piątek, 10 stycznia 2014

SKULL FIST - Chasing The dream (2014)

Jednym z moich pretendentów do najlepszej płyty miesiąca styczeń roku 2014 był od samego początku „Chasing The Dream” młodej kanadyjskiej formacji o nazwie Skull Fist. Zespół szybko odniósł sukces i zdobył nie małe grono fanów. Nic dziwnego skoro ich debiutancki album był jednym z najlepszych w roku 2011, a sama kapela była odkryciem muzycznym ostatnich lat. Nawet nie dopuszczałem myśli, że może coś pójść nie tak. Pewnie nie jeden z was nurtuje pytanie czy kapeli udało się utrzymać wysoki poziom muzyczny z debiutu?

Nie będę was długo trzymał w niepewności, ale wiele aspektów przemawia za tym, że debiutancki album”Head Of The Pack” zawiesił poprzeczkę tak wysoko, że sam zespół nie dał rady jej przeskoczyć, czy też nawet uzyskać podobny wynik. Choć „Chasing The Dream” brzmi jak kalka poprzedniego albumu, to jednak jest kilka różnic. Przede wszystkim brakuje mi tej świeżości, brakuje mi tego elementu zaskoczenia, który był mocną stroną poprzedniego albumu. Ale na tym nie kończy się moja lista zarzutów wobec Skull Fist. Co najbardziej się rzuca w przypadku nowego albumu to akurat brak tak rasowych przebojów jak na debiutanckim krążku. Jasne jest taki energiczny „Mean Street Rider” czy melodyjny „Sing Of warrior”, które brzmią jak zagubione utwory z debiutu. Niestety ale liczba przebojów jest znacznie mniejsza no i pozostaje też kwestia jakości. Tutaj zespół jako tako wiele nie stracił na atrakcyjności, bo dalej gra melodyjny heavy/speed metal zakorzeniony w latach 80. „Hour To Live” to bardzo dobry otwieracz, który wyznacza pewien standard, który zachowuje Skull Fist. Wokalista Jackie dalej śpiewa w swoim stylu, dzięki czemu Skull fist pozostaje sobą. Debiutancki album to była prawdziwa uczta dla maniaków gitarowych popisów, dla koneserów mocnych, energicznych riffów i nie było tam miejsca dla takich komercyjnych hard rockowych utworów jak „Bad For Good”. To że gitarzyści grają tutaj nieco się gubią w swoich pomysłach i grze świadczyć może instrumentalny „Shreds Not dead”. Oczywiście solidność i zagwarantowanie równego w miarę materiału czyni ten album bardzo dobrym i godnym uwagi. Taki „Chasing The dream” , rytmiczny „Call Of The Wild” czy szybki w stylu Enforcer „You're Gonna Play” zapewniają niezłą rozrywkę w rytmach heavy/speed metalu.

Można zapomnieć, że nowy album Skull Fist zrobi taką furorę co „Head Of the Pack” i choć album jest słabszy i mniej przebojowy, to jednak jest to wciąż bardzo dobre speed metalowe granie w starym stylu. Brakuje takich płyt, takiego grania, to też Skull Fist w tej tematyce odnosi sukcesy i ma tylu wiernych fanów. Jestem troszkę rozczarowany, ale humor poprawia mi fakt, że zespół zagra w Polsce i to z Enforcer.


Ocena: 8/10

5 komentarzy:

  1. Wspominałeś i w tekście również to kilkakrotnie podkreślasz, że album jest słaby i rozczarowujący oraz, że nie przeskoczyli ani nawet nie wyrównali poprzeczki debiutu, a mimo to dajesz ósemkę? Coś tu nie gra Łukasz.

    OdpowiedzUsuń
  2. Na ósemkę/siódemkę zasługiwał ”Head Of The Pack”. Tak naprawdę to popularność zyskali głównie w Japonii.

    OdpowiedzUsuń
  3. Gdzie edytor tekstu?

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo fajna płytka eleganckie połączenie heavy/speed po prostu jej uległem \m/.

    OdpowiedzUsuń
  5. Trochę słabszy od debiutu,ale spoko daje się słuchać.Jakoś bardzo nie można go zmieszać z błotem,taki na średnią ocenę.

    OdpowiedzUsuń