niedziela, 26 stycznia 2014

RING OF FIRE - Battle Of Lenningrad (2014)

Mark Boals to znakomity wokalista i sprawdza się jego głos niemal we wszystkim. Jednak stara się trzymać melodyjnego metalu, w którym jest nutka neoklasycznego power metalu i hard rocka. Ostatnio jest znany z Iron Mask, ale w tym roku sławę mu przyniesie nowy album Ring Of Fire. „Battle Of Lenningrad” to takie same emocje i profesjonalizm co dzieło Holy Force. Czyli w skrócie uczta dla fanów melodyjnego metalu w którym jest coś z neoklasycznego power metalu, coś z hard rocka i progresywnego metalu. Jednak to nie wszystko.

Warto zaznaczyć, że album rodził się dość długo, bowiem ostatnie dzieło Ring Of Fire ukazało się 10 lat temu, więc jest lekka przepaść, ale zespół nadrabia zaległości. Choć album „Battle Of Lenningrad” ukazuje się 10 lat po „Lapse Of reality” to jednak jest albumem dopracowanym i dojrzałem co daje możliwość uważać ten krążek za jeden z tych najlepszych w dorobku amerykańskiej formacji. Skład Ring Of Fire podczas tak długiej przerwie uległ nieco zmianie. Jest poza Markiem jest gitarzysta Tony Macalpine, jest klawiszowiec Vitalij znany z Adagio, ale jest też dwóch nowych muzyków. Jami Huovinen w roli perkusisty i trzeba przyznać, że jego gra jest imponująca. Jest dynamika, jest zaskoczenie i urozmaicenie, a to się zawsze ceni. Fajnie słychać te przejścia w takim energicznym „Firewind”.Ale moją uwagę skupił Timo Tolkki, który spełnia się tutaj w roli...basisty. Ciekawe, czyż nie? Muzycy pokazali klasę. Mark śpiewa tutaj bardziej emocjonalnie niż na ostatnim albumie Iron Mask i tutaj przypomina czasy śpiewania u boku Yngwie Malmsteena czy też w Royal Hunt. Również Tony nie grzeszy skromnością i też wygrywa przeróżne partie i motywy, ukazujące jak ceni sobie finezję, pomysłowość i zaskoczenie. Słychać jego wzorowanie się na Malmsteena. Jeśli ktoś przywiązuje sporą uwagę do pięknych i emocjonujących partii gitarowych ten będzie jak w siódmym niebie. Tony nie jest pierwszym lepszym gitarzystą i już otwieracz „Mother Russia”nam to dobitnie potwierdza. Ring Of Fire w swojej muzyce przemyca sporo patentów charakterystycznych dla Yngwiego, tak więc neoklasyczny power metal nie jest obcy Ring Of Fire i „They're calling Your Name” wprowadza nas w ten świata perfekcyjnie. Podniosłość i emocje zawarte w Empire” przypominają mi z kolei twórczość Royal Hunt. Progresywny charakter kompozycji też miał w tym swój udział. Nowy Ring Of Fire to przede wszystkim takie perełki jak „Where Angels Play” czy „No Way Out”, ale to nie tylko szybkie power metalowe granie. To też progresywne wariacje na temat Royl Hunt o czym świadczyć może „Battle of Lenningrad” . No i jest też miejsce dla wolniejszych kompozycji o czym świadczyć może „Our World”, ale są to również przyjemne momenty. Akurat ballady muszą być naprawdę dobre, żeby mogły mnie zachwycić. Tutaj Ring Of Fire stworzył romantyczną kompozycję, która łapie za serce.

Warto było czekać 10 lat na powrót Ring Of Fire. Nagrali naprawdę dojrzały album, który zawiera elementy neoklasycznego power metalu, progresywnego metalu i hard rocka. Znakomity muzycy, dopieszczone kompozycje, soczyste brzmienie i wysoki poziom muzyczny. Czego można chcieć więcej? Jedynie więcej takich płyt z taką muzyką i to na takim poziomie. Cudo.

Ocena: 9/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz