzienne ujrzał w 2002r. Album został dopracowany pod każdym względem i słuchając go również po 7 latach, robi imponujące wrażenie i trzeba powiedzieć, że mamy do czynienia z Arcydziełem przez duże A!!! Od kiedy miałem ten krążek w swoim posiadaniu, kojarzył mi się on zawsze z Kepperami o te ze względu na:

- powalające kompozycje i produkcję
- niesamowity wpływ na scenę
- oryginalność
- dwie części tego niesamowitego pomysłu Tobiasa!

Ale wracając do Metalowej opery , jest to album jedyny w swoim rodzaju, takiego drugiego nie znam, z taką dawką niesamowitych chórków, z taką ilością melodii, i z taką ilością niesamowitych gości, ogółem cudo. Pierwsze na co trzeba zwrócić uwagę, to na przyjemną i utrzymaną w klimatach fantastycznych oprawę graficzną. Dalej idąc , bardzo perfekcyjne brzmienie które rzuca na kolana, i na koniec niesamowite kompozycje przepełnione klimatem fantastycznym ,baśniowym i to za sprawą niesamowitej historii, bez której ani rusz.

Album otwiera PRELUDE,bardzo spokojnie ,ale zarazem wprowadzające nas w klimat fantastyczny intro, ciekawa zagrywka orkiestrową i po paru sekundach łagodność przemienia się w niesamowitą jazdę power metalową , która dostarczy niesamowitej satysfakcji i przeżyć muzycznych każdemu słuchaczowi. Po przepięknym wejściu słychać już tylko wzorowanym na nim riff , który od razu nasuwa stary dobry Helloween i w takim wielkim stylu zaczyna się REACH OUT FOR THE LIGHT który praktycznie jest przedsmakiem tego co czeka nas później. Świetny utworek pełen energii i bardzo powerm etalowy. Utworek ten prezentuje naprawdę niesamowity kunszt oraz pomysł Tobiasa na ten kawałek. Wszystko zaczyna się od bardzo melodyjnego riffu w wykonaniu Henja Richtera ,który niszczy swoją grą na gitarze,ale tak to jest jak się gra przy wielkim Kaiu. Ale podczas zwrotek lekka zmiana tempa i niesamowity wokal Tobiasa, który rządzi i dzieli na tym krążku,zajebiście gitarki chodzą w tym momencie. Refren który jest bardzo porywisty i helloweenowy należy do Micheala Kiske ,który niszczy swoją formą wokalną,bo jakby nie było miał on małą przerwę od takiej muzyki,ale tutaj spisał się na medal. Jakby tego było mało,Henjo Richter pokazuje co to znaczy solówka na bardzo wysokim poziomie,oj Kai na pewno jest z niego dumny. W skrócie Kill! Kolejny kawałek to SARPENTS IN PARADISEi jest to kolejny perfekcyjny kawałek ,bez jakieś wskazy, potknięcia, niesamowity pod każdym względem. Zaczyna się niesamowitym riffem, który jest diabelnie oryginalny. Zwrotka jest dowodem jak można umiejętnie zmienić tempo i nastrój . Oczywiście w pierwszej części rządzi Tobias,który czuje się idealnie w takich kawałkach. Podczas zwrotki, zresztą jak i w całym tym albumie dużą rolę i zarazem jedną z głównych odgrywa chór, który oddaje to operowe znaczenie. Drugą zwrotkę upiększa głos Davida DeFeis as Friar ,który naprawdę powalił mnie swoim głosem. Jeśli chodzi o Malleus Maleficarum,w pamięci zapadł mi tutaj wokal Malleus Maleficarum, oraz taki klimacik kapłański Hmm, kolejny kawałek troszkę nasuwa mi Helloween i GR ,mowa o genialnym BREAKING AWAY,który jest szybki,bardzo melodyjny czyli tak jak przystało na power metal, ale takie osoby jak Henjo i Kiske sprawiają ,że słychać duch wspomnianych bandów. Henjo grając riff od razu zdradzają ,że to on, i troszkę niestety mi się to kojarzy z tym co prezentuje w GR, natomiast sam kawałek,t empo jak i refren naprawdę kojarzą się z helloweenem,no i do tego wokal ex wokalisty tego bandu Micheala Kiske: Jeśli chodzi o solówki to oczywiście po raz kolejny wykonane przez Henja. Jeśli o mnie chodzi ,zawsze miałem słabość do genialnego FAREWELL głownie ze względu na jego kunszt, wykonanie, oryginalność . I AVANTASIA i Tobias pokazali, że potrafią nagrać również nieco wolniejsze kawałki,które koszą nawet szybsze Zaczyna się ciekawą melodyjką,która od razu zapisuje się w głowie. Kiedy wkraczają gitary to brzmi to powalająco i naprawdę oryginalnie. Podczas zwrotek lekkie zwolnienie i przetrzymanie napięcia do punktu kulminacyjnego jakim jest refren. Powiem jedno klękajcie narody,bo jest to jeden z najlepszych refrenów ever,przynajmniej dla mnie, podniosły, chwytliwy i nie banalny. Druga zwrotka należy do Sharon Den Adel ,która jest jak dla mnie jedną z lepszych wokalistek a w tym kawałku sprawdziła się genialnie i bardzo profesjonalnie. Oczywiście solówkami zajął się henjo,no bo kto inny
A jak się dobrze wsłuchacie to usłyszycie pod koniec genialnego Kiske,który pomimo tak nie wielkiej kwestii rozpierdala niesamowicie: No farewell could be the last one. If you long to meet again... Idąc za ciosem mamy kolejny kawałek pretendujący do miana killera- THE GLORY OF ROME i muszę przyznać że w tym utworrze jest więcej osobistości i do tego przez cały czas Henjo niszczy swoją grą to albo riff,to albo solówki. Wokalnie niesamowicie niszczą Rob Rock, Hartmann i Ralf Zdiarstek no i oczywiście Tobias. Niesamowita zmiana tempa , ciekawe popisy wokalne, no i ten refren ,w którym te chórki przyprawiają mnie o dreszcze,oczywiście w sensie pozytywnym
Oczywiście hymnem z tego albumu jest tytułowy AVANTASIA , który jest jakby kwintesencją i wizytówką tego albumu. Ciekawie wyszedł tutaj ta melodyjka zagrana jakby na organach ,wyszło naprawdę operowo. Podczas zwrotek Tobias napawa nas niesamowitym klimatem i pozytywną energią,ale nie mogło oczywiście zabraknąć Kiske w takim kawałku. Po raz kolejny Avantaisa powala nie tuzinkowym refrenem. Do dziś nie mogę się uwolnić od tego refrenu zdominowanym przez chórek.A new Dimension daje nam chwile odsapnąć ,żeby móc się na cieszyć wokalem Hansena i Matosa w INSIDE,który jest bardzo miłą dla ucha balladą i jakoś sobie nie wyobrażam tego krążka bez tego kawałka. I choć reszta była znakomita, oryginalna i perfekcyjna,to jednak pierwszym kawałkiem, który katowałem z największym naciskiem był właśnie SIGN OF THE CROSS No co za zajebisty kawałek, przez te 7 minut nie ma szans się nudzić, oj Sammet o to zadbał. Kawałek niszczy klimatem, aranżacją i niesamowitym refrenem. A jeśli chodzi o wokale to Andre, Hartmann, Tobias, niszczą ,ale jednak moim faworytem jest Kai w niesamowitym momencie,kiedy gitarki przyspieszają,a on śpiewa: You have been the chosen one, ...Ale równie brawa należą się Jensowi Ludwigowi za perfekcyjną solówkę, niesamowity pokaz umiejętności.
A na koniec ,mamy kawałek który jest punktem kulminacyjnym tego krążka- THE TOWER, który zachwyca, niezłymi zmianami temp, ciekawym klimatem,niesamowitą aranżacją i powalającymi wokalami jak choćby Matosa,czy też Kiske.Utwor jest tak samo świetny jak reszta,ale bez wątpienia jest to utworek szczególny i nie można go pominąć!

Podsumowując: Metalowa Opera part 1 to krążek szczególny i to nie tylko ze względu na listę osób uczestniczących w tym projekcie, ale przede wszystkim ze względu na muzykę. Tobias naprawdę postawił sobie tak wysoko poprzeczkę, że już nigdy jej nie przeskoczy, bo takich albumów nie nagrywa się co roku, są one raz na jakiś czas, a myślę że ciężko dorównać takiemu krążkowi właśnie jak metalowa opera, bo jest tutaj wszytko czego dusza zapragnie i do tego jest to zrobione profesjonalnie, że mucha nie siada. Tobias nie dość, że zebrał imponujących gości to jeszcze stworzył niesamowite utwory, które są tak świeże i niesamowite, każdy z nich błyszczy niczym diament. Na taki album czekałem prze z długi czas, i spokojnie można je postawić obok kepperów bo są to krążki jedyne w swoim rodzaju i spokojnie można nazwać ten album ARCYDZIEŁEM!10/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz