piątek, 31 stycznia 2014

KILLERS - Live (1997)

Można dostać bólu głowy od liczenia płyt wliczających się w dyskografię Paul Di Anno. Na przestrzeni lat wydał sporo albumów studyjnych, komplikacji oraz albumów koncertowych. Wśród tej pokaźnej liczby na uwagę zasługuje „Live” wydany pod szyldem Killers. Dlaczego? Bo tutaj w dużej mierze Paul promował swój własny materiał, który znalazł się w na dwóch albumach Killers. Zaś kawałki z twórczości Iron Maiden ograniczył do 5 utworów co i tak nie jest źle, biorąc pod uwagę że na płycie jest 16 utworów. Pytanie tylko na ile ten koncert może się podobać?

Jeśli ktoś lubi głos Paula to może jakoś przebrnie przez ten album, tylko jeśli ktoś jest bardziej wymagającym słuchaczem to na pewno wytknie błędy. Nie ma się co oszukiwać bowiem jest ich tutaj kilka. Najbardziej drażniący to kiepska forma wokalna Paula. Tutaj stara śpiewać agresywnie, jak choćby w „Wratchild” i wychodzi to trochę śmiesznie. Sam koncert wydaje się momentami nieco sztywny i publika też słabo reaguje na heavy metalowe show. Dobrze wypadają utwory z albumu „Murder One” i to właśnie taki „Marshall Lokjaw” robi bardzo dobre wrażenie. Najsłabiej wypadają kawałki z „Menace To Society”. W „Three Words” brakuje jakiegoś dialogu z publicznością, zaś taki „Song For you” nowoczesnym wydźwiękiem nieco odstrasza. Na koncertach Paula zawsze wyczekiwane są utwory żelaznej dziewicy i słychać, że dopiero przy takim „Rember Tommorow” czy „Phantom The Opera” ludzie ożyli. Ogólnie na plus fakt, że Paul postawił na własny materiał, ale brakuje jakiś petard z Battlezone. Brzmienie, forma wokalna Paula, rozgrzewanie publiki, kontakt z nią pozostawia wiele do życzenia.

Fani głosu Paula łykną to wydawnictwo bez problemu. Jednak ci co są bardziej wymagający będą mieć problem przebrnąć przez te 16 utworów. Poza tym Paul miał lepsze albumy koncertowe na swoim koncie. Może lepiej sięgnąć po taki „American Assault”?


Ocena: 5.5/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz