środa, 29 stycznia 2014

KINGDOM WAVES - Damned Beauty Overture (2013)

Dla wielu osób to właśnie książki są oknem do innego świata, przepustką do świata magii i wyobraźni. Stanowią one narzędzie za pomocą którego poznajemy smak innego życia, ciekawych historii, smak nowego świata, którego nie znamy. Trudno się z tym nie zgodzić. Ja od najmłodszych lat byłem zafascynowany pirackim światem. Oddałbym wiele żeby przeżyć taką przygodę, będąc piratem przez chwilę chociaż. Tutaj książki jakoś nie zdały w pełni swojego egzaminu, to też ruszyłem w poszukiwanie mocniejszych bodźców. Filmy pokroju „Piraci z Karaibów”, czy też zespoły heavy metalowe, które tematycznie starają się odtworzyć tamte pirackie czasy. Running Wild czy Alestorm wciąż mnie zachwycają. Jednak są to zespoły, które bardziej nastawione są na drapieżność, na rozróbę aniżeli klimat i przeniesie słuchacza do innego świata. I tak dryfowałem po oceanie marzeń szukając w końcu prawdziwego skarbu pirackiego. Po kilku latach błądzenia na krańcu świata i na nieznanych wodach odnalazłem to czego szukałem. Kingdom Waves.

W tym momencie właśnie stajemy się świadkami nie tylko tego, że płyta z muzyką metalową może być czymś więcej niż płytą do słuchania i do zabijania czasu. Może być właśnie przepustką do innego świata, może być prywatnym wehikuł czasu. Dzięki właśnie muzyce Kingdom Waves każdy słuchacz marzący o takiej przygodzie jak ja, o świecie pirackich rozrób, libacji przy rumie i tańcach przy pirackich szantach będzie mógł spełnić swoje marzenie. Kingdom Waves stylistycznie stara się łączyć melodyjny power metal, który jest wymieszany nieco z muzyką klasyczną, a wszystko osadzone w pirackich klimatach. Takie zespoły to rzadkość. Gdy się ich słucha to ma się na myśli Nightwish, Rhapsody of Fire czy Phatfinder, ale to nie jest włoska kapela. Więc skąd wypłynął piracki statek Kingdom Waves? Cóż pewnie teraz mało kto uwierzy, ale wypłynęli z Poznania. Tak to jest nasza rodzima kapela, która już ma rzeszę fanów za granicą, a my Polacy jakby dopiero ich poznajemy. W roku 2013 ukazał się debiutancki album „Damned Beuty Overture” i choć piszę o tym dopiero teraz to jednak muszę stwierdzić, że jest to jeden z najlepszych albumów tamtego roku. Posunę się nawet dalej w swoim rozmyśleniach. Kapela jest prawdziwym pirackim odkryciem dla prawdziwych poszukiwaczy skarbów i jest to kapela inna niż wszystkie mi znane. Sam album to jeden z najlepszych albumów jakie miałem usłyszeć przez ostatnie miesiące. I pomyśleć że można tak grać w Polsce. Mamy zespół na światowym poziomie i o tym świadczyć może nawet image zespołu, który prezentuje się lepiej niż takiego Running Wild czy Alestorm, no i przepiękna okładka debiutanckiego albumu. Śmiem twierdzić, że jest to najpiękniejsza okładka roku 2013. Przygoda się zaczyna od rozbudowanego i epickiego „Damned Beauty Overture”. Otwarcie i wprowadzanie w piracki świat przypomina mi „Treasure Island” Running Wild. Również przejścia, przebojowość też godna twórczości Rolfa. Jednak na tym kończy się wszelkie podobieństwo. Kingdom Waves chce nam dać klimat, chce nas zabrać w podróż. Dlatego nie brakuje tutaj miłych ozdobników, podniosłości wyjętej jakby z soundtracku „Piratów z Karaibów”. Michał Bąk tutaj odgrywa kluczową rolę. Jego partie klawiszowe i te orkiestrowe są po prostu magiczne. Jest przepych, jest finezja i pomysłowość. Najważniejsze jednak jest oddanie w pełni detali związanych z pirackim światem. Można odnieść wrażenie że dryfuje się wraz z zespołem po nieznanych wodach w celu przeżycia przygody swojego życia. W takim graniu też ani rusz bez przebojów, też trzeba umieć przyciągnąć uwagę, sprawić by przeżywał muzykę i o niej nie zapomniał nawet gdy dźwięki ucichną. Czy inaczej można nazwać „Paper Wings”? To jest właśnie rasowy przebój wzorowany na twórczości Rhapsody czy Nightwish, ba nawet muzyki klasycznej. Dźwięki na tej płycie są wyszukane, dopieszczone i pełne pomysłowości. Jest powiew świeżości, jest element zaskoczenia, a to też tylko potwierdza wielkość tego zespołu. „Mistrust” to utwór zróżnicowany w swojej konwencji i dzieje się w nim całkiem sporo. Sporo ciekawych przejść gitarowych pana Urbana tylko potwierdzają jak utalentowanym gitarzystą jest. Stara się oddać klimat, komponować i uzupełniać to co wygrywa Lord Wizzard czyli Michał Bąk. Ich praca układa się wyśmienicie i nie można im nic zarzucić. Każdy z muzyków zasługuje na osobną pochwałę. Na przykład Agnieszka, która jest odpowiedzialna za partię basu, nadaję „Handful Of Sand” mocnego wydźwięku i zróżnicowania. Ten utwór jest nieco bardziej mroczniejszy i ukazuje jakby drugie oblicze, niczym tą straszniejszą wersję bohaterki z okładki. Kto lubi akcję, szybkie zwroty akcji, bitwy morskie i hymny które mają zagrzać piratów do walki, ten za pewne zachwyci szybkim „Mirrage world”. Na płycie poza szybkimi kompozycjami uświadczyć można nieco bardziej stonowane dźwięki i dobrym tego przykładem jest piękna, romantyczna ballada „The Cult Of War”, który pokazuje jak znakomitym wokalistą jest Martin Marcell. Potrafi stworzyć klimat, wzbogacić utwór o emocje, które po prostu wzrusza. Jednak można jeszcze stworzyć wyjątkową balladę, w dodatku w pirackim klimacie. Każdy kto stanie na drodze banderze Kingdom Waves obróci się w proch, bo czy można rywalizować z takimi kompozycjami jak „Dust To Dust”? Niestety ale konkurencja pokroju Nightwish czy Rhapsody Of Fire wysiada i to za nim jeszcze wystartuje w tym wyścigu. Całość zamyka „The Pirate Wedding day”. Kto szuka dobrej zabawy, tańców, śpiewów i imprezy przy rumie ten to znajdzie w tym kawałku. Kolejne znakomite wcielenie Kingdom Waves.

Czas płynie nie ubłaganie z Kingdom Waves i dopłynęliśmy do końca naszej małej przygody. Rzadko kiedy płyta wywiera taki wpływ na mnie. Rzadko kiedy mam problem dojść do siebie, wrócić do szarej rzeczywistości. Jednak Kingdom Waves tak mnie oczarował swoją muzyką, swoim pirackim światem, że nie mam ochoty go opuszczać go choćby na chwilę. Tej płyty nie da się ot tak zapomnieć. Może i mała przygoda skończyła się wraz z końcem płyty, ale większa przygoda Kingdom Waves właściwie się właśnie zaczęła. Ma szansę zwojować cały świat i porwać ze sobą wielu słuchaczy, którzy też chcą przeżyć przygodą, choć na chwilę zapomnieć o codzienności i wybrać się razem z nimi w piracki rejs. A ty jesteś gotowy na to? Chcesz być jednym z nas? Chcesz być piratem? Jedynie co musisz zrobić to odpalić debiutancki album polskiego Kingdom Waves. Nigdy nie zapomnisz tej przygody!

Ocena: 10/10

P.s Specjalne podziękowania dla Michała Bąka za przesłanie płyty i umożliwienie posłuchania tej płyty

2 komentarze:

  1. Strasznie napaliłem się na tą płytę po recenzji. Niestety po wysłuchaniu 2 kawałków na stronie bandu ("Handful of Sand" i "Mistrust") zapał minął całkowicie. Cieszę się Łukasz, że odnalazłeś tyle dobra dla siebie na tym krążku (szczególnie że jak piszesz - tematyka piracka jest Ci bliska) ja jednak spasuję. Poznane kawałki jak dla mnie są niesamowicie przeciętne (może z wyjątkiem początku "Mistrust", który zapowiada ciekawy kawałek, niestety na zapowiedzi się kończy) a wokal to prawdziwa męka dla mnie. To jest właśnie te barwa i ta maniera, której bardzo nie lubię w melodyjnym metalu :( Nic to, czekam na kolejne Twoje recenzje. Parę razy dzięki nim coś fajnego odkryłem dla siebie, pozdro :)

    OdpowiedzUsuń
  2. album jest dobry, ale 10/10 to przesada :) zdecydowanie zespół musi popracować nad wokalem, bo jest on chwilami lekko irytujący

    OdpowiedzUsuń