Jednym z moich
pretendentów do najlepszej płyty miesiąca styczeń roku 2014
był od samego początku „Chasing The Dream” młodej kanadyjskiej
formacji o nazwie Skull Fist. Zespół szybko odniósł
sukces i zdobył nie małe grono fanów. Nic dziwnego skoro ich
debiutancki album był jednym z najlepszych w roku 2011, a sama
kapela była odkryciem muzycznym ostatnich lat. Nawet nie
dopuszczałem myśli, że może coś pójść nie tak. Pewnie
nie jeden z was nurtuje pytanie czy kapeli udało się utrzymać
wysoki poziom muzyczny z debiutu?
Nie będę was długo
trzymał w niepewności, ale wiele aspektów przemawia za tym,
że debiutancki album”Head Of The Pack” zawiesił poprzeczkę tak
wysoko, że sam zespół nie dał rady jej przeskoczyć, czy
też nawet uzyskać podobny wynik. Choć „Chasing The Dream”
brzmi jak kalka poprzedniego albumu, to jednak jest kilka różnic.
Przede wszystkim brakuje mi tej świeżości, brakuje mi tego
elementu zaskoczenia, który był mocną stroną poprzedniego
albumu. Ale na tym nie kończy się moja lista zarzutów wobec
Skull Fist. Co najbardziej się rzuca w przypadku nowego albumu to
akurat brak tak rasowych przebojów jak na debiutanckim krążku.
Jasne jest taki energiczny „Mean Street Rider” czy
melodyjny „Sing Of warrior”, które brzmią
jak zagubione utwory z debiutu. Niestety ale liczba przebojów
jest znacznie mniejsza no i pozostaje też kwestia jakości. Tutaj
zespół jako tako wiele nie stracił na atrakcyjności, bo
dalej gra melodyjny heavy/speed metal zakorzeniony w latach 80. „Hour
To Live” to bardzo dobry otwieracz, który wyznacza
pewien standard, który zachowuje Skull Fist. Wokalista Jackie
dalej śpiewa w swoim stylu, dzięki czemu Skull fist pozostaje sobą.
Debiutancki album to była prawdziwa uczta dla maniaków
gitarowych popisów, dla koneserów mocnych, energicznych
riffów i nie było tam miejsca dla takich komercyjnych hard
rockowych utworów jak „Bad
For Good”. To że gitarzyści grają tutaj nieco się
gubią w swoich pomysłach i grze świadczyć może instrumentalny
„Shreds Not dead”. Oczywiście solidność i
zagwarantowanie równego w miarę materiału czyni ten album
bardzo dobrym i godnym uwagi. Taki „Chasing The dream”
, rytmiczny „Call Of The Wild” czy szybki w stylu
Enforcer „You're Gonna Play” zapewniają niezłą
rozrywkę w rytmach heavy/speed metalu.
Można zapomnieć, że
nowy album Skull Fist zrobi taką furorę co „Head Of the Pack” i
choć album jest słabszy i mniej przebojowy, to jednak jest to wciąż
bardzo dobre speed metalowe granie w starym stylu. Brakuje takich
płyt, takiego grania, to też Skull Fist w tej tematyce odnosi
sukcesy i ma tylu wiernych fanów. Jestem troszkę
rozczarowany, ale humor poprawia mi fakt, że zespół zagra w
Polsce i to z Enforcer.
Ocena: 8/10
Wspominałeś i w tekście również to kilkakrotnie podkreślasz, że album jest słaby i rozczarowujący oraz, że nie przeskoczyli ani nawet nie wyrównali poprzeczki debiutu, a mimo to dajesz ósemkę? Coś tu nie gra Łukasz.
OdpowiedzUsuńNa ósemkę/siódemkę zasługiwał ”Head Of The Pack”. Tak naprawdę to popularność zyskali głównie w Japonii.
OdpowiedzUsuńGdzie edytor tekstu?
OdpowiedzUsuńBardzo fajna płytka eleganckie połączenie heavy/speed po prostu jej uległem \m/.
OdpowiedzUsuńTrochę słabszy od debiutu,ale spoko daje się słuchać.Jakoś bardzo nie można go zmieszać z błotem,taki na średnią ocenę.
OdpowiedzUsuń